Od momentu startu w Mombasie najpierw były odgłosy szurania. Od razu zwróciliśmy na to uwagę. Przerażenie w oczach. Mówiłam do mojego przyjaciela: "dobrze, nie nakręcajmy się, na dzisiaj dość emocji". Może po pół godzinie tego lotu usłyszeliśmy pukanie, ale takie solidne, jakby w podłogę. No i jak już to pukanie się pojawiło, na nas wtedy padł blady strach - relacjonowała po przylocie do Polski pasażerka samolotu lecącego z kenijskiej Mombasy do Warszawy, który musiał lądować w stolicy Etiopii.
W sobotę samolot linii Enter Air lecący z Mombasy w Kenii do Warszawy wylądował awaryjnie na lotnisku stolicy Etiopii, Addis Abebie. Na pokładzie było 167 osób. Z pierwszych relacji pasażerów wynikało, że z tyłu samolotu, przed wylotem z kenijskiego lotniska, pojawił się ogień. W oświadczeniu Enter Air przekazano, że dym pochodził "najprawdopodobniej z jednego z bagaży".
- To była wielka niewiadoma, tak naprawdę - opowiadał jeden z pasażerów samolotu zastępczego, który w niedzielę wylądował na Lotnisku Chopina w Warszawie. Mężczyzna nawiązał do doniesień, że w maszynie, która awaryjnie wylądowała w Addis Abebie, przed startem w Mombasie pojawił się ogień. Podkreślił, że naprawa trwała około trzech godzin, co było - jak uznał - "troszeczkę niepokojące".
- Wobec tego, wchodząc ponownie na pokład samolotu, każdy z nas był mocno zaniepokojony - dodał. Pasażer mówił, że sytuacja była bardzo niepewna, podróżni zastanawiali się, czy samolot faktycznie jest sprawny. - Ale skoro kapitan zapewniał nas w stu procentach, że samolot jest sprawny, to zaufaliśmy mu - stwierdził.
Pasażer twierdził, że wiele osób obecnych na pokładzie "chciało wręcz nie dopuścić do tego, aby ten samolot ponownie wystartował". - Baliśmy się o swoje zdrowie i życie, ale były naciski. Niestety, były naciski z poziomu personelu, grożono nam kenijską policją, że jeśli nie wylecimy, to zostaną osoby aresztowane, bo blokujemy, wstrzymujemy możliwość wylotu samolotu, więc było to bardzo niepokojące - podkreślił.
Mężczyzna opowiadał, że w przedniej części samolotu "działy się sceny może nie dantejskie, ale dochodziło do ogromnych kłótni, a w rękawie lotniczym pojawiła się kenijska policja".
Odgłosy szurania, świszczenia
- Od momentu startu w Mombasie najpierw były odgłosy szurania, świszczenia - relacjonowała pasażerka, który również przyleciała ze stolicy Kenii do Warszawy. Jak stwierdziła, było to "totalnie niezwiązane z odgłosami samolotu".
- Od razu zwróciliśmy na to uwagę. Przerażenie w oczach. Mówiłam do mojego przyjaciela: "dobrze, nie nakręcajmy się, na dzisiaj dość emocji". Nie wiem, może po pół godzinie tego lotu usłyszeliśmy pukanie, ale takie solidne pukanie, jakby w podłogę. No i jak już to pukanie się pojawiło, na nas wtedy padł blady strach - wyznała. Z jej relacji wynika, że po upływie krótkiego czasu załoga zleciła pasażerom, by zdjęli buty i przygotowali się do przyjęcia pozycji ewakuacyjnej. Samolot wylądował w Addis Abebie.
Pasażerowie o pomocy ambasady
Część pasażerów zwróciła uwagę, że na brak komunikacji z przewoźnikiem. - Pomogła nam tylko i wyłącznie ambasada i to tylko i wyłącznie dzięki nam, bo my się z nią kontaktowaliśmy. To nie Enter nam pomógł. Jedynie w drodze powrotnej dali nam wodę, to już było po 40 godzinach oczekiwania. Tak naprawdę nic Enter nam nie pomógł. Z nikim się nie skontaktował, nie ma tu konsultantów, którzy by nam powiedzieli co dalej - mówiła jedna z pasażerek.
- Chcielibyśmy bardzo podziękować, i myślę, że to jest wspólne stanowisko, konsulatowi w Addis Abebie oraz przedstawicielom Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którzy wspierali nas tam, byli, pilnowali i wyrobili nam wizy, dzięki którym mogliśmy się udać do hotelu. Byliśmy też przez nich doglądani. Fajna reakcja i w miarę szybka. Oczywiście w Etiopii nikogo z Enter Air nie spotkaliśmy - dodał inny pasażer.
Ostatecznie po pasażerów do Etiopii poleciał inny samolot i bezpiecznie dotarli do Polski.
Komunikat linii lotniczej
Linia Enter Air poinformowała w sobotnim komunikacie, że samolot B-737 800 ze 167 pasażerami na pokładzie z powodu błędnych wskazań na jednym z silników w czasie lotu z Mombasy musiał zgodnie z procedurą wylądować w Etiopii.
Linia lotnicza poinformowała też, że jeszcze na lotnisku w Mombasie, przed wylotem maszyny miał miejsce osobny przypadek, którego przyczyną było pojawienie się dymu w bagażniku. Dym - według Enter Air - pochodził najprawdopodobniej z jednego z bagaży.
Enter Air jest największą prywatną linią lotniczą działającą w Polsce. Linia przewiozła w Polsce w 2019 roku 2,5 mln pasażerów. Grupa realizuje połączenia dla polskich i zagranicznych biur podróży latając w ponad 30 krajach. Flota spółki składa się z 22 samolotów Boeing 737-800 i dwóch Boeingów 737 MAX 8. Przewoźnik posiada sześć stałych baz operacyjnych: w Warszawie, Katowicach, Poznaniu, Wrocławiu, Paryżu i Zurychu oraz kilka baz sezonowych, m.in. w Londynie, Madrycie, Pradze i Tel Awiwie.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24