Czy dzieci z niepełnosprawnościami powinny chodzić do szkół ogólnodostępnych? W PiS sami się w tej sprawie pogubili. Z jednej strony chcą unijnych miliardów na tak zwaną edukację włączającą, z drugiej boją się swoich radykalnych wyborców, którzy tę nazywają "ideologią". Czarnek zapowiada stworzenie osobnego funduszu dla szkół specjalnych.
Czy to by było takie straszne, gdyby mój synek chodził z Waszymi dziećmi do szkoły i miał tam zajęcia ze swoim nauczycielem? Czasem namalowałby coś z Waszymi dziećmi na plastyce, pobiegał na WF-ie. A czasami zaprosił Wasze dzieci na kanapki, które zrobił na swoich zajęciach. Czy to by było takie straszne, że Wasze dzieci poznałyby go i mówiły "cześć", gdy spotkają go w sklepie czy na placu zabaw? Czy to by było takie straszne, gdyby to był ich kolega ze szkoły, a nie jakieś dziwadło, które rodzice wożą gdzieś daleko do specjalnej placówki? Czemu mówicie, że odizolowanie go od lokalnej społeczności to dla jego dobra, bo w normalnej szkole byłby obiektem szykan? Jakich szykan? Ze strony Waszych dzieci?
Te słowa w mediach społecznościowych opublikowała mama dziecka z niepełnosprawnością. Skierowała do rodziców, którzy boją się, że uczeń z trudnościami wpłynie źle na edukację ich pełnosprawnych dzieci. Skłoniły ją do tych pytań kolejne już w ostatnich tygodniach wypowiedzi prawicowych polityków i działaczy, którzy zaczęli straszyć rodziców nowym po "ideologii gender" potworem - edukacją włączającą.
Pod płaszczykiem troski o dobro dzieci z niepełnosprawnościami (bo rzekomo są prześladowane przez dzieci pełnosprawne) i jakość edukacji (bo ich zdaniem to równanie w dół i na takiej nauce tracą wszyscy) osoby takie jak małopolska kurator oświaty Barbara Nowak, sprzeciwiają się oficjalnej polityce rządu. Ta bowiem zakłada "włączanie", czyli dawanie szansy, by dzieci z niepełnosprawnościami mogły uczyć się w ogólnodostępnej szkole.
- Edukacja włączająca w polskim systemie oświaty prowadzona jest od lat 90. Są różne problemy w jej realizacji i jakości, ale ona od dawna istnieje - mówiła Elżbieta Neroj, dyrektorka departamentu wychowania i edukacji włączającej w resorcie edukacji.
Chwilę wcześniej jej szefowa wiceminister Marzena Machałek mówiła stanowczo: - Edukacja włączająca to nie ideologia.
Obie występowały pod koniec marca na konferencji współorganizowanej przez MEiN i UNICEF. A słowa Machałek, choć zgodne z naukowymi faktami i oficjalną polityką rządu, mogły być zaskoczeniem dla części prawicowych środowisk.
Na pewno dla Ruchu Ochrony Szkoły, który tego samego dnia pikietował i zorganizował swoją konferencję prasową przed budynkiem Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie trwała konferencja. To organizacja, która za największe zagrożenia dla edukacji uważa: "edukację włączającą, nauczanie zdalne, seksualizację pod pozorami edukacji oraz 'ideologię LGBT+'".
Przedstawiciele ROS mieli ze sobą duży transparent z hasłem zupełnie przeciwnym do tego wygłoszonego przez Machałek: "Ideologia włączająca niszczy oświatę! Stop!".
ROS to grupa - jak sami się przedstawiają - nauczycieli i rodziców, którzy od miesięcy walczą z edukacją włączającą. Pod koniec 2022 roku zyskali nawet poparcie małopolskiej kurator Barbary Nowak, która konferencji pod hasłem "ideologia inkluzji w realiach szkolnych" dała nawet swój honorowy patronat. Sama nazywała edukację włączającą "lewacką utopią".
Początkowo zarówno ROS, jak i Nowak, byli w kwestii edukacji włączającej w cichej mniejszości. Ale w ostatnich tygodniach ich tezy zaczęły przebijać się coraz głośniej w prawicowych mediach m.in. Radiu Maryja i "Naszym Dzienniku". Ich publikacje na łamach tych tytułów, podobnie jak wywiady, których im udzielają, sprzeczne są z oficjalnym stanowiskiem rządu.
Ministerstwo edukacji, kierowane przez Przemysława Czarnka, definiuje edukację włączającą jako "podejście w procesie kształcenia i wychowania, którego celem jest zwiększanie szans edukacyjnych wszystkich osób uczących się poprzez zapewnianie im warunków do rozwijania indywidualnego potencjału, tak by w przyszłości umożliwić im pełnię rozwoju osobistego na miarę swoich możliwości oraz pełne włączenie w życie społeczne".
Dziś w Polsce 35 proc. uczniów obejmowanych jest na jakimś etapie edukacji pomocą psychologiczno-pedagogiczną. Kształceniem specjalnym objętych jest 4,3 proc. wszystkich uczniów - a aż 70 proc. z nich już dziś uczy się w szkołach ogólnodostępnych. Do tego w placówkach oświatowych mamy ponad 170 tys. uczniów z Ukrainy. Bo edukacja włączająca dotyczy nie tylko dzieci z niepełnosprawnościami, ale wszystkich o specjalnych potrzebach edukacyjnych, które są w jakiś sposób nieprzeciętne.
Choć mamy niż demograficzny i dzieci w szkołach jest coraz mniej, to równocześnie liczba uczniów z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego rośnie. W ciągu 15 lat zwiększyła się ona o ok. 50 tys., czyli ok. 30 proc.
Nasze dzieci się "nie popsuły" - po prostu, jak podkreślają eksperci, zwiększyła się świadomość i poprawiła diagnostyka. Do tego coraz więcej niepełnosprawności nie wyklucza długiego życia. Nie wszystkie są widoczne na pierwszy rzut oka - mogą za to wpływać na sferę emocjonalną czy relacyjną dzieci. Dziś uczeń, który jeszcze kilkanaście lat temu nazywany byłby "niegrzecznym", "trudnym" czy w najgorszych przypadkach przypinano by mu łatkę "głupiego", ma szanse dostać odpowiednią diagnozę, a wraz z nią wskazówki, jak należy z nim pracować, by jego ewentualne deficyty stanowiły jak najmniejszą przeszkodę w edukacji. I socjalizacji, bo ta druga - choć łatwo o tym zapomnieć - też jest zadaniem szkoły.
Do uczniów, których potrzeby edukacyjne są bardziej wymagające, należą zarówno uczniowie niedostosowani społecznie, niewidomi, ze spektrum autyzmu czy z niepełnosprawnościami sprzężonymi. Rodzaj niepełnosprawności i związanych z nią trudności nie ma znaczenia. W edukacji włączającej chodzi o to, że osoba, której włączanie dotyczy, uczy się w ogólnodostępnej szkole. I tam dostaje odpowiednie wsparcie.
Dlaczego więc edukacja włączająca, która ma wesprzeć dzieci z niepełnosprawnościami, tak mocno wadzi części prawicowych działaczy i aktywistów? I czy przez to nie stanie się ważny tematem w kampanii wyborczej?
Rząd jedno, kurator Nowak drugie
Barbara Nowak również przyszła na konferencję UNICEF, na której padły ważne słowa wiceminister Machałek. Słyszała je.
Gdy po pierwszej rundzie wykładów, przyszedł czas na zadawanie pytań z sali, Nowak jako jedna z pierwszych podniosła rękę do góry. Zauważyli to organizatorzy i chcieli jej oddać głos, wtedy do kuratorki nachylił się jednak dyrektor biura politycznego ministra edukacji Radosław Brzózka i wyszeptał w jej kierunku kilka słów. Nowak opuściła rękę, powiedziała, że jednak nie ma pytania, a po chwili ostentacyjnie wyszła z sali.
Pytany przez tvn24.pl o tę sytuację dyrektor Brzózka tylko się uśmiechał. Chwile później też opuścił konferencję.
Pewnym jest za to, że w MEiN są świadomi, iż publiczne wypowiedzi Nowak wycelowane w edukację włączającą są dla nich od dłuższego czasu co najmniej kłopotliwe. Resort nigdy nie odpowiedział na pytania tvn24, czy wypowiedzi na temat dzieci z niepełnosprawnościami, np. o lewackiej utopii, to oficjalne stanowisko rządu. A pytaliśmy o to już w grudniu.
Bez odpowiedzi nie będzie mogła jednak zostać interpelacja, którą 10 kwietnia złożyła w ministerstwie grupa opozycyjnych posłów z Franciszkiem Sterczewskim z KO na czele. Interpelacja dotyczyła "skandalicznych poglądów dotyczących edukacji dzieci z niepełnosprawnościami prezentowanych przez małopolską kurator oświaty". Poszło nie tylko o wpisy na Twitterze, ale również o opublikowany w serwisie wpolityce.pl jej tekst pod tytułem "Manifest Komunistyczny edukacji włączającej. Każde dziecko jest w tym systemie poszkodowane. Beneficjentami są ideolodzy".
Nowak dowodziła w nim, że "włączanie dzieci z niepełnosprawnością intelektualną do edukacji powoduje drastyczne obniżenie poziomu nauczania dzieci zdrowych i masowe leczenie psychiatryczne dzieci niepełnosprawnych intelektualnie, które po wspólnych lekcjach z dziećmi niemających problemów w nauce już wiedzą na pewno, że nie są w stanie osiągnąć sukcesu na miarę zdrowych kolegów" (pisownia oryginalna - red.).
Nowak nie precyzuje, co sama rozumie przez niepełnosprawność intelektualną. W praktyce są to jednak bardzo różne dzieci - mogą mieć trudności z porozumiewaniem się, nawiązywaniem relacji, podejmowaniem decyzji, radzeniem sobie z nauką w szkole, codzienną samoobsługą.
Kurator Nowak chciałaby, żeby takie dzieci szukały pomocy w szkołach specjalnych.
W swoim tekście źle oceniała szkoły, w których nie ma rywalizacji, a jedynie "harmonijne" funkcjonowanie obok siebie uczniów pełno- i niepełnosprawnych.
Kuratorka krytykowała w swoim tekście także oparcie edukacji na takich wartościach jak równość, sprawiedliwość społeczna, solidarność społeczna utrzymując, że są to "fundamenty filozofii ustroju komunistycznego oraz hasła rodem z Manifestu Komunistycznego i rewolucji październikowej burzącej porządek świata cywilizacji chrześcijańskiej i szkoły ukształtowanej na zasadach prawdy, piękna, dobra".
Posłowie chcą się więc dowiedzieć od ministra Czarnka: Czy poglądy dotyczące edukacji włączającej prezentowane przez panią Barbarę Nowak są zgodne ze stanowiskiem MEiN? Jeśli tak - czym są poparte? Czy planowane jest skierowanie Nowak na szkolenie uzupełniające wiedzę z zakresu edukacji włączającej? Jeśli nie – jakie inne działania zostaną podjęte w celu uniknięcia dalszego głoszenia takich poglądów przez osobę pełniącą funkcję małopolskiego kuratora oświaty? Wreszcie czy ministerstwo rozważa usunięcie pani Barbary Nowak z funkcji małopolskiego kuratora oświaty w związku z reprezentowaniem przez nią poglądów całkowicie niezgodnych ze współczesną wiedzą o edukacji? Jeśli nie – dlaczego?
Do momentu publikacji tego tekstu, MEiN nie odpowiedziało na interpelację. Nowak jednak może być raczej spokojna o swój los - to w końcu nie pierwszy raz, gdy głosi stwierdzenia niezgodne z faktami naukowymi. Pracy nie pozbawiły jej nawet wypowiedzi na temat szczepień przeciwko COVID19, które nazywała "eksperymentem". Te słowa krytykował publicznie minister zdrowia Adam Niedzielski, ale Nowak nie poniosła żadnych konsekwencji.
Minister po stronie szkół specjalnych
Co sam minister Czarnek sądzi o edukacji włączającej? Biorąc pod uwagę wypowiedzi ministra na inne tematy, w tej kwestii próbuje być wyjątkowo wyważony.
- Polska pedagogika specjalna jest na najwyższym światowym poziomie, mamy w tych placówkach znakomitych nauczycieli, pedagogów, tam dzieci z różnymi schorzeniami, potrzebami mogą znaleźć najlepszą pomoc i opiekę - podkreślał na początku kwietnia w rozmowie z PAP. I dodawał: - Oczywiście są też takie dzieci, mające orzeczenia, których schorzenie czy zaburzenie nie jest na tyle poważne, żeby nie mogły chodzić do szkoły ogólnodostępnej. Rzecz w tym, żeby znając stan i kondycję dziecka, kierując się jego potrzebami i dobrem, podjąć racjonalną decyzję, a nie mówić o jakichś gettach. Nie stygmatyzujmy szkół specjalnych - apelował minister i podkreślał, że szkoły te zostaną przez niego doinwestowane.
Minister nie krył, że to właśnie pieniądze mają przekonać rodziców do wybierania szkół specjalnych. I jako przykład podał placówkę w Kozienicach, gdzie "wprawdzie jeszcze dzieci uczą się w pomieszczeniach w starym klasztorze, w tragicznych warunkach, ale już od maja będą mogły się przeprowadzić do fantastycznej, nowej szkoły w centrum miasta".
- Tego typu inwestycje będą tym, co przekona rodziców co do tego, że warto wysłać dziecko do takiej placówki - uważa Czarnek. - To są wielkie inwestycje, z pieniędzy rządowych, nikt tego wcześniej nie robił, ale teraz ten program inwestowania w szkolnictwo specjalne trwa. Mało tego, jeśli tylko wojna na Ukrainie i związane z nią kryzysy pozwolą, to planujemy specjalny fundusz, który będzie źródłem środków dla samorządów, powiatów, na takie szkoły, nowoczesne, piękne, gdzie dzieci znajdą najlepszą edukację i opiekę - zachwalał minister.
Minister nie precyzuje w żadnej ze swoich wypowiedzi, kogo sam widziałby w szkołach specjalnych. Zwykle trafiają tam dzieci, które nawet z dodatkowym wsparciem nie odnalazłyby się w szkołach ogólnodostępnych, np. ze względu na sprzężone niepełnosprawności i choroby. Szkoły specjalne powstają też dla pewnych grup niepełnosprawności, np. uczą się w nich osoby głuche lub niewidome, a szkoła oprócz standardowych przedmiotów jest przygotowana do powszechnego nauczania języka migowego czy Brailla.
O tym, co jest najlepsze dla dziecka dotąd decydowali rodzice, zwykle po konsultacji z poradnią psychologiczno-pedagogiczną. Szkoły specjalne nie są oblegane, z powodu niżu uczniów w nich akurat ubywa - problemem nie jest więc znalezienie w nich miejsca, dla dzieci, które ze względu na swoje niepełnosprawności takiej szkoły potrzebują.
O funduszu minister mówił też na spotkaniu z wyborcami w Lublinie. - Chcę, i to jest mój projekt na najbliższą przyszłość również wyborczą, ale przede wszystkim powyborczą, uruchomienia specjalnego funduszu wsparcia rozbudowy szkół specjalnych - stwierdził minister. I dodawał: - Nie radzimy sobie, w cudzysłowie, jak kraje Europy Zachodniej, które eliminują te dzieci na etapie jeszcze… wiemy jakim. My pozwalamy im żyć, dlatego nam jest potrzebna opieka w szkołach specjalnych nad nimi, bo potrzebują jakości kształcenia, która tam jest zagwarantowana.
Pieniądze przekonają rodziców
Tam, gdzie Czarnek kluczy małopolska kurator jest jednak zero-jedynkowa.
W lutym w rozmowie z ultrakonserwatywnym portalem PCH24 przekonywała: - Pan minister już wie, że to jest coś, co prowadzi do degradacji w ogóle edukacji w Polsce. To jestem pewna, że pan minister to zatrzyma - przekonywała.
Dopytywana, dlaczego do tej pory tego nie robił, sugerowała, że ministerstwo nie ma decydującego głosu w tej sprawie.
Nowak na Twitterze 2 marca pisała: "Unia Europejska domaga się w Polsce edukacji włączającej i likwidacji szkół specjalnych, ale my mamy ministra Czarnka, który wspiera i dotuje szkoły specjalne. Dziś Zespół Szkół Specjalnych w Warcie otrzymał nowoczesny bus do przewozu dzieci. W Polsce dbamy o wszystkie dzieci!".
Nie, UE nie domaga się likwidacji szkół specjalnych. Co robi? UE zachęca do promowania, gdy to możliwe, edukacji włączającej. Mówiąc wprost: by nie wysyłać do szkół specjalnych dzieci, które z odpowiednim wsparciem, mogą chodzić do szkoły ogólnodostępnej. Na przykład, dlaczego dziecko z dziecięcym porażeniem mózgowym, które rozwija się intelektualnie, a ma jedynie trudności ruchowe, miałoby chodzić do szkoły specjalnej? UE zakłada, że takie dziecko potrzebuje asystenta, dopasowania programu, wsparcia nauczyciela w codziennym funkcjonowaniu. I relacji z pełnosprawnymi rówieśnikami.
Albo dziecko w spektrum, które ma problemy np. z agresją czy nawiązywaniem relacji rówieśniczych? Edukacja włączająca widzi to jako wyzwanie, w którym takiego ucznia można wesprzeć, a nie powód, by wyrzucić go z ogólnodostępnej klasy.
Władze MEiN też wielokrotnie zapowiadały, że nie mają zamiaru likwidować szkół specjalnych. Fakty są takie, że w latach 2019-2022 powstało 89 nowych tego typu placówek.
A ten bus, o którym wspomniała Nowak? O co z nim chodzi? To jeden z projektów dofinansowanych w ramach programu nazywanego Willa Plus. Minister opowiadał o nim, gdy nie chciał odnosić się do nieruchomości, które za publiczne pieniądze zakupiły bliskie władzy organizacje pozarządowe.
Nie tylko Nowak
Wielką przeciwniczką edukacji włączającej jest też Jolanta Dobrzyńska, doradczyni prezydenta Andrzeja Dudy i członkini Rady do spraw Rodziny, Edukacji i Wychowania. W "Naszym Dzienniku" opublikowała tekst atakujący edukację włączającą, który z kolei w mediach społecznościowych reklamowała Nowak.
Dobrzyńska przekonuje m.in. "Włączenie do szkół dzieci niepełnosprawnych, bez względu na rodzaj i głębokość ich upośledzenia, do nauki z uczniami pełnosprawnymi jest pretekstem do kolejnych przeobrażeń szkoły w zakresie jej zadań, programów edukacyjnych i struktur pod dyktando światowej finansjery."
Dobrzyńska posługuje się językiem tajemnych spisków. Nie mówi za to, kto miałby chcieć włączać wszystkie bez wyjątku dzieci do szkoły. I wykorzystuje te same lęki, które podsyca Nowak. Lęki, które trafiają do części rodziców. W ich wypowiedziach uczeń z niepełnosprawnością to zwykle niegrzeczne dziecko lub takie, któremu trzeba trochę dłużej tłumaczyć materiał, a przez to tracą inni uczniowie. Żadna z nich nie tłumaczy jednak co tracą. Nie zastanawia się też, co zrobić, by te dzieci w szkole ogólnodostępnej otrzymały pomoc. One wolałyby, aby tych dzieci w tej szkole po prostu nie było, dla dobra większości.
Dobrzyńska pisze również: "Polska szkoła została wprzęgnięta w zaplanowany przez globalistów system przeobrażenia społeczeństw i narodów, według tzw. idei spójności społecznej. Doświadczany w różnych krajach świata program inkluzji (włączenia) służy zmianie ludzkiego myślenia w kierunku afirmowania każdej inności i różnorodności, z zaniechaniem odniesień religijnych, moralnych i kulturowych."
Dobrzyńskiej albo nie zauważa powszechnego w publicznych szkołach "afirmowania" Kościoła katolickiego i lekcji religii. Albo uznaje to za jedyną słuszną afirmację.
W podobnym tonie wypowiada się Hanna Dobrowolska, z wykształcenia polonistka, autorka podręczników szkolnych i stała komentatorka mediów, takich jak Radio Maryja czy "Tysol", przedstawia się jako ekspertka edukacyjno-oświatowa. Zanim zajęła się zwalczaniem edukacji włączającej, była dziennikarką m.in. portalu solidarni2010.pl.
Przed gmachem UW mówiła, że edukacja włączająca, promowana przez Komisję Europejską, jest "ideologicznym, ponadnarodowym projektem". - Który niszczy polską szkołę, jej tożsamość, korzenie i autonomię. Inkluzja pod szyldem dostępnej szkoły dla wszystkich ma docelowo zrewolucjonizować całą oświatę i stanowi poważne zagrożenie naszej narodowej suwerenności.
Jak jej zagraża? Nie mówiła.
Co ma z tego zrozumieć wyborca PiS? Że dziecko z niepełnosprawnością, które z jakiegoś powodu potrzebuje dodatkowej uwagi, spowolni resztę klasy. A jak spowolni resztę dzieci, to te dzieci później będą umiały mniej, będą gorszymi pracownikami i obywatelami. Na tym straci Polska, która będzie miała nie dość wykształconych obywateli (i to zagrożenie dla naszej "suwerenności"). A przecież wystarczyłoby, żeby tych dzieci nie włączać, tylko wysłać do wyremontowanych szkół specjalnych. Poza tym włączanie w ich głowach łączy się z gender, wsparciem dla odmienności, np. społeczności LGBTQ+, narzucaniem czegość przez zagranicę. I tego wszystkiego Nowak, Dobrowolska, Dobrzyńska i ich zwolennicy w szkołach nie chcą.
Nie chodzi tylko o ładny budynek
Inwestycje w szkoły specjalne w stylu, który proponuje minister Czarnek, martwią jednak specjalistów. Dr hab. Paweł Kubicki, socjolog i ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej zwraca uwagę, że takie działania często wykorzystywane są przeciwko rodzicom, którzy chcieliby posłać dzieci do szkół ogólnodostępnych.
- Oni później słyszą: "przecież tam macie tak ładnie wyremontowaną placówkę, co wam nie pasuje" - zauważa. I dodaje: - A w wyborze szkoły dla dziecka nie chodzi tylko o to, czy budynek jest ładny i sale są odmalowane. Szkoły ogólnodostępne często dokładają starań, by zniechęcić rodziców do zapisania tam dzieci z niepełnosprawnością. Same zaczynają mówić o tym, jak to nie są dostosowane, bo nie mają odpowiedniego podjazdu dla wózka, albo nigdy wcześniej nie pracowały z dzieckiem w spektrum autyzmu. Nie potrafią, nie wiedzą. Ale jak mają się nauczyć, skoro nie przyjmują takich uczniów i uczennic? Działania ministra to wysyłanie w świat sygnału: my i tak wiemy, że dla waszych dzieci szkoły specjalne będą lepsze. Nie chodzi o to, żeby w nie nie inwestować, ale równie dużo, a nawet więcej uwagi poświęcać inwestycjom w szkoły ogólnodostępne, by mogły stać się bezpiecznymi przyjaznymi przestrzeniami do rozwoju i nauki dla wszystkich dzieci i nastolatków - podkreśla.
Kubicki obawia się, że dyskusja o edukacji włączającej będzie się coraz bardziej upolityczniać, a część polityków spróbuje w kampanii wyborczej budować kapitał na lękach rodziców i nauczycieli, którzy obawiają się, że obecność dzieci z niepełnosprawnościami innymi niż ruchowe w klasach, odbije się na jakości edukacji.
Jak sobie poradzić?
- Jak mam sobie poradzić, kiedy w 25-osobowej klasie będę miał tak zróżnicowanych umiejętnościami uczniów? - pytają często sami nauczyciele. Jakby zapominając, że w ich klasach już dziś są dzieci z trudnościami edukacyjnymi, które wcale nie wynikają z niepełnosprawności, a np. z rodzicielskich zaniedbań. I one też są włączane, choć może sami nauczyciele tak tego nie nazywają.
W MEiN wiedzą, że muszą mieć nauczycieli po swojej stronie, by edukacja włączająca się udała i nie zamieniła się w postrach wykorzystywany przez część skrajnej prawicy.
Wiceminister Marzena Machałek 6 kwietnia po spotkaniu ze związkami zawodowymi mówiła: - Myślę, że dobrze że dzisiaj to bardzo jasno wybrzmiało, że nikt nie planował i nie planuje likwidacji szkół specjalnych. Nikt nie planuje likwidacji poradni psychologiczno-pedagogicznych. Ale też nikt nie planuje zmienić prawa. Do decyzji rodziców, jaką ścieżkę kształcenia - szkołę, przedszkole - wybiera dla własnego dziecka, w tym dziecka ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi - podkreśliła.
Na konferencji UNICEF wiceminister funduszy i polityki regionalnej Małgorzata Jarosińska-Jedynak mówiła z kolei: - Prace nad edukacją włączającą w Polsce są coraz bardziej zaawansowane i dostrzegamy już ich efekty. Realizując program "Dostępność Plus", wspieramy ten proces - zapewniała.
A wiceminister rodziny i polityki społecznej Paweł Wdówik w Polskim Radiu podkreślał: - Chcę zdementować informacje, że edukacja włączająca to zagrożenie, które pełnosprawnym dzieciom odbiera warunki do normalnej nauki. Jeśli tak się dzieje, to znaczy, że dyrektor szkoły nie umie zorganizować edukacji we właściwy sposób.
W grudniu 2022 roku tuż przed Bożym Narodzeniem premier Mateusz Morawiecki odwiedził z wiceminister Machałek Szkołę Podstawową nr 1 w Oławie. Podczas wizyty rozmawiali z pedagogami i psychologami na temat systemu wsparcia uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Morawiecki wracał się do nich wówczas: - Chciałbym, żebyście pomagali nam tworzyć ten system, aby był jak najbardziej dopasowany do naszej młodzieży. Dziś odbyłem dyskusje wśród specjalistów o włączaniu dzieci z autyzmem do edukacji, aby nie zakłócać normalnego trybu edukacyjnego, ale go wzbogacać - dodawał.
Dlaczego akurat dzieci w spektrum wskazał premier? Bo ich liczba znacznie wzrosła w ostatnich latach a 90 proc. z nich jest właśnie w szkołach ogólnodostępnych. W 2012 roku mieliśmy 8 tysięcy dzieci ze zdiagnozowanym spektrum autyzmu, w 2023 roku jest takich dzieci dziesięciokrotnie więcej.
MEiN szkoli więc dyrektorów i nauczycieli. Płaci za studia podyplomowe. W 2022 r. uruchomiono finansowane na czterech kierunkach: wczesne wspomaganie rozwoju i wsparcie rodziny, praca w klasach zróżnicowanych, doradca rodziny, metodyka wspierania komunikacji językowej uczniów. W 2023 roku ma na ten cel wydać ponad 11 milionów. Tak, by nauczyciele nie mogli mówić, że nie są gotowi.
Trwa też pilotaż Specjalistycznych Centrów Wspierających Edukację Włączającą w 23 placówkach w całym kraju. Środki na ten cel to 40 mln zł, a pilotaż ma trwać do czerwca tego roku. Na podstawie wyników pilotażu MEiN przygotowuje rozwiązania organizacyjno-prawne, których celem będzie wykorzystanie potencjału szkół i placówek specjalnych (kadr i specjalistycznego wyposażenia) do wspierania szkół ogólnodostępnych we wdrażaniu i podnoszeniu jakości edukacji włączającej. Docelowo ma powstać ok. 300 centrów w całej Polsce. Bo jeśli wykorzystywać potencjał szkół specjalnych, to właśnie tak - niech dzielą się swoją wiedzą z pozostałymi. Oni nie mogą zwykle powiedzieć, że "wcześniej takiego ucznia nie mieli"”.
Dlaczego tego potrzebujemy?
Kubicki podkreśla, że dobra edukacja włączająca to długi i niełatwy proces, który wymaga zaangażowania całej społeczności szkolnej. - Przepisy nie wystarczą. Potrzebne jest przekonanie dyrekcji, rodziców, nauczycieli i uczniów, że włączanie opłaca się całej społeczności szkolnej - mówi badacz. I dodaje: - To w jaki sposób o sprawie opowiada minister i kurator nie buduje tego poczucia. Oni przekonują wręcz, że obecność dowolnego dziecka z wyzwaniami edukacyjnymi jest szkodliwa dla niego i wszystkich pozostałych. Tymczasem dobra szkoła włączająca jest dobra dla wszystkich, na tym polega jej siła. Działa tam system diagnozowania wyzwań, profilaktyki, wczesnego wsparcia. Tymczasem zamiast inwestowania w edukację włączającą, czyli kompetencje nauczycieli, zrozumienie przez nich tego, czemu jacyś uczniowie sobie w szkole nie radzą, tego jak działają mechanizmy przemocy, wybieramy opcję odseparowywania uczniów "problemowych" - dodaje.
Kubicki zauważa, że owszem są grupy uczniów, dla których to może być korzystne rozwiązanie np. przy poważnej niepełnosprawności intelektualnej, albo osób głuchych
Jeśli człowiek przez całe dzieciństwo i okres nastoletni nie styka się z osobami z niepełnosprawnościami, nie przechodzi tym samym procesu socjalizacji, to w dorosłym życiu trudno mu będzie zaakceptować i zrozumieć niepełnosprawność na przykład w miejscu pracy, przestrzeni publicznejdr hab. Paweł Kubicki
Kubicki dodaje: - W drugą stronę osobie z niepełnosprawnością zanurzonej całe życie w edukacji specjalnej, też trudniej będzie wyjść do świata, więc po szkole specjalnej resztę życia prawdopodobnie spędzi w kolejnych instytucjach. Tym bardziej, gdy ten świat będzie nieprzygotowany czy nieprzychylny - podkreśla.
I przypomina, że inaczej niż twierdzi kurator Nowak, istotą włączania nie jest przerabianie przez wszystkie dzieci tego samego programu szkolnego, ale włączenie w społeczność szkolną.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock