Sprawa jest bardzo poważna, bo wszystko, co dotyczy broni nuklearnej, to są rzeczy o strategicznym znaczeniu - powiedział w TVN24 Robert Pszczel, dyplomata, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, były dyrektor Biura Informacji NATO w Moskwie. Odnosił się do możliwości dołączenia przez Polskę do programu Nuclear Sharing. Mówił, że "pierwszym krokiem byłoby zainicjowanie takiej dyskusji". - Być może uda się to zrobić na szczycie NATO w Waszyngtonie - dodał.
Prezydent Andrzej Duda powiedział w wywiadzie dla "Faktu", że "jeżeli byłaby taka decyzja naszych sojuszników, żeby rozlokować broń nuklearną w ramach Nuclear Sharing także i na naszym terytorium, aby umocnić bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO, to jesteśmy na to gotowi". Premier Donald Tusk nawiązując do tej wypowiedzi w poniedziałek, powiedział, że czeka na spotkanie z Andrzejem Dudą, bo "ta sprawa dotyczy wprost i bardzo jednoznacznie polskiego bezpieczeństwa". - I musiałbym dobrze zrozumieć intencje pana prezydenta - dodał. Prezydent zapowiedział wieczorem, że spotka się z szefem rządu w tej sprawie.
"Zmiany wymagałyby zgody wszystkich sojuszników"
Do sprawy odniósł się we wtorek we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 Robert Pszczel, dyplomata, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich, były dyrektor Biura Informacji NATO w Moskwie.
Przypomniał, że NATO jest sojuszem obronnym, który dysponuje zarówno siłami konwencjonalnymi, jak i nuklearnymi. - Natomiast oczywiście dysponentami broni nuklearnej w NATO są tylko trzy państwa. To są Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja - dodał. Zaznaczył, że "Francja nie uczestniczy w grupie tak zwanego planowania nuklearnego".
Jak mówił Pszczel, "istotna rzecz polega na tym, że owszem, NATO posiada wspólną politykę jako strategię, natomiast tu jest cała masa bardzo poważnych decyzji". Dodał, że obecna strategia "nie przewiduje dyslokacji broni nuklearnej na terytorium tak zwanych nowych państw, które wstąpiły od 1992 roku, do których należy Polska".
- Wszelkiego rodzaju zmiany wymagałyby po prostu zgody wszystkich sojuszników, a przede wszystkim państw dysponentów, a zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Więc to jest bardzo poważna sprawa - zaznaczył.
"Wszystko, co dotyczy broni nuklearnej, to rzeczy o strategicznym znaczeniu"
- Nie jest tajemnicą i wydaje mi się w tej sprawie jest ewidentny konsensus w Polsce, iż od kilku lat co najmniej Polska proponuje przyjrzenie się tej polityce tak zwanej Nuclear Sharing, która ma wiele wymiarów i nie chodzi tylko o ewentualną dyslokację, czyli umieszczenie już samej broni nuklearnej na terytorium różnych krajów, ale na przykład kwestie udziału danych krajów, tak jak dzisiaj Belgia, Niemcy w całym programie, czyli na przykład udział samolotów w potencjalnej operacji i tak dalej - powiedział dyplomata.
Pszczel mówił, że "na dzień dzisiejszy takim pierwszym krokiem byłoby właściwie zainicjowanie takiej dyskusji". - Być może uda się to zrobić na szczycie NATO w Waszyngtonie - dodał.
- Tu jest wiele elementów tego, o czym mówimy, a sprawa jest oczywiście bardzo poważna, bo wszystko, co dotyczy broni nuklearnej, to są rzeczy o strategicznym znaczeniu - podkreślił.
Pszczel: w grę wchodzą ogromne pieniądze
Pszczel zauważył także, że w przypadku programów nuklearnych, a zwłaszcza jeśli dotyczy to państw, które są dysponentami, "w grę wchodzą naprawdę ogromne pieniądze".
Jak mówił, my jako Polska "cieszymy się, że Wielka Brytania jest też państwem nuklearnym". - To jest nasz bardzo bliski sojusznik, z którym nas łączą bardzo bliskie relacje, nie tylko historyczne, ale obecne, natomiast dla budżetu obronnego Wielkiej Brytanii obsługa tegoż programu nuklearnego to jest ogromny wysiłek - powiedział.
Dodał, że "być może nawet około czterdziestu procent całego budżetu (obronnego - red.)". - W związku z tym Wielka Brytania, która ma bardzo duży, jeden z największych w Europie budżetów obronnych, na przykład nie może sobie na dzień dzisiejszy przynajmniej pozwolić na utrzymywanie bardzo dużej armii lądowej. Armia lądowa brytyjska jest najmniejsza od czasów wojen napoleońskich, co akurat nie jest dobrą wiadomością na Polski - mówił gość TVN24.
- Także trzeba na to wszystko patrzeć z punktu widzenia różnych zależności i różnych wymiarów, a wymiar również finansowy ma tu pewne znaczenie - zaznaczył.
Nuclear sharing - czym jest?
W ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego Stany Zjednoczone udostępniają niektórym sojusznikom pewną liczbę bomb z głowicami jądrowymi. Działanie to nosi angielską nazwę "Nuclear Sharing". Broń pozostaje pod nadzorem i kontrolą USA, może jednak być za ich zgodą przenoszona przez samoloty państw, w których jest przechowywana. Chodzi o Niemcy, Włochy, Turcję, Belgię i Holandię. Bomby, noszące oznaczenie B-61, zawierają niewielki, taktyczny ładunek jądrowy.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: aeronautica.difesa.it