Cztery terminy już spadły z wokandy, spadną kolejne dwa. Bezprecedensowy proces byłych urzędników Ministerstwa Finansów oskarżonych o założenie i kierowanie grupą przestępczą zajmującą się wyłudzeniami podatku VAT nie może się rozpocząć. A kiedy już sądowi się to uda, sprawa będzie się toczyć za zamkniętymi drzwiami. Jak ustalili dziennikarze tvn24.pl, główną rolę odgrywać będzie skruszony urzędnik, który poszedł na współpracę z prokuraturą.
Na ławie oskarżonych mają zasiąść łącznie 22 osoby. Trzy z nich to do niedawna wysocy rangą urzędnicy Ministerstwa Finansów i podległych mu jednostek. 19 pozostałych to, jak wynika z ustaleń śledztwa, wciągnięci przez nich do przestępczego procederu ludzie, którzy najczęściej pełnili rolę "słupów". Kilku spośród nich było wcześniej kilkukrotnie karanych.
Pierwsza rozprawa w tym procesie miała się odbyć 28 sierpnia. Ten termin jednak spadł z wokandy z powodu choroby jednego z oskarżonych. A po nim kolejne: 31 sierpnia, 9 września i dzisiejszy, czyli 11 września. Dwa kolejne, zaplanowane na przyszły tydzień, również spadną.
- Najwcześniej proces ruszy 21 września - dowiedzieliśmy się w sekcji prasowej Sądu Okręgowego w Warszawie.
Bezpieczeństwo państwa
Proces będzie wyjątkowy nie tylko dlatego, że oskarżeni o okradanie państwa i współdziałanie z recydywistami są byli urzędnicy, którzy mieli stać na straży finansów państwa, ale też dlatego, że będzie się toczył za zamkniętymi drzwiami.
Sąd utajnił jego przebieg na wniosek prokuratury. Powód? Jak poinformowano nas w sądzie: "możliwość ujawnienia okoliczności, które ze względu na ważny interes państwa powinny być zachowane w tajemnicy".
- Utajniane są procesy dotyczące szpiegostwa i w których chodzi o przestępstwa seksualne. Trudno mi przypomnieć sobie tajną sprawę gospodarczą - mówi doświadczony warszawski sędzia.
Prokuratura Krajowa, cytowana przez "Rzeczpospolitą", tak uzasadniała swój wniosek: "Prokurator wskazał, że w toku postępowania zostaną ujawnione szczegółowe informacje dotyczące funkcjonowania organów skarbowych i przeprowadzania kontroli podatkowych. Ujawnienie tych okoliczności może prowadzić do szeregu negatywnych konsekwencji w funkcjonowaniu państwa".
W związku z wyłączeniem jawności proces będzie się więc toczyć w superbezpiecznej sali Sądu Okręgowego w Warszawie na obrzeżach miasta, gdzie wstęp jest ściśle kontrolowany przez służby ochrony. W głównym gmachu tego samego sądu, ale już w centrum stolicy, toczy się od wielu miesięcy inny proces. Też dotyczy wielomilionowych wyłudzeń podatku VAT, a wśród kilkudziesięciu oskarżonych są m.in. znani przed laty szefowie mafii pruszkowskiej: Andrzej Z., ps. Słowik, Leszek D., ps. Wańka i Janusz P., ps. Parasol. Ten proces toczy się jawnie. Każdy, nie tylko dziennikarze, może wejść na salę i posłuchać.
Sprawdziliśmy, że również w innych toczących się procesach dotyczących wyłudzeń jeszcze większych kwot podatku VAT, m.in. w sądach w Częstochowie, Wrocławiu, Suwałkach i Lublinie, rozprawy toczą się bez wyłączenia jawności. Nie ma przeszkód, by przestępcze mechanizmy oraz kulisy działania służb skarbowych, policji i służb specjalnych były relacjonowane w mediach.
Ludzie Banasia
Akt oskarżenia w tej sprawie obejmuje 22 osoby. Kluczową rolę, jak twierdzi prokuratura, odegrało dwóch ówczesnych dyrektorów Ministerstwa Finansów, Arkadiusz B. i Krzysztof B. oraz naczelnik warszawskiego urzędu skarbowego Andrzej S.
Obydwu dyrektorów ściągnął do pracy w resorcie obecny prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś. Wcześniej w rządzie PiS był on odpowiedzialny za służby skarbowe, od 2015 roku pełnił funkcję wiceministra finansów.
Marian Banaś powierzył Arkadiuszowi B. funkcję szefa Krajowej Szkoły Skarbowości, zaś Krzysztofowi B. rolę zastępcy dyrektora departamentu kontroli celnej, podatkowej i kontroli gier.
Teraz obu tych urzędników prokuratura oskarża o założenie i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą. Pierwsze rozmowy na temat założenia grupy panowie B. mieli prowadzić na pierwszym piętrze Ministerstwa Finansów, na korytarzu przed gabinetem ministra.
Radca mafii i człowiek Tymińskiego
Jak wynika z naszych ustaleń, obaj oskarżeni nie mają typowo urzędniczych życiorysów. Były dyrektor Krajowej Szkoły Skarbowości Arkadiusz B. to z zawodu żołnierz, który swoją karierę rozpoczął przed 1989 rokiem w Nadwiślańskich Jednostkach Wojskowych.
Jeszcze w PRL-u doszedł do stanowiska oficerskiego w zapasowym ośrodku kierowania państwem, ukrytym w podwarszawskich lasach. Później pracował w prywatnych firmach, a politycznie związał się z tajemniczym biznesmenem z Kanady Stanem Tymińskim, który w 1990 roku i następnie w roku 2005 starał się o urząd prezydenta Polski.
Krzysztof B. przed przyjściem do ministerstwa pracował jako prawnik świadczący usługi m. in. dla zarządów spółek z branży paliwowej i hazardowej, których członkowie podejrzewani byli o przestępcze działania.
Najważniejszy świadek w kraju?
Jak ustaliliśmy, w śledztwie występuje dwóch tak zwanych "małych świadków koronnych", którzy składają wyjaśnienia w trybie artykułu 60 Kodeksu karnego.
Przepis ten pozwala sądowi na nadzwyczajne złagodzenie kary wobec przestępcy, który "ujawnił przed organem ścigania i przedstawił istotne okoliczności, nieznane dotychczas temu organowi, przestępstwa zagrożone karą powyżej 5 lat pozbawienia wolności".
- Po zatrzymaniu przez policjantów z Centralnego Biura Śledczego Policji Krzysztof B. złożył wniosek, że będzie składał wyjaśnienia w tym trybie. Dziś jest być może najważniejszym "małym świadkiem koronnym" w kraju. Zeznaje przynajmniej w 18 śledztwach i prowadzonych przez służby rozpracowaniach afer w różnych instytucjach i spółkach Skarbu Państwa - mówi tvn24.pl jeden ze śledczych.
Inaczej niż w przypadku "klasycznego" świadka koronnego, starający się o nadzwyczajne złagodzenie kary nie ma ukrytej tożsamości, nie korzysta z pełnej ochrony i nie może uniknąć procesu przed sądem.
Przestępcy i urzędnicy
Według ustaleń prokuratury grupa przestępcza zaczęła działać pod koniec 2015 roku i funkcjonowała do wiosny 2018 roku. Oskarżeni B., jak twierdzi prokuratura, wciągnęli do współpracy m.in. osoby wielokrotnie karane. - Wskazywać miał je Krzysztof B., bo część z tych osób była w przeszłości jego klientami - mówi nam jeden ze śledczych.
Te osoby były niezbędne jako tak zwane "słupy", czyli podpisujący dokumenty i funkcjonujący jako prezesi spółek z łańcucha firm wyłudzających podatek.
Zdaniem śledczych, grupa wyłudziła w ciągu trzech lat 5 milionów złotych nienależnego zwrotu podatku VAT, a także niemal milion złotych w innej postaci.
O to, by fiskus nie nękał spółek kontrolami, miał dbać naczelnik warszawskiego urzędu skarbowego Andrzej S.
Arkadiusz B. oraz Andrzej S. nie przyznali się do zarzutów. Krzysztof B. przyznał się częściowo.
Poszukiwany dyrektor
Na trop działalności grupy wpadli w 2017 roku policjanci ze szczecińskiego CBŚP. Najpierw zatrzymali część "słupów". Przełom nastąpił po ujęciu Krzysztofa B jesienią 2018 roku, który nie był już wówczas urzędnikiem Ministerstwa Finansów. Po odejściu z resortu pracował jeszcze m.in. dla Wód Polskich, a także węglowego giganta - Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
- Policjanci mieli problem z namierzeniem Arkadiusza B. Przez kilka tygodni intensywnie go poszukiwali - mówi nam jeden ze śledczych. B. został zatrzymany w styczniu 2019 roku. Wówczas nie był już pracownikiem Ministerstwa Finansów. Za to podczas przeszukania policjanci znaleźli w jego domu m.in. dokumenty o nagrodzie w wysokości 39 tysięcy złotych, którą za swoją pracę w 2017 roku otrzymał od ministra Banasia.
Przesłuchanie Banasia
Sam Marian Banaś został przesłuchany przez prowadzącą śledztwo prokurator Małgorzatę Zapolnik jako świadek. Stało się to 4 czerwca 2019 roku. Traf chciał, że tego samego dnia odebrał powołanie na funkcję ministra finansów z rąk prezydenta Andrzeja Dudy. Trzy miesiące później został wybrany głosami posłów Zjednoczonej Prawicy na kadencyjne stanowisko prezesa Najwyższej Izby Kontroli.
- Będziemy się starać, by stanął przed sądem (jako świadek - red.) i odpowiedział na szczegółowe pytania dotyczące tego, co wiedział o działalności grupy przestępczej, którą stworzyli jego współpracownicy - zapowiada w rozmowie z tvn24.pl jeden z obrońców.
Cokolwiek jednak zezna obecny szef NIK podczas przesłuchania, opinia publiczna się tego nie dowie, bo proces, jak już napisaliśmy, został utajniony.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24