Sąd Okręgowy w Lublinie potrzymał wyrok sądu pierwszej instancji, który orzekł, że były lubelski prokurator apelacyjny Robert B. jest winny nieumyślnej utraty broni. Wyrok jest prawomocny.
Robert B. ma wpłacić 4 tys. zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Pistolet Glock i 22 sztuki amunicji należące do Roberta B., wraz z kaburą i szelkami, zginęły 14 lutego 2006 r. w pierwszym dniu urzędowania na stanowisku prokuratora apelacyjnego w Lublinie. Do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało.
Nieumyślna utrata broni
Robert B. usłyszał zarzut naruszenia przepisów regulujących zasady przechowywania broni, nieostrożnego postępowania z nią i pozostawienia w miejscu, gdzie mogła dostać się w niepowołane ręce, przez co nieumyślnie doprowadził do jej utraty.
Prokuratura Okręgowa w Świdnicy oskarżyła B. o naruszenie przepisów regulujących zasady przechowywania broni, nieostrożne postępowanie z nią i pozostawienie w miejscu, gdzie mogła dostać się w niepowołane ręce, przez co nieumyślnie doprowadził do jej utraty.
Uzasadniając orzeczenie sądu odwoławczego, sędzia Artur Ozimek z Sądu Okręgowego w Lublinie podkreślił, że wyrok pierwszej instancji jest trafny, a nie zasługują na uwzględnienie zarzuty obrońcy i oskarżonego, który podnosił m.in., że nie zostały wyjaśnione wszystkie okoliczności utraty broni.
- Nie jest prawdą, że należy wyjaśnić wszelkie okoliczności związane z utratą broni. Wystarczy pochylić się nad wyjaśnieniami oskarżonego, który sam przyznaje, że dopiero w pewnym momencie orientuje się, że tej broni nie posiada. Na tym właśnie polega nieumyślność – powiedział Ozimek
- Niewątpliwie doszło do niezachowania ostrożności, albowiem oskarżony, mając prawo do posiadania broni, które się oczywiście wiąże z obowiązkami w zakresie zabezpieczenia tej broni przed osobami nieuprawnionymi, faktycznie przez własne zachowanie doprowadził do jej utraty – dodał sędzia.
Sąd pierwszej instancji skazując oskarżonego, uznał, że nie ma dowodów na poparcie tezy oskarżonego, iż broń została skradziona z szafy pancernej w jego gabinecie. Biegły nie znalazł śladów włamania ani otwierania sejfu kluczami innymi niż oryginalne. - Gdyby broń została skradziona z otwartej szafy, nie uchylałoby to odpowiedzialności oskarżonego, choć na to też nie ma żadnych dowodów – argumentował sąd.
Jak ustalił sąd, w pomieszczeniach sąsiadujących z gabinetem prokuratora apelacyjnego odbywały się tego dnia egzaminy aplikantów, jednak przejście do gabinetu prowadzi przez sekretariat i nic nie wskazuje na to, że ktoś niepowołany mógł tam wejść. W drzwiach na korytarz prokuratury są elektroniczne zamki, z sekretariatu za pomocą kamer było widać, co dzieje się na korytarzu.
Tego dnia po południu oskarżony przebywał w kilku miejscach, w nocy wracał do prokuratury sprawdzać, czy nie ma tam jego broni.
Wieloletnie postępowanie
Był to drugi już proces B. W pierwszym procesie, w grudniu 2013 r., został uniewinniony, gdyż sąd uznał, że nie ma związku między jego zachowaniem a utratą broni. Ten wyrok uchylił w ubiegłym roku sąd odwoławczy i skierował sprawę do ponownego rozpoznania.
Postępowanie w sprawie utraty broni przez B. prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Lublinie zostało umorzone w lipcu 2006 r. z powodu braku znamion czynu zabronionego. Na wniosek prokuratora generalnego śledztwo zostało ponownie podjęte w 2008 r.
Oddzielne postępowanie w sprawie kradzieży tej broni zostało umorzone w 2009 r. z powodu niewykrycia sprawcy.
Autor: mw / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock