Nie mówią, że obozy zagłady były polskie, ale mają z Polską związane traumatyczne wspomnienia i o tym chcą mówić bez obaw. Polscy Żydzi, którzy po wojnie wyjechali do Izraela tłumaczą dlaczego ustawa o IPN jest dla nich niezrozumiała i nie do przyjęcia. Opowiadają - niektórzy po raz pierwszy - swoje wstrząsające rodzinne historie, co dokumentują - drastyczne też niekiedy zdjęcia. Wszyscy podkreślają, że Holokaust był niemiecki, ale mówią też, dlaczego mają żal do Polski i Polaków. Materiał "Czarno na białym".
Dom ocalonej poetki i pisarki Haliny Birenbaum. Pierwszy raz od wojny, do Polski przyjechała w 1986 roku. - Już myślałam, że nigdy więcej tam nie pojadę - mówi w rozmowie z dziennikarką TVN24.
"Ogień z tych ludzi i zapach palonego mięsa ludzkiego"
Jej książka "Nadzieja umiera ostatnia" została uznana za jedną z dziesięciu najważniejszych świadectw Holocaustu na świecie. - Pisałam w drodze, syn mi dał taki zeszyt żółty. Mówił: po co tam jedziesz, tylko nie idź do tego obozu - wspomina Halina Birenbaum.
- Ja właśnie tam jadę, żeby pójść do tego obozu. Chcę wejść i wyjść przez tę bramę kiedy zechcę, bo wtedy nie można było wyjść - opowiada.
Kobieta mieszka dziś w Tel Awiwie, ale urodziła się w Warszawie. Przed wojną jej ojciec pracował dla znanego polskiego producenta żywności. - Tęsknie za Polską, tęsknię za tym, co w Polsce przeżyłam, te jedzenie co się jadło, naleśniki z serem, zsiadłe mleko z młodymi kartofelkami - wspomina.
Razem ze swoją mamą i bratową trafiły do obozu w Oświęcimiu. Jej brat był świadkiem wywozu Żydów do Treblinki, gdzie w jednym z transportów był jej ojciec.
Historię Haliny Birenbaum opowiada też Andrzej Kacorzyk z muzeum Auschwitz-Birkenau - jaką tą, która najbardziej zapadła mu w pamięć.
- Kiedy weszła do sali, gdzie była dezynfekcja, gdzie były prysznice, spostrzegła, że nie ma mamy. W swojej książce "Nadzieja umiera ostatnia" zanotowała: jeszcze czułam ciepło jej płaszcza, a jej już nie było. Matka została uznana za niezdolną do pracy i poprowadzona do komory gazowej. Ja tak bym sobie marzył, żeby w przyszłości, i teraz, żeby nikt ciepła tego płaszcza nie tracił - wspomina ze łzami w oczach.
Helena Birenbaum z Majdanka trafiła do Auschwitz-Birkenau, gdzie wielokrotnie przechodziła selekcję. - W nocy zaprowadzili nas do komory gazowej. Z psami przyszli i z karabinami, z kijami. Liczyli nas przed barakami ze sto razy. Ta groza wtedy, kobiety zaczęły już się modlić. Ja nie wierzyłam, miałam przeczucie, że nie umrę teraz. No i przyszli nad ranem, otworzyli, zabrakło im gazu tej nocy - opowiada kobieta.
- Dlatego tak mnie dziś boli, jak ludzie nie pojmują tej grozy, w jakiej pięć lat myśmy żyli. Te obozy, widziałam jak ich wyrzucają z tych pociągów, ogień z tych ludzi potem, i zapach palonego mięsa ludzkiego, i czarno od dymu gęstego w dzień. Żywi ludzie, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu - wspomina Birenbaum.
"Miałam wielu przyjaciół polskich"
- Urodziłam się w Nowym Sączu. Nie czułam antysemityzmu, miałam bardzo wielu przyjaciół polskich. Nie wyglądałam jak Żydówka, może dlatego - mówi Sara Melzer. Jest znaną w Izraelu artystką, potomkiem krakowskiego rabina Remu (Mosze ben Israel Isserles - red.).
W Zagładzie kobieta straciła większość rodziny, i to ich dzisiaj maluje.
- To są ci, którzy zostali zamordowani - opowiada o swoich pracach. Wszyscy, zanim trafili do komór gazowych, pisali listy. Wysyłali je do dalekiej ciotki w Izraelu. Sara Melzer odczytała je po wielu latach.
- Piszą w jakich warunkach oni są. Większość była w Buchenwald albo w Oświęcimiu - mówi o listach. Sama ocalała, bo po wybuchu wojny znalazła schronienie o sowieckich żołnierzy. Ceną za to był nakaz przyjęcia obywatelstwa radzieckiego. Po odmowie, razem z rodzicami została zesłana na Syberię.
- Przyjechałam do Polski w 1946 roku. Nie powiedzieli nam: bardzo dobrze, żeście wrócili. Tylko: dlaczego wyście wrócili? Wy żyjecie jeszcze? - kobieta wspomina reakcje Polaków. - Wiedzieliśmy, że musimy zostawić Polskę i wyjechać - dodaje.
"Polska była dla nas traumatyczna"
- Musiałem z rewolwerem nocami pilnować domu, bo to było po kieleckim pogromie. Mój ojciec postanowił, że wyjeżdżamy stamtąd, nie zostajemy - mówi Szmul Atzmon-Wircer, który pochodzi z Biłgoraju. Ma tam dziś honorowe obywatelstwo. Jest aktorem, przez lata przyjaźnił się z reżyserem Konradem Swinarskim. Gdy wybuchła wojna miał 10 lat.
- 45 lat nie byłem w Polsce. Matka moja, rodzice nawet nie chcieli słyszeć o tym, że tam wrócę. Polska była dla nas traumatyczna. (...) Ja też chce mówić o dobrych rzeczach, rodzina Polaków z Biłgoraja uratowała moją kuzynkę, Mikulscy uratowali sześcioro Żydów. Nikt z naszej rodziny nie myślał, że Polacy wymyślili to co Niemcy zrobili - zapewnia mężczyzna.
- Ale to, że Polacy niektórzy - podkreślam, że niektórzy, to bardzo ważne - wzięli to co Niemcy zrobili, i przyjmowali to dla siebie - dodaje.
"Czuły, że to nie Polak"
Nora Lerner jest drugim pokoleniem po Zagładzie. Urodziła się po wojnie, w 1947 roku w Wałbrzychu. - Miałam cudowne dzieciństwo w Polsce. Wakacje: Sopot, Zakopane, Krynica, Wisła. Bardzo tęsknię za bzem, konwaliami, za bazią. Miałam 10 lat jak wyjechałam. Tatuś miał dobrą posadę, zarabiał dobrze, był lekarzem - opowiada.
- W szpitalu inny lekarz doradził mu, żeby zmienił nazwisko na polskie, żeby było mu lepiej pracować jak Polak, a nie Żyd. Zmienił więc nazwisko na Leśniak. Siostry podglądały go w łazience, czy nie jest obrzezany. Czuły, że to nie Polak - wspomina.
- Ja wracałam ze szkoły z płaczem, bo mnie nazywali parszywa Żydówka. Mama miała dosyć. Brata, który miał 4-5 lat nazywali Żydek-kiełbasa. To nie najprzyjemniejsze rzeczy w życiu. Jak można żyć inaczej, lepiej w kraju, który jest żydowski - mówi Lerner.
- Nie miała ani jednej babci, dziadka, ciotek, kuzynów, wujków. Wyszli dymem - opowiada. Zaznacza, że rodzice rozmawiali o Holocauście od rana do wieczora.
- Co przeżyli, co robili im, innym, co było. Nie słuchałam, wychodziłam, byłam bardzo wtedy przejęta tym wszystkim. Wiem, że obydwoje (rodzice) mieli numery na rękach - wspomina kobieta.
Rodzice Nory Lerner zdecydowali się w 1956 roku ostatecznie opuścić Polskę. - Mama moja nie mogła znieść, że ja jadę do Polski, że ja mam polskich przyjaciół - mówi . Dodaje, że jej matka miała "straszny" żal do Polaków. - Żyła w Polsce, i spodziewała się pomocy, spodziewała się lepszych rzeczy od Polaków. A ci, według mojej mamy robili odwrotnie. Mówię o tym pierwszy raz w moim życiu, bo nie rozmawiam na te tematy w ogóle - opowiada.
"Każdy ma prawo widzieć jego przeżycie tak jak chce"
Dodaje, że matce nie przeszkadzały wyjazdy do Niemiec. Co roku jeździła na wakacje, na letniska. Mój ojciec kupił samochód volkswagen, wszystkie wyroby niemieckie były okej. Ale jak słyszeli o Polsce dostawali bzika od razu. Nie mogę ich osądzać, ale wiem, że to jest normalna reakcja większości Żydów - mówi Lerner.
- Wszyscy wiedzieli, że obozy nie były polskie, były niemieckie. To oczywiste. Ja nie rozumiem o co chodzi. W ogóle nie rozumiem, dlaczego zaczęli tę idiotyczną sprawę. Już dawno rozmawiano o tym, i już dawno wszyscy się zgodzili, że to nie były polskie obozy. Nie wiem dlaczego znowu, i w takim momencie, na rocznicę Holocaustu - mówi kobieta.
- To było w Polsce. Ludzie z zagranicy, z Grecji - którzy znają tylko grecki - najgorzej cierpieli w Oświęcimiu. Oni nie znali żadnego innego języka. Jak ona ma powiedzieć? Ją posłali do Polski, ona była w lagrze w Polsce - opowiada z kolei Halina Birenbaum.
- To jest trudne, to jest bardzo skomplikowane. Obozy śmierci były niemieckie. Cały Holocaust jest niemiecki, ale wobec tej całej tragedii, tej całej masy śmierci, to już tam jest najważniejsza rzecz, żeby nie powiedzieć lager polski, i za to, żeby pójść do więzienia na trzy lata? - pyta poetka.
Dodaje, że byli różni Polacy.
- Byli Ci, którzy się przedzierali na aryjską stronę, z dobrym wyglądem. Nagle jakaś polska sąsiadka czy sąsiad poznał: a to ty tutaj, Żydówa, Żydówka. Już zbiegowisko, już policja, już zabierają - relacjonuje.
- Była też Polka, która trzymała dziewczynkę, potem poszła do Gestapo i przysięgała, że to jej córka. A Żyd ją zadenuncjował (złożył zawiadomienie - red.) bo znał, był sąsiadem. Sąsiedzi, tacy bliscy ludzie, jeśli byli przeciwnikami, albo jeśli okazali słabe charaktery - myśleli może, że tym się uratują - to to było jeszcze bardziej groźne. Oni byli blisko, przed nimi nie można się było schować - opowiada Birenbaum.
- Ja błagam o to, zwracam się do pana Dudy. Dla dobra Polski, dla dobrego imienia Polski - bo to nie dotyczy tylko Izraela, ale wszystkich Żydów na całym świecie - żeby nie przymuszali poprzez rozkaz: myśleć inaczej. Każdy, który przeżył ma prawo widzieć jego przeżycie tak jak on chce. Nie może się znaleźć na świecie człowiek, który mu powie jak inaczej to przeżyć. Dla mnie to jest najważniejsze - mówi Szmul Atzmon-Wircer.
Dziesięć lat temu Nora Lerner otrzymała w Pałacu Prezydenckim polskie obywatelstwo, w rocznicę marca 1968 roku. Sara Melzer planuje w tym roku - po raz pierwszy przyjechać do obozu w Bełżcu. Szmul Atzmon-Wircer przyjeżdża do Biłgoraju i występuje na deskach tamtejszego teatru. Do Polski, na obchody rocznicy powstania w getcie - po raz kolejny przyjedzie też Halina Birenbaum.
Autor: mnd/AG / Źródło: Czarno na białym TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24