- Tam była policja, straż miejska, szpital. Dlaczego nikt nie pomógł, tylko zostawiono go jak psa, żeby umarł? - pyta zrozpaczona córka mężczyzny, który w niewyjaśnionych okolicznościach zmarł pod szpitalem w krakowskiej Nowej Hucie. Szpital i straż miejska przedstawiają różne wersje wydarzeń na temat śmierci 62-latka.
Mężczyzna w niedzielę nad ranem został znaleziony martwy na trawniku w okolicy szpitala w krakowskiej Nowej Hucie. Na oddział trafił w sobotę wieczorem, ale potem szpital opuścił. Całą noc spędził niemal pod bramą placówki. Straż miejska i szpital przedstawiają różne wersje na temat tego, co działo się w ciągu kilku godzin przed śmiercią pacjenta. Śledztwo w sprawie wszczęła prokuratura.
"Nikt nas nie poinformował, co się działo z tatą"
Córka zmarłego mężczyzny, Magdalena Cholewa, nie może pogodzić się ze śmiercią ojca. - Nikt nas nie poinformował o tym, co się dzieje, nikt nie zadzwonił. Przecież tata miał przy sobie odcinek renty, na którym napisany był adres, podawał też swoje dane - mówi ze łzami w oczach. Ma ogromny żal do szpitala, że nie udzielił rodzinie żadnej informacji o tym, co dzieje się z 62-latkiem. - Zadzwoniła do nas dopiero policja - mówi Cholewa. O śmierci ojca dowiedziała się dopiero w niedzielę po południu.
Rodzina zapowiada kroki prawne przeciwko szpitalowi. - Życia to tacie nie wróci, ale nie zostawimy tego tak, żeby nie przytrafiło się to już nikomu - mówi.
Mężczyzna był na rencie, ale dorabiał w firmie. Miał żonę i trzy córki.
Sprzeczne wersje wydarzeń
Okoliczności śmierci mężczyzny nie są jasne. Wiadomo, że trafił na oddział ratunkowy w sobotę wieczorem. Miał czekać na swoją kolejkę. Rzecznik szpitala twierdzi jednak, że mężczyzna samowolnie oddalił się z terenu placówki.
Później ktoś miał powiadomić policję, że w okolicy budynku pijany mężczyzna awanturuje się i zaczepia innych. Policja przyjechała na miejsce, ale nie widziała podstaw do interwencji. W nocy do mężczyzny przyjeżdżała też wzywana karetka i straż miejska. Strażnicy chcieli, by pacjentem zajęli się ratownicy, ci jednak uznali, że mężczyzna nie wymaga pomocy. Prawdopodobnie więc zostawiono go samego.
Sprzeczne są informacje dotyczące zachowania się mężczyzny, jego trzeźwości oraz rodzaju obrażeń. Ale szpital nie ma sobie nic do zarzucenia. Także straż miejska twierdzi, że postępowała zgodnie z procedurami.
Gdy karetka przyjechała do 62-latka drugi raz, około 5.50 rano, było już za późno. Mężczyzna nie żył.
Wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że przyczyną zgonu było ogólne wycieńczenie organizmu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24