Czy po lekturze książki Tadeusza Batyra poznałem Karola Nawrockiego? To nieustraszony pogromca rozwiązanej 35 lat temu Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa oraz największy fan trójmiejskiego złodzieja "Nikosia". Autor Tadeusz Batyr, dziś kandydat do urzędu Prezydenta RP Karol Nawrocki, pisze i - co gorsza - najwyraźniej myśli o mafii i przestępczości zorganizowanej jako elitarnej wspólnocie dla prawdziwych mężczyzn - troszczących się o swoje rodziny i bezwzględnych dla wrogów.
"Spowiedzi Nikosia zza grobu" nie napisał nastolatek, którego ściany pokoju wyklejone są zdjęciami idoli - przestępców, nie piłkarzy. Książkę napisał ponad 30-letni człowiek, wówczas od niemal dekady pracownik Instytutu Pamięci Narodowej, który właśnie obejmował kierownictwo w Muzeum II Wojny Światowej.
I tym awansem dziś Karol Nawrocki tłumaczy fakt ukrycia się za literackim pseudonimem.
Ze swojej książki był jednak dumny, o czym świadczy fakt, że jako Karol Nawrocki reklamował książkę Tadeusza Batyra. W tym samym czasie ukryty w cieniu kaptura Batyr mówił, że do pisania zainspirowała go praca naukowa historyka Karola Nawrockiego.
To memogenne zachowanie. Ale również trop wskazujący, że nie jest to konflikt przeciwnych osobowości złączonych w jednej postaci jak Doktor Jekyl i pan Hyde. Batyr i Nawrocki to jedna i ta sama osoba, tak samo myśląca i działająca. A po skończonej lekturze 264 stron mam wrażenie, że więcej niż o bohaterze Nikodemie Skotarczaku dowiedziałem się o autorze książki.
Rządy mafii
Przestępczość, w jej wszelkich postaciach, obserwuję i jako dziennikarz relacjonuję od połowy lat 90. I dlatego nie podoba mi się twarz Karola Nawrockiego vel Tadeusza Batyra, którą zobaczyłem.
Wbrew temu, co on sam pisze, śmierć złodzieja samochodów "Nikosia" od kul nieznanych sprawców, w trójmiejskiej agencji towarzyskiej, nie skupiła w 1998 roku uwagi wszystkich mediów. A na pewno nie na długo.
Bo wydarzyła się w innej Polsce niż ta, w której dziś żyjemy. W stolicy żywe były jeszcze echa porwania, torturowania, w końcu spalenia i zakopania w płytkim grobie 19-letniego maturzysty Tomasza Jaworskiego. Ten bezmyślny, niesprowokowany akt agresji przelał czarę goryczy: ludzie żądali od policji, by skończyła z rządami bandziorów (określanych wtedy mianem dresów) na ulicach. Tak w największych, jak mniejszych miastach powtarzały się marsze, w których Polacy domagali się skutecznych działań państwa.
Ale nie przykuł uwagi również dlatego, że była to jedna z wielu mafijnych strzelanin, a do najbardziej spektakularnej miało dojść dopiero rok później. W restauracji na warszawskiej Woli z broni maszynowej zginęło "za jednym zamachem" pięciu liderów grupy wołomińskiej.
Dla mnie osobiście musiał minąć jeszcze kolejny rok, bym zobaczył coś, czego nigdy nie zapomnę. Łez bezsilności na twarzy komendanta policji w podwarszawskim Nowym Dworze Mazowieckim, który mi - wówczas reporterowi "Super Expressu" - wyznawał, że przegrał wojnę z mafią. Jego ludzie bali się wyjść na ulice, a gdy już byli na patrolu, to odwracali głowy, by nie widzieć rządów gangsterów.
Rządów, które doprowadziły latem 2000 roku do eksplozji w miejscowym pubie, w którym zginął właściciel, barman i dwóch młodych chłopaków pomagających w sprzątaniu letniego ogródka.
"Chwila oddechu od gangsterskiego życia"
To figurą tworzącą taką właśnie rzeczywistość był Nikodem Skotarczak, złodziej samochodów z Trójmiasta, szerzej znany jako "Nikoś". Ale o tym nie sposób się dowiedzieć z książki Batyra vel Nawrockiego.
Dowiemy się za to, jaki - według autora - był "Nikoś". Ten pseudonim użyty jest w książce 541 razy. Często w towarzystwie tak opisujących go słów: "celebryta", "fundator", "legenda", "ikona", ale też "dżentelmen", "uwodziciel".
Wiele mówią podpisy pod serią zdjęć z domowego archiwum, które brzmią: "Wielka pasja Skotarczaka: konie", "Nikoś, chwila oddechu od gangsterskiego życia" - to wtedy, gdy fotografował się podczas jazdy konnej. Albo w serii z autami: "Nikoś za kierownicą nowego nabytku", "Moc silnika też ma znaczenie w gangsterskim fachu".
Gdy na słabej jakości fotografiach widzimy wąsatego faceta, podpisy głoszą "Człowiek sukcesu", "Nikoś przystojniak - wzdychało do niego wiele kobiet".
Taki właśnie wizerunek - pełnego sił witalnych, twardego i skutecznego Skotarczaka rozwija przez całą książkę Tedeusz Batyr vel Karol Nawrocki.
Popełniane przez "Nikosia" przestępstwa pokazywane są jak łotrzykowskie przygody. Nawet gdy popełni błąd - obrabuje kiosk czy sklepik w najbliższej bliskości swojego mieszkania - to szybko wyciąga wnioski, więcej tego nie powtarza.
Szerzej poznamy tylko jedno przestępstwo: gdy w filmowy sposób ucieka z niemieckiego aresztu. Tu "kreatywny" Nikoś zamienia się miejscami ze swoim bratem, który przychodzi do niego w odwiedziny.
Dosłownie dżentelmen
Nawrocki konsekwentnie buduje i rozwija romantyczny wizerunek mężczyzny, który nie jest tyle jest bandytą, co PRL-owi się nie kłaniał: "Nikoś w końcówce lat siedemdziesiątych żył więc dość swobodnie, robił to, co lubił, zarabiał godnie. Był zadbanym, dobrze ubranym waluciarzem, przemytnikiem i złodziejem".
Informacje o krwi na rękach "Nikosia" są "plotkami", efektem "donosów" do Milicji Obywatelskiej.
Koledzy z branży plotkowali, że Nikoś zabił zarówno pierwszą żonę, jak i Ryszarda Ostrowskiego. Niektórzy plotkujący urkowie do listy ofiar świeżo upieczonego pana młodego dorzucali nawet anonimowego Węgra, którego miał zabić podczas jednej z zarobkowych eskapad."Spowiedź Nikosia zza grobu", Wydawnictwo Zona Zero
Batyr-Nawrocki dystansuje się nawet od treści protokołów wskazujących, że jego bohater bił bliskie sobie kobiety.
Do awantury dochodzi w sytuacji, gdy podrabiają dla niego dokumenty i w emocjach popełniają błędy ortograficzne pisząc "Praszków" zamiast "Pruszków". Obarcza ich tym zadaniem najprawdopodobniej dlatego, że sam ledwie czyta i pisze.
Batyr/Nawrocki przytacza za protokołami przesłuchań ich zeznania, ale jednak wtrąca "choć z perspektywy innych relacji brzmi to nieprawdopodobnie", a pisząc o kobiecie, wkłada pojęcie "poszkodowana" w cudzysłów.
Bezkrytycznie przytacza za to informację, że choć Skotarczak błyskawicznie porzucił drugą żonę, to każdego miesiąca wysyłał jej po 10 tysięcy złotych alimentów mimo to, że sąd przyznał dwukrotnie mniejsze.
Nikoś, Lechia i piłkarski poker
Pojawiają się na kartach książki czarne charaktery. To milicjanci, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa i ich tajni współpracownicy. Szczególnie podpisujący się pseudonimem "Turbo" Edwin Myszk, który donosił o złodziejskim syndykacie Skotarczaka specjalizującego się w kradzieżach aut w Niemczech, ich przemycie do Polski i szczegółach legalizacji tych aut.
Tym bardziej że kilka lat wcześniej ten sam Myszk, choć wtedy jako tajny współpracownik "Leszek", donosił Służbie Bezpieczeństwa na Andrzeja Gwiazdę, Krzysztofa Wyszkowskiego i Antoniego Sokołowskiego, którzy w gdańskiej stoczni tworzyli Wolne Związki Zawodowe.
W połowie lat 80. "Nikoś" i "Turbo" jeszcze zgodnie pracowali dla "Lechii", klubu ważnego zarówno dla Tadeusza Batyra, jak i Karola Nawrockiego.
Rolę gangstera w tym piłkarskim klubie, któremu kibicuje Batyr vel Nawrocki, autor opisuje tak: "niektórych sędziów wozi się do willi Nikodema (...) tam dobra impreza miała gwarantować dwa punkty dla naszych".
I błyskawicznie tę relację, która może sugerować, że Lechia wydostała się z niebytu poprzez ustawianie meczów, poprawia inną, również anonimową: "Nikoś mocno mobilizował piłkarzy. Dawał im super premie finansowe i jakieś fanty".
Nie przeszkadza autorowi, że na dalszych kartach książki piłkarze z tamtych lat niespecjalnie potwierdzają "super premie" od Nikosia. Są za to imienne relacje, w których mają oni problemy z prawem, płacą zarzutami i grzywnami, gdy wychodzi na jaw, że ich dane "Nikoś" wykorzystywał do legalizowania kradzionych z ulic Berlina czy Hanoweru samochodów.
Ofiary MO i policji
Tak czy inaczej to donosy "Turbo" stają się praprzyczyną problemów "Nikosia" z prawem, które ciągnąć się już będą do końca jego życia.
Batyr vel Nawrocki poświęca temu specjalny rozdział "'Turbo' donos - koniec gangu, początek legendy". Zauważa, że w donosach "Turbo" wybiela swoją rolę, czyniąc z "Nikosia" lidera grupy i polskiego capo di tutti capi. I że taką wersję przyjmą bezkrytycznie milicjanci i następnie policjanci ścigający "Nikosia".
Myśląc nad tym, czy rzeczywiście "Nikoś" był szefem, autor Batyr vel Nawrocki wybiera się na siłownię, by męcząc mięśnie odpocząć od pracy nad książką. Jak opisuje, spotyka tutaj "Chleba", czyli "140-kilogramowego boksera zdecydowanego silnego inteligentnego i bezwzględnego dla wrogów".
Batyr vel Nawrocki dziwi się, że jest on na wolności, choć właśnie policja zlikwidowała gang "Chutora", również znanego osobiście Batyrowi vel Nawrockiemu. I słyszy:
Szczęśliwie zrobili mnie w śledztwie tylko żołnierzem "Chutora". Prawą ręką został jakiś taryfiarz, który woził pieniądze. (...) nigdy bym nie pomyślał, że mogę być żołnierzem "Chutora" i pomocnikiem taryfiarza. Trochę to wstyd."Spowiedź Nikosia zza grobu", Wydawnictwo Zona Zero
Siódemka Nawrockiego
Raz, że "Chutor" i "Chleb" uzupełniają znaną już "piątkę Nawrockiego", czyli przedstawicieli półświatka, którzy pojawiali się w publikacjach o kandydacie na urząd Prezydenta RP. Czyli to już właściwie siódemka Nawrockiego.
Dwa, że według Batyra vel Nawrockiego następcy "Nikosia" są takimi samymi jak ich ojciec chrzestny ofiarami manipulacji donosicieli, policjantów i prokuratorów.
Batyr vel Nawrocki jednak idzie dalej. W jego oczach poważni przestępcy, do których zalicza oczywiście "Nikosia", ale i sycylijską Cosa Nostrę, kalabryjską 'Ndranghetę, neapolitańską Camorrę i japońską Yakuzę, wyznają dekalog, który on sam opisuje w ten sposób: "elita rodzinna, opiekuńcza i zasadnicza, często uległa wobec pięknych kobiet i ujmujących dzieci, jednocześnie bezwzględna i brutalna".
Nie dziwiłoby mnie, że nastolatek wybiera sobie na idola złodzieja, rzezimieszka czy nawet "ojca chrzestnego" mafii. Ale w przypadku kandydata do najwyższego urzędu fascynacja półświatkiem, rządzącym nim rzekomym dekalogiem i wiernością zasadom - jednak przeraża.
Autorka/Autor: Robert Zieliński / m
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Leszek Szymański