- Myśl o zamachu nie tylko nie przyszła mi nigdy do głowy, ale uważam ją za absurdalną - powiedział o katastrofie smoleńskiej były ambasador RP w Moskwie, Jerzy Bahr. - Dzisiaj interesuje mnie, jak to się stało, że duży naród, w takim miejscu w Europie, w kilka lat po takim wydarzeniu, doszedł do stanu, który jest w moim przekonaniu niebezpieczny - ocenił w "Faktach po Faktach". - Ten podział jest niebezpieczny. Winę ponoszą ci, którzy działali i działają na rzecz tego podziału - dodał.
Jerzy Bahr był ambasadorem RP w Moskwie w chwili, gdy wydarzyła się katastrofa smoleńska. To on jako jeden z pierwszych powiadomił polskie władze o wypadku. To również on doprowadził Jarosława Kaczyńskiego do miejsca, w którym znajdowały się szczątki jego brata bliźniaka.
- Pamiętam, że wziąłem go pod rękę i szliśmy razem i niczego nie mówiłem. Kiedy nas doprowadzono do tego miejsca, gdzie znajdowały się zwłoki jego brata, to cofnąłem się w geście poszanowania - opowiadał o tych chwilach Bahr. - Potem z nim wracałem i wtedy - bo w takich sytuacjach przepełnia nas nieprawdopodobne współczucie - powiedziałem mu o takich najważniejszych momentach w moim życiu, śmierci ojca i śmierci matki. On powiedział wtedy: ale pan nie stracił brata bliźniaka. Uświadomiłem sobie, ze jego odczuwanie jest nieporównywalne z nikim z nas - wspominał w "Faktach po Faktach" były ambasador.
Złożenie ciał w rosyjskich trumnach było naturalne
Były ambasador odniósł się również do słów posła PiS, Joachima Brudzińskiego, który w 2010 r. powiedział, że "Donald Tusk zostawił ciało prezydenta w ruskiej trumnie". Zdaniem Jerzego Bahra rzeczą oczywistą było złożenie ciał ofiar w rosyjskich trumnach bezpośrednio po katastrofie. - Odnoszę się do tego krytycznie, bo gdyby nieszczęście zdarzyło się na polskiej ziemi i mielibyśmy wykonać jakiś gest, to byśmy złożyli ciała w polskiej trumnie. gdyby ktoś uznał to za bluźnierstwo, myślę, że by to nas bardzo uderzyło i nie zrozumielibyśmy tej reakcji. Ja też nie rozumiem - ocenił Bahr.
Bezpośrednio po katastrofie smoleńskiej wobec byłego ambasadora pojawiły się również zarzuty wysuwane m.in. przez Annę Fotygę, że zamiast szukać ciała prezydenta, Bahr pojechał do ludzi czekających na polską delegację w Katyniu. Były ambasador przestrzegł w "Faktach po Faktach", że bardzo łatwo jest oceniać zachowanie innych "z jakiejś odległości czasowej lub geograficznej". - Nikt z nas nie był w takiej sytuacji i nikt nie wie, jak by się zachował. To mogą być bardzo różne reakcje. Ja się zachowałem w taki sposób - dodał, wyjaśniając, że na miejscu katastrofy panował w pierwszych chwilach ogromny chaos. - Ja czułem, że powinienem być z ludźmi, którzy zostali skonfrontowani z tym nieszczęściem. Tam była msza święta, to też miało dla mnie znaczenie - wspominał Bahr.
Błędy w identyfikacji ciał ofiar
Bahr odniósł się również do błędów w identyfikacji ciał niektórych ofiar katastrofy smoleńskiej, m.in. Ryszarda Kaczorowskiego. Były ambasador przyznał, że w ogromnym pośpiechu i "masie wydarzeń" nietrudno było o pomyłkę. On sam jednak jest przekonany, że w momencie, w którym został poproszony o identyfikację ciała byłego prezydenta na uchodźstwie, "miał przed oczyma" Ryszarda Kaczorowskiego. - Gdyby mnie ktoś dzisiaj zapytał, kogo widziałem w trumnach, to ja bym pod przysięgą przyznał, że widziałem prezydenta Kaczorowskiego, z wyrazistością widziałem jego twarz. W tym momencie, kiedy to widziałem, byłem zdziwiony, że ta twarz jest taka wyrazista. Znaliśmy się bardzo dobrze i się lubiliśmy - powiedział Bahr i dodał, że nie jest w stanie określić, w którym momencie doszło do błędów. Przyznał również, że na miejscu katastrofy panowała ogromna presja, aby ciała ofiar jak najszybciej wróciły do Polski. - Wydawało się naszą powinnością, żeby z tego strasznego miejsca wyciągnąć naszych ludzi i w naszej ziemi położyć - dodał ambasador.
"Myśl o zamachu jest absurdalna"
Zapytany o to, co sądzi o teoriach dotyczących zamachu w Smoleńsku, Bahr przyznał, że jego zdaniem jest to "myśl absurdalna". Wyjaśnił również, że bezpośrednio po katastrofie wszyscy znajdujący się na miejscu byli "zbyt zajęci i wstrząśnięci", by zastanawiać się nad tym, czy w Smoleńsku mogło dojść do zamachu. Były ambasador podkreślił również, że jego zdaniem teorie o zamachu dzielą polskie społeczeństwo. - Pytanie, które sobie zadaję: czy my będąc tak podzieleni, jesteśmy mocniejsi jako suwerenne państwo, społeczeństwo? - zastanawiał się Bahr.
Zdaniem byłego ambasadora Lech Kaczyński był dla Rosjan osobą, która "stoi przed końcem drogi jako prezydent, z perspektywą przegranych wyborów". Poproszony o komentarz do hipotezy, że zamach mógł być skutkiem zbyt dużego zaangażowania Lecha Kaczyńskiego w konflikt rosyjsko - gruziński, Bahr ocenił, że "przy niesłychanym szacunku dla bohaterstwa Lecha Kaczyńskiego, którego dokonał lecąc tam (do Gruzji - red.), byłoby krańcową naiwnością przypuszczać, że Kaczyński wyrósł w ten sposób na jednego z głównych aktorów tej sytuacji".
Autor: kg/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24