Mógłby żyć, gdyby nie opieszałość lekarzy - mówią zrozpaczeni rodzice 16-letniego Marcina z Łodzi. Chłopak z bólem brzucha i kręgosłupa trafił do szpitala. Tam przez 40 minut czekał na internistę, potem pół godziny na chirurga... Rodziców najbardziej bolą słowa pielęgniarki, która zamiast pomóc chłopcu, powiedziała: "Czego udajesz, gówniarzu!"
Marcin prawie nigdy nie chorował. Feralnej nocy obudził go potworny ból brzucha i kręgosłupa. Rodzice natychmiast wezwali pogotowie. Lekarz, który przyjechał do domu dał chłopcu tylko leki przeciwbólowe i rozkurczowe. Nie pomogły - ból był coraz silniejszy.
Dzieciak spadł z łóżka na posadzkę na izbie przyjęć. Pani pielęgniarka podleciała i mówi: co ty gówniarzu udajesz Dzieciak spadł z łóżka na posadzkę na izbie przyjęć. Pani pielęgniarka podleciała i mówi: co ty gówniarzu udajesz
Pomimo próśb bezradnych rodziców lekarka nie chciała zabrać 16-latka do szpitala. Tłumaczyła, że nie ma zagrożenia życia.
W końcu zgodziła się. Marcin wszedł do karetki o własnych siłach. Zaledwie 45 minut później już nie żył. Podczas pobytu w szpitalu - według relacji zrozpaczonych rodziców miał być źle traktowany. - Dzieciak spadł z łóżka na posadzkę na izbie przyjęć. Pani pielęgniarka podleciała i mówi: co ty gówniarzu udajesz - opowiada Sławomir Zarychta ojciec nastolatka.
Dolegliwość, na jaką cierpiał pacjent i w konsekwencji zmarł nie była do zdiagnozowania przez zespół pogotowia ratunkowego Dolegliwość, na jaką cierpiał pacjent i w konsekwencji zmarł nie była do zdiagnozowania przez zespół pogotowia ratunkowego
Zrozpaczeni rodzice nie mają wątpliwości, że gdyby nie opieszałość lekarzy, ich syna udałoby się uratować. Dyrektor szpitala zapewnia jednak, że zrobili wszystko, co było w ich mocy, a na pęknięcie tętniaka aorty brzusznej nie ma ratunku.
Wyniki sekcji zwłok wyjaśnią, co było przyczyną śmierci chłopca. Sprawą zajęła się już prokuratura.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24