Decyzja sądu partyjnego PO ws. pięciu działaczy - w tym dwóch posłów: Norberta Wojnarowskiego i Michała Jarosa - zapadnie najprawdopodobniej dopiero w grudniu. Podejmie ją nie obecny, a nowy sąd partyjny, wyłoniony pod koniec listopada.
Przewodnicząca sądu partyjnego Katarzyna Matusik-Lipiec poinformowała w czwartek, że gromadzone są dokumenty ws. pięciu działaczy zawieszonych na 3 miesiące w prawach członka partii po ujawnieniu przez "Newsweek" nagrań odsłaniających kulisy zjazdu PO na Dolnym Śląsku. Mogą oni zostać usunięci z partii - to jedyna surowsza od zawieszenia kara, jaką może wymierzyć sąd.
Sąd kończy kadencję
Kadencja sądu partyjnego skończy się jednak w listopadzie. PO jest w trakcie wybierania nowych władz (dobiegły końca wybory w kołach, powiatach i regionach), 23 listopada zbierze się konwencja krajowa, która - zgodnie ze statutem - wybiera m.in. właśnie członków krajowego sądu koleżeńskiego.
Matusik-Lipiec przyznała, że sąd obecnej kadencji nie zdąży najprawdopodobniej rozpatrzyć sprawy. - Postępowanie jest dwuinstancyjne, zatem nawet gdyby sąd podjął decyzję przed końcem kadencji, apelację rozpatrywałby już w nowym składzie. W tej sytuacji najprawdopodobniej sprawę rozpatrzy w całości nowo wyłoniony sąd, a orzeczenie zapadnie w grudniu lub styczniu - podkreśliła w rozmowie z PAP.
Zarząd krajowy 30 października jednomyślnie zawiesił na trzy miesiące w prawach członków partii osoby, które nagrały rozmowy upublicznione przez "Newsweek", jak i te, które zostały nagrane. Zawieszeni zostali: Edward Klimka, Paweł Frost, Norbert Wojnarowski, Michał Jaros i Tomasz Borkowski.
Stanowiska za głosy
Pod koniec października wiceszef PO Grzegorz Schetyna stracił stanowisko szefa PO na Dolnym Śląsku przegrywając w głosowaniu podczas zjazdu z europosłem Jackiem Protasiewiczem. Głosowano dwukrotnie, w pierwszym głosowaniu nikt nie uzyskał wymaganej większości, a w drugim Protasiewicz pokonał Schetynę 11 głosami. W kolejnych dniach "Newsweek" upublicznił nagranie, z którego wynika, że poseł Norbert Wojnarowski, obiecywał jednemu z delegatów, Edwardowi Klimce załatwienie stanowiska w KGHM - w zamian za oddanie głosu na Protasiewicza. Wojnarowski zaprzecza jednak, jakoby proponował pracę Klimce, powołując się na wpływy Jacka Protasiewicza. Jak twierdził, opublikowany tekst został "wyrwany z kontekstu".
W kolejnym nagraniu poseł Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski mieli namawiać delegata do głosowania na Protasiewicza, a w zamian sugerować, że działacz mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek. Według "Newsweeka" delegatem, którego namawiano do poparcia Protasiewicza, jest Paweł Frost, szef koła PO w Legnicy i tamtejszy radny, z zawodu tłumacz przysięgły, zwolennik Grzegorza Schetyny. Jaros zapewnia: "Nie próbowałem nikogo kupować, nic nikomu nie obiecywałem. Nie mam sobie w tej sprawie nic do zarzucenia".
Zarząd krajowy partii zawiesił wszystkich działaczy występujących w nagraniach i skierował sprawę do sądu koleżeńskiego.
Koalicja PO-PSL ma obecnie w Sejmie 232 głosy - jeśli Jaros i Wojnarowski zostaną usunięci z PO, koalicja straci większość parlamentarną.
Autor: nsz//bgr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: newsweek.pl