Dzieciaki, szczególnie wielkomiejskie, z mieszaniną obrzydzenia i lęku mijały porzucone na klatkach schodowych strzykawki. A raz spotkany w bramie, na dworcu czy w parku narkoman - obleczony siną skórą, z ropiejącymi ranami po wkłuciach na rękach, nogach, szyi, wrak człowieka - na całe życie potrafił być przestrogą, by nie sięgać po narkotyki.