- Minister zdrowia pracuje bardzo chaotycznie - skrytykował Bartosza Arłukowicza były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Jak ocenił w "Faktach po Faktach" pomiędzy Ewą Kopacz a ministrem "nie ma chemii", a sam Arłukowicz nie może poszczycić się "jakimiś wielkimi dokonaniami". Przyznał jednak, że dymisjonowanie szefa resortu zdrowia w czasie zaostrzonego sporu z lekarzami nie byłoby dobrą decyzją.
W niedzielę Ewa Kopacz wezwała na spotkanie Bartosza Arłukowicza, by porozmawiać z ministrem o sytuacji w służbie zdrowia. Z powodu braku porozumienia resortu zdrowia z lekarzami z Porozumienia Zielonogórskiego część przychodni POZ nie została otwarta w nowym roku.
Kazimierz Marcinkiewicz ocenił w "Faktach po Faktach", że sposób pracy ministra zdrowia jest "bardzo chaotyczny". Dodał również, że pomiędzy Arłukowiczem a Kopacz "nie ma chemii".
- Nie ma też jakichś wielkich dokonań ministra - zauważył były premier. - Każdy z nas to widzi. W służbie zdrowia nawet bez tych obecnych zawieruch jest bardzo dużo niepotrzebnego chaosu - dodał.
"Ta sytuacja go chroni"
Jak podkreślił, fakt, że Arłukowicz wciąż pozostaje na stanowisku ministra zdrowia to wybór szefowej rządu. - Premier może wszystko. Może w każdej chwili zwolnić ministra i powołać nowego. Może także nakazać przygotowywanie odpowiednich zmian i regulacji - powiedział Marcinkiewicz.
W ocenie byłego premiera dymisjonowanie ministra zdrowia w czasie zaognionego sporu ze środowiskiem lekarskim nie byłoby dobrą decyzją.
- Wydaje mi się, że ta sytuacja go ochrania. Nie można dymisjonować swojego ministra w momencie, kiedy jest atakowany przez lekarzy, którzy grożą zamknięciem gabinetów i nie podpisują kontraktów - powiedział Marcinkiewicz.
Rozmowa nie powinna się toczyć "przy zamkniętych gabinetach"
Choć były premier przyznał, że negatywnie ocenia pracę Bartosza Arłukowicza, podkreślił jednak, że w sporze z lekarzami to minister ma rację.
- Tę rację przyznało mu ponad 75 proc. lekarzy rodzinnych. To jest apel do tych pozostałych, by zostawili w spokoju chorych ludzi i otworzyli gabinety. Walczcie z ministrem o lepsze prawo i dodatkowe środki w inny sposób - powiedział Marcinkiewicz.
Stanowczo zaznaczył przy tym, że rozmowa w służbie zdrowia nie powinna toczyć się "przy zamkniętych gabinetach".
"Myślę o Polsce". Nowa partia? "Może za pół roku"
Były premier ocenił również w "Faktach po Faktach" sto dni rządu Ewy Kopacz. Jak przyznał, jest zawiedziony rezultatami jej pracy.
- Nie widzę tej zmiany, której się po niej spodziewałem w porównaniu do Donalda Tuska (...) Boję się, że Ewa Kopacz wpadnie w koleiny Donalda Tuska, żeby utrzymywać i celebrować władzę, a nie naprawiać Polskę - powiedział.
Marcinkiewicz przyznał, że on sam często zastanawia się, jakie zmiany powinny nastąpić w kraju. - Dużo myślę o Polsce, polityce i gospodarce - podkreślił. Na pytanie, czy myśli zatem o założeniu nowej partii, były premier odparł, że "może za pół roku".
- Kiedy patrzę, co się stało z PiS przez ostatnie lata, wydaje mi się, że Jarosław Kaczyński w 2007 r. połknął przystawki, ale się nimi zakrztusił. Nie ma dziś PiS z 2005 czy 2006 r., jest tak naprawdę Samoobrona - zauważył. - PiS w sprawach społecznych i gospodarczych, a nawet w sposobie uprawiania polityki naśladuje Samoobronę - ocenił, podkreślając, że jest to "droga donikąd".
Jak dodał, sytuacja na polskiej scenie politycznej skłania go do refleksji, czy za pół roku nie przyjdzie odpowiedni czas, by namawiać "nowych, młodych ludzi", by sami wzięli stery w swe ręce.
- By stanęli pomiędzy te dwa zwarte obozy i powiedzieli: mamy was dosyć, marnujecie Polskę. My Polskę naprawimy lepiej - powiedział.
Autor: kg/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24