|

Detektor nie wykryje mikroczipa w kolczyku, czasem świadek musi wspiąć się na sedes. Szach-mat

GettyImages-930127854Sebastian Reuter/Getty Images for World Chess
GettyImages-930127854Sebastian Reuter/Getty Images for World Chess
Źródło: Sebastian Reuter/Getty Images for World Chess (zdjęcie ilustracyjne)

Gest protestu był zaskakujący - mistrz nad mistrzami poddał partię drugim ruchem, wywołując burzę o zasięgu światowym. Uznający się za ofiarę rywal pozwał go w odpowiedzi o 100 milionów dolarów za zniesławienie i niszczenie kariery. Afera nie ominęła i polskich szachów - gry szlachetnej, od wieków nazywanej królewską - rozpoczynając się sceną godną filmu szpiegowskiego. By zdobyć dowody oszustwa, "świadek Katarzyna" zakradła się do toalety, stanęła na sedesie i zajrzała do sąsiedniej kabiny.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Próby przekupstwa, korzystanie z telefonu w łazience, kolega z komputerem pod stołem, ukryte mikroczipy i minisłuchawki, cyberprogramy potężniejsze od mózgów arcymistrzów. Pomysłowość szachowych oszustów nie ma granic.

Jak z tym walczyć? Jak uratować ten sport przed elektronicznym dopingiem?

Turnieje, te wielkie, najbardziej prestiżowe, zabezpieczane są jak lotniska, z badaniem detektorem i kontrolą osobistą włącznie. W Polsce, której ten problem nie ominął, do pomocy - w tym wypadku w udowodnieniu akurat niewinności - wykorzystano nawet wykrywacz kłamstw.

Wszystko za mało.

Przegrać z takim idiotą? To musi być krępujące

4 września 2022, St. Louis, prestiżowy turniej Sinquefield Cup.

Magnus Carlsen, Norwegia - rocznik 1990, pięciokrotny mistrz świata, w formule klasycznej - bo szachy błyskawiczne to inna kategoria - niepokonany od 53 partii, porównywany do legend tych rozmiarów co Bobby Fischer i Garri Kasparow. Gwiazda tego sportu najjaśniejsza.

Hans Niemann, USA - 19-latek, 49. pozycja w rankingu Międzynarodowej Federacji Szachowej (FIDE), najniżej notowany uczestnik imprezy.

Panowie siadają do rozegrania partii. Faworyt jest jeden, murowany. Zwycięstwo będzie łatwe i przyjemne, nie ma o czym mówić.

Wygrywa Niemann. Szok. Niedowierzanie.

Dzień później Carlsen wycofuje się z rywalizacji, swojej decyzji nie wyjaśnia. Głos zabiera jedynie w mediach społecznościowych, zamieszczając tam link do filmiku - piłkarski trener Jose Mourinho po jednej z porażek prowadzonego przed siebie zespołu oświadcza: "Wolę nie rozmawiać, niczego nie mówić. Jeśli powiem, będę miał duży problem. A ja nie chcę mieć dużego problemu".

Nie milczy za to Niemann. - To musi być krępujące dla mistrza świata przegrać z takim idiotą jak ja. Współczuję mu - wypala.

Sytuacja zaognia się kilkanaście dni później, 19 września. Tym razem Norweg i Amerykanin rywalizują przez internet, w turnieju Julius Baer Generation Cup. Carlsen poddaje partię w drugim ruchu. Przerywa transmisję, wyłącza kamerę, znika. Komentatorzy i arcymistrzowie śledzący przebieg gry nie dowierzają, coś takiego przy szachownicy nie miało jeszcze miejsca.

"Wiem, że moje działania sfrustrowały wielu zawodników. Też czuję frustrację. Jestem przekonany, że Niemann oszukiwał więcej razy, niż przyznał to publicznie. Jego ponadprzeciętne postępy były niezwykłe. Przez całą naszą grę w Sinquefield Cup miałem wrażenie, że nie był ani spięty, ani skoncentrowany, szczególnie w krytycznych momentach. Ogrywał mnie tak, jak może to zrobić niewielu. Po tamtej partii zupełnie zmieniła się moja perspektywa" - pisze Carlsen w specjalnym oświadczeniu. Dodaje, że nie chce rywalizować z ludźmi, którzy oszukiwali w przeszłości, bo "nie wie, co są w stanie zrobić w przyszłości".

Niemann rzeczywiście przyznał, że w rywalizacji online oszukiwał dwukrotnie, kiedy miał 12 i 16 lat, czyli odpowiednio siedem lat wcześniej i trzy lata wcześniej.

Burzy nie da się już powstrzymać, sprawą zajmuje się portal chess.com, którego redaktorzy są wyspecjalizowani w tropieniu szachowych nadużyć - używają programów analitycznych porównujących ruchy wykonywane przez człowieka z tymi polecanymi przez programy szachowe, monitorują zachowanie gracza, sprawdzają, czy w czasie partii nie otwierał przeglądarek.

Sprofanowana sentencja Schopenhauera

Zebrane na temat Niemanna uwagi śledczy zawarli w liczącym 72 strony raporcie, mówiącym o tym, że podejrzane posunięcia zbiegały się w czasie z otwieraniem właśnie innych okien w komputerze. Ujawniono, że Amerykanin został niedawno wykluczony z udziału w Chess.com Global Championship, gdzie pula nagród wynosiła milion dolarów. Powód? Obawiano się, że będzie oszukiwał. "Niemann jest najszybciej rozwijającym się graczem we współczesnej historii" - przyznano. Wyliczono, że między 11. a 19. rokiem życia takich wyników nie osiągał ani Fischer, ani Carlsen. W wątpliwość podano ponad 100 jego partii i zasugerowano dalsze badanie sprawy.

Niestety, ogłoszono także - bez podawania nazwisk - że na nieuczciwości w czasie gry online przyłapano już dziesiątki arcymistrzów.

Jak w szachach można oszukiwać? Czy nieuczciwość to wynik postępu technologicznego, który galopuje w ostatnich dekadach?

Monika Soćko jest wybitną szachistką - jako jedyna kobieta w Polsce, i jedna z zaledwie 30 na świecie, może się szczycić tytułem arcymistrza męskiego. Przywołuje historię sprzed lat 20, może 25, w którą trudno uwierzyć. - Jedna z zawodniczek podeszła do mnie przed turniejem i powiedziała, że mi zapłaci, żebym z nią przegrała. Dokładnie tak. Zbaraniałam. A ona dorzuciła, że jeżeli nie porażka, to chociaż remis. Oczywiście odpowiedziałam, że nie ma takiej opcji - wspomina Soćko.

Z nowymi technologiami, jak przyznaje, jest na bakier, więc nie wie, jak taki doping mógłby wyglądać. - Wyobrażam sobie, że w czasie gry online ktoś mógłby, mówiąc wprost, siedzieć z komputerem pod stołem i zawodnikowi podpowiadać, dawać mu jakieś umówione znaki. Albo podpowiadać z pokoju obok, przez mikroczipa w uchu zawodnika.

Monika Soćko ma szachowy tytuł arcymistrza męskiego
Monika Soćko ma szachowy tytuł arcymistrza męskiego
Źródło: tvn24

Jak wyglądają zabezpieczenia przed technologicznym dopingiem w turniejach, tych wielkich, bo wiadomo, że w małych organizatorów na dodatkowe wydatki nie stać? Szachista przechodzi przez bramkę, jak na lotnisku. W specjalnie przygotowanym pomieszczeniu poddawany jest potem kontroli osobistej - mężczyzna sprawdza mężczyzn, kobieta sprawdza kobiety. Krok trzeci - badanie detektorem.

A to nie koniec. Partia potrafi trwać pięć, nawet sześć godzin, co jakiś czas trzeba zatem wyjść do toalety. Wtedy gracze sprawdzani są wyrywkowo, znowu detektorem. W sali gier nie można mieć przy sobie telefonu komórkowego, nawet zegarka, żadnej elektroniki.

Do tego w szachach doszło. Do tego doprowadzili oszuści i walka z nimi.

Elon Musk, w roku 2021 ogłoszony najbogatszym człowiekiem świata, zasugerował nawet na Twitterze, poszerzając i profanując sentencję Arthura Schopenhauera, że Niemann mógł używać gadżetów erotycznych, a mówiąc wprost - wibrujących kulek analnych, do których miałby bezprzewodowo płynąć sygnał. "Talent trafia w cel, którego nikt inny nie może trafić, geniusz uderza w cel, którego nikt nie widzi (bo jest w tyłku)" - napisał Musk i wiadomość szybko usunął.

Sugestię i tak podchwycono. - To możliwe dzięki wyrafinowanemu sprzętowi - stwierdził Gary Wastell, prezes Australijskiej Federacji Szachowej. Dodał, że oszukiwanie taki gadżetami rzeczywiście byłoby trudne, zwłaszcza twarzą w twarz, przypomniał jednak słowa Viswanathana Ananda, mistrza świata z lat 2000-2002 oraz 2007-2013, że "gdyby dostał choć jedną wskazówkę w meczu, jego gra stałaby na jeszcze wyższym poziomie".

O komentarz do takiego sposobu dopingu pytam Polaków. - To chyba jednak żarty, jaja jakieś, za przeproszeniem. Za daleko to zaszło, przesada. Nie wierzę w to - mówi pani Monika.

Nie wierzy w nie także inny arcymistrz, Mateusz Bartel. - To jest ściema pokazująca potęgę internetu - twierdzi. - A kiedy napisał o tym Musk, stało się to bardzo popularne, klikalne, bo brzmi i mocno, i śmiesznie.

W tajemnicy przed żoną

- Wbrew obiegowej opinii - tłumaczy Bartel - dla tych najlepszych szachy to nie hobby, a zawód. Pieniądze potrafią rywalizację wypaczyć, jak w każdym innym sporcie. Pokusa zawsze będzie. W szachach dużo się dzieje na zasadzie wzajemnego zaufania, niech będzie - że tej szlachetności. A to błąd. Wystarczy, że ktoś jest podejrzany, że wykona niespotykany ruch, a już gra się z takim gościem niefajnie, przynajmniej ja tak mam. Co czułby piłkarz, gdyby jego rywal nagle, nie wiedzieć czemu, zaczął biec o 20 kilometrów na godzinę szybciej?

Bartel twierdzi, że oszustwa komputerowe w szachach są od ćwierć wieku, mniej więcej. Są i już. Wątpliwości dotyczyły meczów i najważniejszych, jak ten o mistrzostwo świata z roku 2006 między Rosjaninem Władimirem Kramnikiem a Bułgarem Weselinem Topałowem. - Część światowej czołówki, głównie zawodnicy ze Wschodu, byli przekonani, że Topałow oszukuje. Że jego menedżer daje mu jakieś znaki. Strona Topałowa twierdziła z kolei, że Kramnik za często wychodzi do toalety, gdzie nie ma kamer, więc może tam analizować partię przy pomocy ukrytej elektroniki. Kramnik dosyć ciekawie to zresztą wytłumaczył: w toalecie miał palić papierosy w tajemnicy przed żoną - opowiada Bartel. Zgadza się z Carlsenem, że największym niebezpieczeństwem dla szachów byłaby nieuczciwość bardzo dobrych zawodników. - Oni nie będą oszukiwać w każdym posunięciu, bo tego nie potrzebują. Potrzebują kilku momentów, w których dostaną sygnał, podpowiedź, wystarczy gest albo słowo. Gracz z czołówki będzie wiedział, gdzie szukać i co zrobić. Oby do tego nie doszło.

W obecności opiekuna, czyli babci

Afera wybuchła i Polsce.

16 sierpnia 2020, Ustronie, Międzynarodowy Festiwal Szachowy.

Wspomnieniami z tamtego dnia Patrycja Waszczuk podzieliła się trzy miesiące później w rozmowie z InfoSzach. Opowiadała: "Podszedł do mnie sędzia i oświadczył, że zgłosiła się jedna z zawodniczek, która widziała mnie z telefonem w toalecie. Zostałam poproszona, żeby wziąć swoją torebkę i podejść do stolika sędziowskiego. Tam było dwóch sędziów i świadek Katarzyna. Zapytano, czy mam przy sobie telefon. Odpowiedziałam, że mam, pokazałam go. Zgodnie z regulaminem mogłam mieć, tylko musiał być wyłączony i w osobnym pakunku. Poproszono, żebym odłożyła go do depozytu. Sędzia powiedział, że nie jest pewien, co zrobić w tej sytuacji. Pozwolono mi wrócić na salę. Kiedy skończyłam grać, jeden z sędziów powiedział, że w związku z tym zgłoszeniem świadka będę poddana kontroli osobistej. Oczywiście zgodziłam się, ale w obecności mojego opiekuna, czyli babci, bo jestem osobą niepełnoletnią [Waszczuk miała wtedy 17 lat - red.]. Wzięłam telefon z depozytu i zapytałam sędziego głównego, czy mogę wyjść z sali, żeby zadzwonić do babci. Zostało to przedstawione jako próba opuszczenia sali. A ja chciałam zadzwonić, bo rozmowy telefoniczne w sali gier są niedozwolone. Poszliśmy do innego pomieszczania, tam stało pięciu sędziów i świadek. Klika razy zadano mi pytanie, czy posiadam inne urządzenie elektroniczne. Przypomniałam sobie o powerbanku w torebce. Odpowiadałam, że tak, a sędzia nie wnikał, jakie to urządzenie".

W uchwale skierowanej potem do związku sędziowie napisali, że przyznała się do drugiego telefonu.

Dalsza część wypowiedzi Waszczuk, wciąż dla InfoSzach: "Powiedziałam, żebyśmy nie czekali już na babcię, chciałam udowodnić, że jestem niewinna. Chciałam tej kontroli. Wtedy sędzia główny się wycofał, powiedział, że dla niego sprawa jest jasna (...) Byłam w skrajnych emocjach, pamiętam to jak przez mgłę. Nie dano mi dojść do głosu. Chciałam powiedzieć, dlaczego miałam ten telefon i powerbank. Wcześniejszą rundę zakończyłam dosyć późno, chyba 15 po drugiej, a kolejna była zaplanowana na 15, to można sprawdzić. Nie miałam czasu naładować telefonu, zostało mi 45 minut na zjedzenie obiadu, dojście do swojego pokoju, który był znacząco oddalony od sali gier i powrót. Nie byłam tam sama, w tym turnieju grał też mój brat, którym opiekowała się babcia. Dlatego wzięłam telefon i powerbank, żeby się z nią skontaktować".

Przedstawiono jej konsekwencje - zweryfikowanie meczu trzeciej rundy na przegraną, wydalenie z turnieju i wysłanie wniosku do komisji dyscyplinarnej związku.

Pytanie prowadzącego rozmowę Piotra Nguyena, szachisty, mistrza międzynarodowego. Pytanie kluczowe - czy wyłączony telefon był w torebce, a Waszczuk z torebką poza salę nie wychodziła? - Nie ruszałam tej torebki, nie wychodziłam z nią poza salę w czasie trwania tej rundy. Wisiała na moim krześle.

Środowisko szachowe musi się zmierzyć z falą elektronicznego dopingu
Środowisko szachowe musi się zmierzyć z falą elektronicznego dopingu
Źródło: Artur Widak/NurPhoto/Getty Images

Badanie wykrywaczem kłamstw

Kalendarium dalszych wydarzeń nie jest szczególnie pasjonujące, ale wymaga przedstawienia (za PZSzach):

Październik 2020 - Komisja Wyróżnień i Dyscypliny PZSzach orzeka dyskwalifikację zawodniczki na dwa lata. Zawodniczka składa odwołanie.

Styczeń 2021 - organ odwoławczy PZSzach odwołanie odrzuca i podtrzymuje karę dwuletniej dyskwalifikacji.

Czerwiec 2021 - Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu przy PKOl uchyla obydwa orzeczenia - wskazując na błędy proceduralne popełnione w I instancji - i nakazuje ponowne przeprowadzenie postępowania w całości.

Czerwiec 2021 - PZSzach przyjmuje nowy Regulamin Dyscyplinarny.

Listopad 2021 - po ponownym rozpatrzeniu sprawy Komisja Wyróżnień i Dyscypliny PZSzach (I instancja) uznaje zawodniczkę winną usiłowania oszustwa na Festiwalu Szachowym w Ustroniu. Orzeka karę dwuletniej dyskwalifikacji, ale wykonanie pozostałej jej części zostaje warunkowo zawieszone (na dwa lata). Zawodniczka składa odwołanie.

Luty 2022 - organ odwoławczy PZSzach (II instancja) odwołanie odrzuca i podtrzymuje orzeczenie w całości.

31 sierpnia 2022 - Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu przy PKOl uchyla orzeczenie organu odwoławczego PZSzach i nakazuje ponowne rozpatrzenie odwołania. Trybunał wskazuje na błąd proceduralny - dla wyznaczenia składu orzekającego w sprawie należało stosować regulamin obowiązujący poprzednio, a nie regulamin nowy.

Październik 2022 - organ odwoławczy PZSzach wyznacza termin ponownego rozpatrzenia odwołania - na koniec listopada 2022.

Jak sytuacja wygląda dzisiaj? Bez zmian - po rozpatrzeniu odwołania PZSzach znowu uznał zawodniczkę za winną, a w styczniu 2023 jej odwołanie ponownie trafiło do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu przy PKOl.

Waszczuk - już 19-letnia - w międzyczasie zaczęła grać w mniejszych imprezach. Spotkaliśmy się w październiku, na turnieju w Mińsku Mazowieckim. Tam nie było czasu na rozmowę, umówiliśmy się zatem na później. W sali, gdzie szachiści rywalizowali, wyjąłem telefon, by zapisać numer pani Patrycji. Natychmiast pojawił się sędzia i kazał schować telefon.

Kiedy zadzwoniłem po kilku dniach, Waszczuk grzecznie odmówiła. Tłumaczyła, że w tej sprawie powiedziała już wszystko. Odesłała do Pawła Dziubińskiego, swojego pełnomocnika.

- Z naszej strony wszystko jest oczywiste, same pomówienia kontra dowody - mówił Dziubiński. - Po pierwsze, partie rozgrywane przez Patrycję zostały sprawdzone i przez nas, i przez szachowego śledczego, profesora Kennetha Regana. Zgodność ruchów Patrycji z tymi z programu komputerowego była znikoma. Dwa - poprosiliśmy o badanie wykrywaczem kłamstw, wykonane przez biegłego sądowego, który jasno stwierdził, że Patrycja mówi prawdę. Proponowaliśmy je i świadkowi, Katarzynie Dwilewicz. Odmówiła. A na rozprawę przyszła z pełnomocnikiem, który wnosił o uchylanie moich pytań. Trzy - w Ustroniu przeprowadziliśmy wizję lokalną, umożliwił nam to zarząd ośrodka. Wyszło na to, że przy wzroście tej dziewczyny i butach, które miała na sobie, co jest udokumentowane na zdjęciach, nie mogłaby zza ściany kabiny w toalecie zobaczyć, co dzieje się w środku. Wspiąć się na nią tak, żeby Patrycja tego nie usłyszała? Niemożliwe.

Zakradła się do toalety

Ze szczegółami o tym, co się wydarzyło w Ustroniu, opowiedziała w listopadzie 2020 w rozmowie z dziennikarzem "Przeglądu Sportowego" Katarzyna Dwilewicz. To ona jest "świadkiem Katarzyną".

"Patrycja Waszczuk ciągle wstawała od stolika. Aż stawało się to denerwujące i rozpraszało innych. To nie tylko moja obserwacja, ale wielu innych zawodniczek. Zagrałam zatem ruch i zobaczyłam, że akurat wstaje. Poszłam za nią i tyle" - mówiła w wywiadzie. Dopytywana, jak udało jej się stanąć na desce sedesowej bez zwrócenia uwagi Waszczuk, odparła: "I tu jest ważny szczegół, o którym chyba Patrycja zapomniała. W tym ośrodku w toalecie akurat w tym czasie grała muzyka. I to dość głośno. To zresztą można sprawdzić u organizatora albo podpytać innych zawodniczek. Dlatego pewnie mnie nie słyszała". Odnosząc się do stanowiska pełnomocnika Patrycji Waszczuk, że z takiej odległości świadek nie byłaby w stanie dostrzec, że ktoś na telefonie przegląda pozycje szachowe, Dwilewicz stwierdziła: "Zanim poszłam do toalety, popatrzyłam na ustawienie na szachownicy, przy której grała Waszczuk. Tutaj też pojawia się kolejny szczegół. To nie była odległość trzech metrów. Sedes znajduje się na wysokości około 40-50 centymetrów. Ja mam 170 centymetrów wzrostu. Stanęłam przy tym na palcach. To znaczy, że było nieco ponad dwa metry. Poza tym chętnie mogę powtórzyć ten eksperyment, jeśli trzeba będzie".

Dzwonię do pani Katarzyny. Wszystko potwierdza. - Minęło sporo czasu i nic. Nie usłyszeliśmy od niej nawet słowa "przepraszam". A domaganie się odszkodowania dla Patrycji Waszczuk, która przez kilka lat oszukała mnóstwo osób na turniejach? Pozostawię to bez komentarza - oznajmia Dwilewicz.

Pytam, czy w telefonie Waszczuk widziała wtedy, w toalecie, program szachowy, a nie film czy teledysk na przykład? - Oczywiście, widziałam program szachowy z ustawioną pozycją szachową - odpowiada. - Tak, czytałam, że zrobili prywatną wizję lokalną. W wysłanych do światowej federacji pomiarach tej ścianki w toalecie podali nieprawidłowe parametry techniczne. Później doszło do drugiej, oficjalnej wizji lokalnej, prowadzonej przez przedstawiciela FIDE, w której brałam udział, i pokazałam, że bez problemu zobaczyłam z góry osobę z telefonem z otwartą aplikacją szachową. Raport z wizji został wysłany do FIDE. Powtarzam, przyłapałam Patrycję na gorącym uczynku, co zgłosiłam sędziom. A o badanie wykrywaczem kłamstw nikt się do mnie nie zwrócił. I nie bardzo rozumiem, dlaczego to ja miałabym być badana.

Monika Soćko o Waszczuk mówi niechętnie. - Dużo złego zrobiła dla naszej dyscypliny, a teraz jeszcze się odwołuje i domaga odszkodowania. Skandal. Ja grałam w tym turnieju w Ustroniu. I wszystkie byłyśmy pewne, że ona oszukuje. W tym samym 2020 roku grałyśmy ze sobą w mistrzostwach Polski. Zremisowałyśmy. Byłam przy kontrolowaniu jej detektorem, kiedy coś jej zapiszczało w okolicach paska. "Patrycja, pokaż, co tam masz" - powiedziałam. Nie, bo ona się wstydzi. W końcu powiedziała, że to elementy metalowe bielizny. Pogrywała sobie ze mną, a ja czułam bezsilność. Podejrzenia wobec Patrycji były od dawna. Proszę zobaczyć, co w mediach społecznościowych napisała Michalina Rudzińska, tuż po tych wydarzeniach w Ustroniu.

18-letnia wtedy szachistka napisała, nie używając nazwisk:

"Z perspektywy częściowo poszkodowanej,

Od wczoraj świat szachowy w bardzo szybkim tempie obiega informacja, nawet nie można powiedzieć, że w jakikolwiek sposób niespodziewana. Wielokrotna Mistrzyni Polski, także aktualna Mistrzyni Europy Juniorek, 'koleżanka', z którą od bardzo wielu lat gramy ramię w ramię na wszelkich juniorskich zawodach, przyłapana na perfidnym oszustwie. Taka sytuacja powinna być szokująca, lecz dla żadnej z nas nie była, bo od około 1,5 roku pytaniem nie było, czy oszukuje, tylko raczej - kiedy wyjdzie to na jaw. Sama grałam z ową zawodniczką w tym roku na Mistrzostwach Polski Juniorek do lat 18, kiedy to po każdym ruchu opuszczała salę gry, wychodząc do toalety, a w niedoczasie, w obiektywnie już łatwo wygranej pozycji, nie dała rady tego zrealizować i partia zakończyła się remisem. Jedynym jej zresztą remisem w tym turnieju, gdyż Mistrzostwa zwyciężyła z niesamowitym wynikiem 7,5/8, ogrywając z łatwością wszystkie zawodniczki w najstarszej grupie wiekowej. Czy byłyśmy w 100 procent pewne, że jest to czyste oszustwo? Oczywiście, że nie. Ale sposób, w jaki ciągłe podejrzenia, zdenerwowanie, brak reakcji ze strony osób, które powinny być tym zainteresowane, wpływał na naszą psychikę, nie jest do opisania. Nie mówię już nawet o płaczu, załamaniu, bezsilności odczuwanej po rundzie, emocjach, które wpływały na dalszy przebieg danego turnieju. Tu nigdy nie chodziło o wynik. Tu chodziło o to, że każda z nas wiedziała, że coś jest nie tak. I tak, podejrzenia były mocne, tak, było to zgłaszane. A w odpowiedzi słyszałyśmy, że jesteśmy zazdrosne, nie potrafimy cieszyć się z sukcesu koleżanki i czemu życzymy jej nieszczęścia".

To tylko część wpisu Rudzińskiej.

"Nikt nie powinien z nią grać"

Co dalej z szachami? Soćko i Bartel są zgodni.

Bartel: - Jestem zwolennikiem jak najszczegółowszych kontroli, rozbierania się nawet do rosołu - mówi Bartel. - Jednym z najsłabszych punktów w szachach są sędziowie. Nie biegają, jak w piłce nożnej, siedzą przez kilka godzin i patrzą w komputer. A przyszły takie czasy, że powinni być podejrzliwi. Jeżeli walka z technologicznym dopingiem ma mieć sens, to trzeba się za to zabrać na poważnie, skanować całe ciało, chociaż w tych najbardziej prestiżowych imprezach, z dużymi budżetami. Te stosowane dzisiaj detektory mało co wykrywają, Norwegowie zrobili na ten temat badania. Służą do wykrywania broni, a nie mikroczipa ukrytego na przykład w kolczyku.

Soćko: - Trzeba zacisnąć zęby i kontrole jeszcze zaostrzyć, innego wyjścia nie widzę.

Monika Soćko chce zaostrzenia kontroli w szachach
Monika Soćko chce zaostrzenia kontroli w szachach
Źródło: tvn24

Czy usiadłaby przy szachownicy z Waszczuk? - Postąpiłabym jak Carlsen w meczu z Niemannem, poddałabym partię, tak mi się wydaje. Chociaż łatwo coś takiego powiedzieć, a trudniej zrobić, szachy są przecież moim zawodem. Nie wiem, co będzie.

Dwilewicz ma nadzieję, że przed takim wyborem nigdy nie stanie. - Nikt nie powinien z nią grać - twierdzi.

Pełnomocnik Waszczuk od razu zapowiedział, że od związku domagać się będą zadośćuczynienia wynoszącego milion złotych, czekają tylko na ostateczne zamknięcie sprawy, na co wciąż się nie zanosi. - Mam nadzieję, że Trybunał Patrycję uniewinni, bo inaczej będziemy kręcić się w kółko - mówi Dziubiński. Co z zadośćuczynieniem? - Jego wysokość tylko rośnie, stosowne papiery złożę po naszym zwycięstwie. Zatrzymana kariera mistrzyni Europy, stres, nerwy i łatka oszustki. Tego nie można tak zostawić.

Prawnicy Niemanna 20 października 2022 skierowali pozew przeciwko Carlsenowi i chess.com. "Niech on przemówi sam za siebie" - napisał Amerykanin. Domaga się nie mniej niż 100 milionów dolarów - za zniesławienie, które doprowadziło do wykluczenia go ze świata szachów. Na tym się nie zatrzymał - w połowie lutego oskarżył Norwega, że ten zapłacił swojemu znajomemu 300 funtów, by ostatniej jesieni, w czasie turnieju odbywającego się w Austrii, krzyczał z trybun "Cheater Hans" (Oszust Hans). Więcej - Carlsen i jego koledzy mieli wykrzykiwać to hasło także w barach i na ulicach.

Tak, takie historie w królewskiej, szlachetnej grze...

17 lutego raport w sprawie Carslen/Niemann przyjęła Komisja Fair Play Międzynarodowej Federacji Szachowej (FIDE), a trzy dni później przekazała go Komisji ds. Etyki i Dyscypliny do dalszego rozpatrzenia. Maksymalny czas na ogłoszenie tego, co ustalono, wynosi sześć tygodni.

Czytaj także: