66-letni Jan Z. z Kędzierzyna-Koźla, nie mogąc porozumieć się z urzędnikami lokalnego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, miał zagrozić, że... "wysadzi go w powietrze". Podczas procesu, który rozpoczął się w poniedziałek, mężczyzna nie przyznał się do winy. Grozi mu do trzech lat więzienia.
Proces dotyczy wydarzeń z października 2007 roku. Pan Jan poszedł do ZUS-u upomnieć się o swoje pieniądze, ale pracownice urzędu nie wytłumaczyły mu, dlaczego ich jeszcze nie dostał. Miał wówczas zagrozić, że wysadzi budynek. Urzędniczki zawiadomiły więc policję, która przeszukała mieszkanie emeryta. Materiałów wybuchowych jednak nie znalazła.
Pan Jan się zdenerwował...
- W ZUS-ie odsyłali mnie z pokoju do pokoju, nikt nic nie wiedział, a mnie rosło ciśnienie - powiedział Jan Z. Zdenerwowany mężczyzna poskarżył się, że nie może się porozumieć z urzędniczkami. - Ten cały system to w ogóle trzeba rozsadzić! - palnął, obrócił się na pięcie i wyszedł.
I komu wierzyć?
Innego zdania jest Ewa Garus, zastępca kierownika inspektoratu Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, której to właśnie miał grozić - Powiedział, że jak nie dostanie pieniędzy ze świadczenia przedemerytalnego, to nas wszystkich wysadzi. Dodał, że ma piwnicę pełną materiałów wybuchowych - relacjonowała dzisiaj przed Sądem Rejonowym w Kędzierzynie-Koźlu.
-To bzdury. Powiedziałem, że trzeba ich rozsadzić i przewietrzyć, ale nie groziłem żadnym wysadzaniem budynku - zarzekał się podczas rozprawy 66-letni emeryt.
Kolejna rozprawa odbędzie się 9 kwietnia. Zostanie wtedy przesłuchany ówczesny szef kędzierzyńskiego oddziału ZUS.
Źródło: Nowa Trybuna Opolska
Źródło zdjęcia głównego: TVN24