Wybuch metanu "to jest taka siła, takie ciśnienie, że stemple górnicze, grube drewno są połamane jak zapałki". Same drzazgi z tego są - mówił w rozmowie z TVN24 Jan Jafernik, były ratownik górniczy. Pytany o powody wybuchu w czeskiej kopalni ratownik wskazał na trzy możliwe czynniki, które doprowadziły do tragedii. - Awaria czujników metanomierzy, nagły wypływ metanu i czynnik ludzki - wymienił.
Do katastrofy górniczej w Czechach doszło w czwartek o godz. 17.16. Ponad 800 metrów pod ziemią wybuchł metan. Zginęło 13 górników - 12 Polaków i Czech. Dziesięć osób zostało rannych.
Ze względu na wysokie stężenie metanu przerwano akcję ratowniczą. W momencie wybuchu pod ziemią były 23 osoby, w zdecydowanej większości Polacy.
Były ratownik górniczy o przerwanej akcji ratowniczej
- Tamtym górnikom już nikt nie pomoże (...), a bezpieczeństwo ratowników jest bardzo ważne - mówił w rozmowie z TVN24 Jan Jafernik, były ratownik górniczy, komentując przerwanie akcji ratowniczej.
Jak przyznał, ściana, w której jest pożar, "musi najpierw być otamowana", musi zostać "wepchnięty tlen z azotem lub tlenkiem węgla, żeby ugasić pożar". Dopiero wtedy ratownicy będą mogli ponownie tam wejść, tłumaczył.
- My w polskim górnictwie w kopalni Brzeszcze wyciągnęliśmy ostatniego górnika po pół roku. Pół roku była zamknięta ściana - przyznał.
"Raczej nie ma szans na przeżycie"
Pytany czy po wybuchu metanu przy pożarze, są szanse na przeżycie stwierdził, że "z jego doświadczenia raczej nie". - To jest takie ciśnienie, że stemple górnicze, grube drewno są połamane jak zapałki. Same drzazgi z tego są - mówił Jafernik.
Według niego, w tej chwili "atmosfera w kopalni jest niezdatna do oddychania". Dlatego ratownicy pracują w aparatach. - To utrudnia i wydłuża pracę, później na pewno w rejon będą doprowadzone lutniociągi, żeby była atmosfera w miarę zdatna i to trochę potrwa - wyjaśniał.
- Z mojego doświadczenia i przeczucia, raczej przed świętami ich nie wyciągną - powiedział.
Jan Jafernik przyznał również, że najtrudniejsze w takich sytuacjach jest to, jak powiedzieć o tragedii rodzinie. - Brałem udział w kilkudziesięciu akcjach ratowniczych, to jest zawsze trudne - podkreślił.
"Podejrzewam, że zastępy będą pracować po godzinie-półtorej"
Pytany, jak długo ratownik z takim ciężkim sprzętem może pracować, powiedział: - Teoretycznie, jakby ratownik siedział, aparaty mają tlenu na cztery godziny, ale w akcji ratowniczej, gdzie jest stres, który już powoduje częstsze oddychanie, gdzie jest temperatura, gdzie jest ciężko, podejrzewam, że tam zastępy będą pracować po godzinie-półtorej.
- Nie wiem jeszcze jaki jest czas dojścia. Zastępowy musi pilnować, żeby ratownik idąc na miejsce akcji sprawdzał ile zużył tlenu i tyle samo plus 100 procent musi mu zostać na drogę powrotną. Jak jest dosyć daleko to czasem tak bywa na akcjach ratowniczych, że ten zastęp pracuje pół godziny i musi już wchodzić następny, ponieważ tlen się kończy - dodał.
Trzy czynniki
Dopytywany, jakie - według niego - mogą być powody wybuchu w czeskiej kopalni, były ratownik górniczy wskazał na trzy czynniki.
- Awaria czujników metanomierzy, które przy stężeniach przekraczających wyłączają prąd, czyli urządzenia przestają działać. Nagły wypływ metanu, co nie powinno się zdarzyć, bo na pewno przedwierty szły, ale teoretycznie jest to możliwe. I trzeci czynnik - czynnik ludzki - wymieniał.
Zapytany, czy w górnictwie procedury są przestrzegane, odparł: - I tak i nie.
- Teraz może bardziej, ale kiedyś było najwięcej wypadków w okresie barbórkowym, ponieważ wydobycie dało odzwierciedlenie w wysokości Barbórki, czyli pieniądze. Dlatego czasami naginało się przepis, po to, żeby mieć więcej pieniędzy - przyznał.
Autor: kb//adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24