Jarosław Kaczyński, były wiceszef BOR, odwołany z funkcji - jak twierdził - przez zbieżność nazwisk z ówczesnym premierem i Stanisław Kulczyński, człowiek, którego opinia w sprawie strzelaniny w Magdalence do dziś budzi wątpliwości sądu. To oni ocenią pracę funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu podczas planowania wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku 7 i 10 kwietnia 2010 roku.
- Było, minęło, ale po odwołaniu z funkcji w BOR czułem rozgoryczenie wobec pewnych instytucji i osób - mówi w rozmowie z tvn24.pl ppłk Jarosław Kaczyński.
Jego historię Polska poznała w 2007 roku. Wiceszef Biura Ochrony Rządu, oficer z kilkunastoletnim stażem pracy, który ochraniał prezydentów i premierów, został odwołany z funkcji wiceszefa BOR w listopadzie 2006 roku. W styczniu 2007 r. decyzję podtrzymał ówczesny szef MSWiA Ludwik Dorn. Oficjalny powód - "dobro służby", a "szef ma prawo dobierać sobie takich zastępców, jakich chce". Podpułkownik miał na ten temat inne zdanie. Powiedział to mediom.
Kwiaty i telefony do premiera
Wiosną 2007 roku na antenie radia TOK FM stwierdził, że odwołano go z powodu nazwiska i wezwał szefostwo Biura do podania "prawdziwych powodów". Sugerował, że jego odwołania zażądał ówczesny premier Jarosław Kaczyński, teraz poszkodowany w śledztwie, w którym oficer jest biegłym.
W rozmowach z dziennikarzami ppłk Kaczyński długo opowiadał o uciążliwych pomyłkach, kiedy odbierał kwiaty przeznaczone dla ówczesnego premiera, albo telefony od marszałka Sejmu, Senatu, ministrów. Raz chciał z nim ponoć porozmawiać sam George W. Bush. I to osobiście. Też przez pomyłkę.
Mój żal nigdy nie był skierowany pod adresem BOR-u, ale innych instytucji i konkretnych osób. ppłk Jarosław Kaczyński
Czarę goryczy miał przelać "nieprzyjemny incydent", gdy leciał do Chin. "Załoga samolotu zobaczyła na liście, że na pokładzie ma być Jarosław Kaczyński i funkcjonariusz BOR. Przygotowali kwiaty" - mówił. Ówczesny szef BOR Andrzej Pawlikowski miał go zapewniać, że chce z nim współpracować. "Został jednak wezwany do premiera, a po powrocie powiedział mi, że musi mnie odwołać. Spytałem czy chodzi o nazwisko. Potwierdził" - powiedział Kaczyński.
BOR wszczął przeciw niemu postępowanie dyscyplinarne. Powód: ppłk Kaczyński złamał zasady etyki BOR - zdradził tajemnicę służby i uchybił jej interesowi.
Oficer poszedł do sądu. "Decyzja o moim odwołaniu podjęta została z przyczyn pozamerytorycznych, polegających na zbieżności mojego imienia i nazwiska z nazwiskiem premiera" - pisał w skardze do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Biuro zaprzeczało: "Nieprawdziwe są sugestie ppłk. Kaczyńskiego, by premier nakłaniał szefa BOR do jego odwołania. Szef BOR może sobie dobierać zastępców, do których ma zaufanie, tak było w tym przypadku" - mówił rzecznik Biura.
Zaangażowany politycznie
Kaczyński przegrał przed sądem. Sędzia stwierdził, że pod względem formalnym wszystko było w porządku - szef mógł go odwołać bez podania przyczyn. Kwestii zbieżności nazwisk z ówczesnym premierem sąd nie badał. "Sąd ma świadomość, że skarżący może czuć się skrzywdzony tym wszystkim. Zgodnie z przepisami Kodeksu postępowania karnego musiał jednak przeanalizować tę decyzję pod względem ewentualnych nieprawidłowości i takich się w niej nie dopatrzył" - uzasadniał sędzia Sławomir Antoniuk.
Ostatecznie Kaczyński musiał odejść z Biura, bo przez rok nie znaleziono dla niego nowego zajęcia.
Wybraliśmy biegłych, co do których prokurator uznał, że są właściwymi osobami we właściwym miejscu. Renata Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga
Po odejściu ze służby związał się z Ruchem na rzecz Demokracji wspieranym m.in. przez Lecha Wałęsę i Aleksandra Kwaśniewskiego, a następnie ze Stronnictwem Demokratycznym. W ostatnich wyborach samorządowych walczył o mandat radnego Warszawy z listy Wspólnoty Samorządowej.
"To już historia"
Teraz (wspólnie z jeszcze jednym biegłym) do 30 listopada ma wydać opinię na zlecenie Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga dotyczącą tego, czy podczas organizacji i przygotowania wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku w kwietniu 2010 roku BOR zachowało się tak, jak należy. Przedstawiciele prokuratury podkreślają, że mają "uzasadnione podejrzenie", iż funkcjonariusze Biura "mogli nie dopełnić ciążących na nich obowiązków służbowych".
Jest w stanie rzetelnie ocenić swoich byłych kolegów i instytucję, która zwolniła go z pracy?
Twierdzi, że tak, ale o sprawie mówi niechętnie. - Nie mogę się na ten temat w ogóle wypowiadać. Podpisaliśmy stosowne dokumenty, takie dostaliśmy polecenie - ucina. Zaznacza jednak, że dzisiaj "nie ma już w nim żalu". - On zresztą nigdy nie był skierowany pod adresem BOR-u, ale innych instytucji i osób - wyjaśnia. Kogo konkretnie? Podpułkownik nie chce na ten temat mówić. Bo "to już historia", "ma inne obowiązki" i w ogóle "było minęło".
Biegły a sprawa Magdalenki
Drugim biegłym, który będzie pracował nad opinią, jest płk Stanisław Kulczyński - jak czytamy w postanowieniu prokuratora - "ekspert ds. organizacji, zabezpieczenia i prowadzenia działań bojowych oraz zwalczania współczesnego terroryzmu". To także ten sam człowiek, który w 2005 roku jako ekspert zeznawał przed warszawskim sądem, że "podczas planowania i prowadzenia policyjnych działań w Magdalence nie popełniono żadnych błędów".
Magdalenka do dzisiaj pozostaje synonimem jednej z najbardziej dramatycznych akcji antyterrorystów w historii wolnej Polski. Zginęło w niej dwóch policjantów, kilkunastu zostało rannych, część z funkcjonariuszy, którzy byli w nocy z 5 na 6 marca w Magdalence nie powróciło nigdy do służby.
Pułkownik Kulczyński jeszcze w 2003 roku akcję antyterrorystów oceniał z perspektywy członka grupy niezależnych ekspertów powołanych przez Komendanta Głównego Policji. Były wykładowca Akedemii Obrony Narodowej od lat powtarza, że przebiegu tamtych wydarzeń nie dało się przewidzieć. Jego zdaniem większego znaczenia nie miało też to, że akcji nie zabezpieczała karetka. - Nawet, gdyby stała obok nie było szans na uratowanie dwóch antyterrorystów - Mariana Szczuckiego i Dariusza Marciniaka - oceniał w 2005 roku przed sądem ku oburzeniu bliskich zabitych oficerów.
Prokuratura: Wybrano właściwych
W najbliższych dniach będę rozmawiał z prokuratorem o tym, co zdecydowało o powołaniu tych właśnie biegłych. Pewne fakty związane z ich dotychczasową działalnością mogą budzić wątpliwości. Analizujemy sytuację, a po konsultacji z naszym klientem podejmiemy właściwe decyzje. Mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego
Ale opinii ekspertów i biegłych w sprawie Magdalenki jest dziś o wiele więcej. Różnią się od siebie, a Sąd Apelacyjny żadnej z nich nie dał ostatecznej wiary. Przed miesiącem sędziowie odroczyli do 12 grudnia rozpatrywanie odwołania od drugiego - korzystnego dla trojga oskarżonych byłych oficerów policji - wyroku. Przesłuchać i skonfrontować chcą właśnie biegłych, którzy tak różnią się w swoich ocenach.
Mecenas Rafał Rogalski, reprezentujący m.in. szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego: - W najbliższych dniach będę rozmawiał z prokuratorem o tym, co zdecydowało o powołaniu tych właśnie biegłych. Pewne fakty związane z ich dotychczasową działalnością mogą budzić wątpliwości. Analizujemy sytuację, a po konsultacji z naszym klientem podejmiemy właściwe decyzje.
Renata Mazur, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga: - Wybraliśmy biegłych, co do których prokurator uznał, że są właściwymi osobami we właściwym miejscu.
Źródło: tvn24.pl