Mąż pani Marzeny miesiąc temu został śmiertelnie potrącony przez tira. Kierowca uciekł z miejsca wypadku, a jedynym śladem jaki został na miejscu był fragment zderzaka auta. Kobieta szukała w internecie i wynajęła prywatnego detektywa. Udało się odnaleźć prawdopodobnego sprawcę wypadku. Jak się okazało, był już kiedyś karany. Został zatrzymany tylko dzięki uporowi rodziny.
Półtoraroczna Natalia nie rozumie, że jej tata już nie wróci. Jej mamie też trudno się pogodzić z tym, że dwa lata po ślubie została wdową.
Śledztwo
Mąż pani Marzeny, Marcin, wracał z delegacji drogą krajową nr 1, kiedy zepsuł mu się samochód. Wraz z kolegą, z którym podróżował, mężczyzna postanowił pójść po pomoc na pobliską stację benzynową. Obaj byli ubrani w kamizelki odblaskowe. W pewnym momencie uderzyła w nich ciężarówka. Przeżył tylko jeden. - Szliśmy tak, żeby być jak najbardziej oddalonym od drogi. Żeby było jak najbezpieczniej. Niestety, to nie zadziałało - wspomina kolega pana Marcina Piotr Matysik.
Ponieważ kierowca uciekł z miejsca wypadku, żona postanowiła znaleźć go na własną rękę. Wynajęła detektywa, zalogowała się na forach portali poświęconych samochodom ciężarowym. Pisała też do lokalnych mediów, prosząc o jakiekolwiek informacje. Jedynym śladem po wypadku był tylko fragment zderzaka.
Zatrzymanie
To jednak wystarczyło, żeby miesiąc po wypadku detektywi namierzyli sprawcę w Tomaszowie Mazowieckim. Ten tłumaczył, że niczego nie zauważył, myślał, że uderzył w barierkę.
Mężczyzna był już notowany przez policję. W 2004 roku za jazdę pod wpływem alkoholu zabrano mu prawo jazdy na rok. W poniedziałek ma zapaść decyzja ws. aresztu dla mężczyzny.
Źródło: Fakty TVN