|

"Po równi pochyłej". Czy zmiana władzy w episkopacie odnowi oblicze polskiego Kościoła?

Przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki
Abp Stanisław Gądecki
Źródło: Waldemar Deska/PAP

W odstępie kilkunastu dni Watykan odwołuje dwóch biskupów. Andrzej Dzięga nie mówi prawdy o powodach odejścia, Andrzej Dziuba chce je zataić. Co to mówi o polskim Kościele? Czy jego oblicze zmienią nowe władze Konferencji Episkopatu Polski? Rozmawiamy z watykanistą i historykiem prof. Arkadiuszem Stempinem, profesorem Uczelni Korczaka w Warszawie oraz Albert-Ludwigs-Universitat we Fryburgu.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Trzynastego marca zaczyna się zebranie plenarne Konferencji Episkopatu Polski. Biskupi wybiorą na nim nowe władze KEP. Po dziesięciu latach kończą się kadencje arcybiskupów Stanisława Gądeckiego i Marka Jędraszewskiego.

W wyborach nie weźmie udziału dwóch hierarchów. Arcybiskup Andrzej Dzięga, ordynariusz archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, oraz biskup Andrzej Dziuba, stojący na czele diecezji łowickiej. Obaj zostali przez Watykan zmuszeni do przejścia na emeryturę. U obydwu za decyzją Watykanu stało tuszowanie przestępstw seksualnych.

Dzięga początkowo w liście do swoich księży pisał, że na emeryturę przechodzi ze względu na stan zdrowia. Redaktor naczelny "Więzi" Zbigniew Nosowski w swoim tekście użył ostatnio terminu "mentalność Dzięgi". Nosowski opisał ją jako "nieufność wobec osób zgłaszających krzywdę, klerykalne podejście do duchowieństwa, specyficznie rozumiana <> sprawców (poprzez ukrywanie prawdy i unikanie odpowiedzialności), skłonność do załatwiania spraw po cichu i we własnym zamkniętym kręgu, unikanie państwowych organów ścigania, brak osobistych kontaktów z osobami skrzywdzonymi, dokrzywdzanie ich poprzez sposób prowadzenia postępowań kanonicznych, a wreszcie – last but not least ­– absolutne odrzucanie możliwości wypłaty zadośćuczynień finansowych przez instytucje kościelne".

Za Dzięgą ciągnie się przede wszystkim sprawa nieżyjącego już Andrzeja Dymera - wpływowego duchownego kierującego biznesami archidiecezji. To, że ma wykorzystywać seksualnie osoby nieletnie, szczecińscy biskupi wiedzieli od 1995 roku.

Diecezja łowicka z kolei próbowała cenzurować komunikat nuncjatury. Na stronie diecezji został zamieszczony komunikat o rezygnacji - bez podania powodów. Tomasz Terlikowski dotarł do instrukcji, którą biskupi wikariusz ks. Sławomir Sobierajski wystosował w tej sprawie do dziekanów. Pisał w niej do księży m.in.: "nie możemy posługiwać się domysłami i insynuacjami a tym bardziej dziennikarskimi rewelacjami, które możliwe, że się pojawią. Spokojnie z troską o wiernych i współbraci z modlitwą za Biskupa przekażmy informację o przyjęciu rezygnacji".

Do biskupa Dziuby w 2011 roku zgłosiła się ofiara księdza Piotra S. Hierarcha pozwolił na przewlekanie kościelnego dochodzenia przez wiele lat. Kiedy sprawa wyszła na jaw w mediach i trafiła do prokuratury, proces księdza ruszył. W 2021 roku Piotr S. został wydalony z kapłaństwa, a w 2023 roku skazany na trzy lata bezwzględnego więzienia.

Czy zmiana na czele Episkopatu skończy z "mentalnością Dzięgi"? Profesor Arkadiusz Stempin ocenia: "By wyplenić "mentalność Dzięgi", konieczna jest wymiana pokoleniowa całego episkopatu, a przynajmniej jego większości, czyli co najmniej czterdziestu, pięćdziesięciu biskupów".

Sebastian Klauziński pyta watykanistę, kto może zastąpić arcybiskupów Gądeckiego i Jędraszewskiego i dlaczego nie będą to "twarze" tak zwanego "Kościoła otwartego". Docieka, czy wysyłanie biskupów na emeryturę to w ogóle dla nich kara i czy emerytura kończy postępowanie kanoniczne w sprawie tuszowania przestępstw seksualnych.

Sebastian Klauziński, tvn24.pl: Andrzej Dzięga, arcybiskup stojący na czele archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, został zmuszony przez Watykan do przejścia na emeryturę. Zachowanie hierarchy potępiło czterech biskupów. Co ta cała sytuacja mówi o polskim Kościele Anno Domini 2024?

Prof. Arkadiusz Stempin: Że solidarność korporacyjna nadal jest najważniejsza. Postępowanie Dzięgi potępili biskupi pomocniczy, czyli, powiedzmy, drugi garnitur polskiego episkopatu. Poza tym było ich czterech, a wszystkich czynnych biskupów mamy w Polsce około dziewięćdziesięciu. Więc tych czterech wiosny nie czyni.

Dlaczego oburzenie ze strony hierarchów nie było większe? Dlaczego milczą "twarze" tak zwanego "Kościoła otwartego": kardynał Grzegorz Ryś, prymas Wojciech Polak?

Polskich biskupów ukształtował pontyfikat Jana Pawła II. A jednym z jego fundamentów, w wymiarze wewnątrzkościelnym, było przede wszystkim dbanie o wizerunek Kościoła. Bo przecież komuniści go szkalowali. Wewnątrz oczywiście toczą się mniejsze lub większe spory teologiczne czy duszpasterskie, występuje też zrozumiała rywalizacja między osobowościami, ale niewiele z tego wydostaje się poza kościelne mury.

Poza tym przedstawiciele episkopatu, czy szerzej polskiego Kościoła, mają silne poczucie, że są atakowani przez środowiska nieprzychylne, które nie mają pojęcia o relacjach eklezjalnych, czyli wewnątrz Kościoła. Jak ktoś świecki może nas krytykować? Nie ma do tego ani merytorycznej, ani moralnej legitymacji. Tylko my wiemy, jak Kościół ma funkcjonować, reszta to laicy, którzy wkładają nos w nie swoje sprawy.

Zwykła lojalność korporacyjna splata się więc z socjalizacją duchowieństwa w PRL-u, gdzie państwo faktycznie szukało haków na Kościół, po drugie, z tradycyjną kulturą przemilczania i ultradyskrecji w watykańskiej centrali w Rzymie.

Arcybiskup Dzięga dostał z Watykanu propozycję nie do odrzucenia: został poproszony o przejście na emeryturę. Czy to w ogóle jest kara?

W powszechnym odczuciu, dla nas, osób świeckich, kary tego pokroju są symboliczne, dla niektórych śmieszne. Bo jest ona penalizacją za krzywdy wyrządzone przez duchownych nieletnim czy dzieciom. Ale dla biskupa, z eklezjalnym DNA, na przykład kara w postaci zakazu pochówku w katedrze jest bardzo dotkliwa, gdyż uderza w jego tożsamość. Pozbawienie urzędu biskupa wykracza daleko poza pozornie analogiczną karę dla prezesa, ministra czy dyrektora, który za przestępstwo traci swój stołek.

Abp Andrzej Dzięga
Andrzej Dzięga
Źródło: Marcin Bielecki/PAP

Czy przejście na emeryturę oznacza, że Watykan już zostawia Dzięgę w spokoju i nie będzie kontynuował postępowania w jego sprawie?

Tak, postępowanie kanoniczne zostało zakończone. Karą jest dymisja z urzędu - przed uzyskaniem wieku emerytalnego i nie ze względu na stan zdrowia. Co wybrzmiało publicznie. Właśnie ten aspekt - publiczne uwypuklenie kłamstwa Dzięgi - należy traktować jako równie dotkliwą karę dla biskupa, pierwotnie tuszującego pedofilię swojego podwładnego.

Innych kar kanonicznych - w postaci degradacji z godności biskupa czy wykluczenia ze stanu duchownego - już nie będzie. Nie wiemy natomiast, czy Dzięga ma obowiązek wpłacenia jakiejś znaczącej sumy na rzecz polskiej Fundacji Świętego Józefa, która opiekuje się ofiarami seksualnego wykorzystania przez duchownych.

Polski episkopat 9 marca wzbogacił się o kolejnego biskupa emeryta.

W ostatnich dniach nuncjatura w Warszawie ujawniła prawdziwe powody ustąpienia biskupa łowickiego Andrzeja Dziuby. Były one analogiczne jak w przypadku arcybiskupa Dzięgi. Próba ich zatajenia [przez diecezję - red.] impertynencko kamuflowana uniknięciem "nadmiernego rozbuchania emocji u wiernych i księży", w istocie jednak posunięcie stricte korporacyjne, została storpedowana na skutek presji mediów i zdecydowanego kroku nuncjusza. Obydwa te czynniki ukazują zbawczą rolę wolnych mediów i sens wymiany nuncjusza we wrześniu ubiegłego roku. Wtedy papież usunął sfraternizowanego przez polski episkopat arcybiskupa Salvatore Penacchiego.

Biskup Andrzej Dziuba
Biskup Andrzej Dziuba
Źródło: Leszek Szymański/PAP

Dlaczego kary nakładane przez Watykan są tak subtelne?

Kary orzekane przez Watykan mają charakter kościelny, nie mogą one na przykład pozbawić skazanego wolności. W procesach kanonicznych czasami są stosowane kary pieniężne. W Polsce tacy skazani wpłacają na rzeczoną Fundację Świętego Józefa. Wiadomo jednak, że spośród czternastu do tej pory ukaranych biskupów kilku długo zwlekało z wpłatą, a biskup senior diecezji gorzowsko-zielonogróskiej Stefan Regmunt, pomimo wykluczenia z prac episkopatu, długo figurował na papierze jako członek jednej z komisji. Do skreślenia przymusiła episkopat dopiero burza w mediach. Natomiast skazani kanonicznie w Polsce duchowni mogą stawać w równoległym procesie karnym przed sądem cywilnym.

W pierwszej połowie tego roku zmieniają się władze Konferencji Episkopatu Polski. Swoje kadencje kończą przewodniczący KEP arcybiskup Stanisław Gądecki oraz wiceprzewodniczący arcybiskup Marek Jędraszewski, którzy stali na czele KEP od 2014 roku. Czy jest szansa, żeby "mentalności Dzięgi" skończyła się w polskim Kościele?

Przede wszystkim pamiętajmy, że Konferencja Episkopatu Polski jedynie technicznie zarządza Kościołem w Polsce, nie może wywierać wpływu na decyzje poszczególnych biskupów. Ale, co bardzo ważne z punktu widzenia odbioru medialnego i społecznego Kościoła w Polsce, to ciało, które daje twarz całemu episkopatowi. Dlatego wymiana samych obydwu liderów nie załatwia sprawy. "Mentalność Dzięgi" wykracza poza możliwości interwencji obydwu liderów episkopatu. Zresztą każdy biskup w diecezji jest prawnie autonomiczny wobec przewodniczącego episkopatu. By wyplenić "mentalność Dzięgi", konieczna jest wymiana pokoleniowa całego episkopatu, a przynajmniej jego większości, czyli co najmniej czterdziestu, pięćdziesięciu biskupów.

Jakby pan scharakteryzował Kościół pod wodzą Gądeckiego i Jędraszewskiego?

Po pierwsze, ta dwójka jest bardzo reprezentatywna dla ogółu polskiego episkopatu. To pokolenie, wysocjalizowani w złotym okresie polskiego Kościoła. Firmowała go osoba polskiego papieża Jana Pawła II. Nabrali wtedy przekonania o sile katolicyzmu i wyjątkowości polskiego Kościoła, "bardziej prawdziwego" od tych liberalnych w zachodniej Europie czy skażonych teologią wyzwolenia w Ameryce Południowej. To pokolenie biskupów cechuje do dziś teologiczna arogancja i poczucie wyższości. Przejęli od Jana Pawła II jego jedynie słuszną wizję katolicyzmu i Kościoła, więc są uprawnieni dużo bardziej niż ktokolwiek inny do ferowania wyroków, podejmowania osądów, nie tylko w wymiarze kościelnym, ale też ogólnospołecznym. Oczywiście Jędraszewski był w tym daleko bardziej agresywny niż Gądecki.

Gądecki, kiedy rozpoczynał pierwszą kadencję w 2014 roku, uchodził za centrystę, reformatora, a nawet liberała. Tymczasem w 2024 roku jest postrzegany jako jastrząb. Weźmy tylko ostatni rok. Po synodzie biskupów w październiku 2023 roku ostro krytykował papieża Franciszka za jego pomysły reform dotyczących między innymi zmiany stosunku Kościoła do seksualności czy otwarciu na osoby LGBT. Wszedł nawet w alians z jastrzębiami w Watykanie, typu kardynałowie Gerhard Müller, Raymond Leo Burke i Robert Sarah, czyli zdaniem włoskiego watykanisty Marco Politiegio, wilkami próbującymi zagryźć papieża Franciszka. Możliwe, że Gądecki zradykalizował się pod wpływem Jędraszewskiego. Ten do dziś grzmi przeciwko "tęczowej" i "różowej" zarazie, a w przeszłości bronił przestępcę seksualnego arcybiskupa Juliusza Petza. Reszta tego archetypu jest tego pochodną.

Pod przewodnictwem Gądeckiego podejście jest takie, żeby przetrwać Franciszka i poczekać na nowego papieża. Oby nie Franciszka II, ale raczej Jana Pawła III albo Benedykta XVII. Polscy biskupi maszerują w jednym szeregu z biskupami z Afryki i konserwatystami z USA. We trójkę przewodzą antyfranciszkowej awangardzie.

Dla polskiego Kościoła czasy rządów Gądeckiego są na plus czy na minus?

KEP to przede wszystkim praca administracyjna, jednak samym administrowaniem można wpływać na rzeczywistość. I administrowanie przez tę dwójkę nie przysłużyło się Kościołowi. Mamy wymierne rezultaty: ucieczka uczniów z lekcji religii, pustoszejące seminaria i bardzo niedobra prasa, nie tylko za sprawy pedofilskie. I tutaj wracamy do sprawy Dzięgi, który w swoim komunikacie do księży wprost kłamie o powodach swojego odejścia.

Kościół za ich czasów przyjął pozycję oblężonej twierdzy. Tak jak mówiłem, większość episkopatu polskiego to janczarzy, którzy w kapłaństwo wchodzili w latach 60. i 70. Dobro korporacyjne zasłania im cały horyzont poznawczy. Są przekonani, że mają rację, a to świat jest w błędzie. Obsesja na punkcie etyki seksualnej (in vitro, gender, podejście do homoseksualizmu, komunia dla osób żyjących w nowych małżeństwach) razem z nieufnością do świata zewnętrznego reprezentuje katolicyzm mentorski, antropologicznie wrogi dla katolików, przy zawsze z podniesionym palcem moralności zniechęca ludzi do Kościoła. Nic dziwnego, że ci z niego odchodzą.

Podsumowując, ten duet zostawia polski Kościół spadający po równi pochyłej. Trochę to przypomina książkę Barbary Tuchman "Szaleństwo władzy", gdzie autorka opisuje, jak rządzący, pomimo sygnałów ostrzegawczych, że są już nad krawędzią, dalej brną w tę przepaść. I to robi w tej chwili czołówka polskiego Kościoła.

Arcybiskup Gądecki zabiera głos w sprawie Kamińskiego i Wąsika. "To jest moim zdaniem jedna z najbardziej skandalicznych wypowiedzi hierarchy Kościoła"
Źródło: Przemysław Kaleta/Fakty po Południu TVN24

Co dla współczesnego polskiego Kościoła oznacza ta przepaść? W książce Tuchman pojawia się między innymi rozdział o papieżach i Kościele w renesansie, który tak skupił się przede wszystkich na świeckich zajęciach: zarabianiu pieniędzy, wojnach z innymi władcami i budowaniu splendoru instytucji. Władcy Kościoła nie słuchali, co skończyło się powstaniem protestantyzmu.

Reformatorzy, tacy jak Franciszek, są traktowani jak "spirituals", uduchowieni, z czasu sprzed reformacji, za zdrajców prawdziwego Kościoła. Sygnały ostrzegawcze od nich ignorowano, traktowano za zdradę Kościoła. Obecnie papież Franciszek również gwiżdże na splendor instytucji.

No to spójrzmy w szklaną kulę. Kto zastąpi Gądeckiego?

Zanim dojdziemy do giełdy nazwisk, trzeba zaznaczyć, że - z powodów, o których mówiłem wyżej - ciężko zajrzeć, co dzieje się wewnątrz episkopatu. Polscy hierarchowie są bardzo dyskretni. Inaczej jest na przykład w Watykanie. To wprawdzie ta sama struktura, ale jest ona międzynarodowa. A to powoduje, że wychodzą na jaw dużo większe różnice między hierarchami - zupełnie inne doświadczenia życiowe i duchowe mają biskupi i księża z państw europejskich, afrykańskich i południowoamerykańskich. Dzięki tej różnorodności w Watykanie tarcia są bardziej widoczne i transparentne, bo biskupi nie mają poczucia, że trzeba trzymać język za zębami. Nie są jedną, małą, zwartą grupą jak w polskim episkopacie.

A wracając do wyborów w KEP, to pamiętajmy, że chociaż może kandydować i głosować każdy biskup ordynariusz diecezji oraz biskup pomocniczy, to nie wyobrażam sobie, żeby szefem KEP nie był metropolita. Jest ich w sumie, już bez Dzięgi, trzynastu. Z uwagi na ograniczenia wiekowe nałożone na tę funkcję, ciągnące się za niektórymi sprawy za tuszowanie pedofilii, na placu boju zostaje kilku.

Od razu może rozczaruję niektórych, ale nie sądzę, że na czele KEP stanie ani kardynał Grzegorz Ryś, ani arcybiskup Wojciech Polak.

Dlaczego?

To zacznijmy od Rysia. Po pierwsze, od kiedy został kardynałem, ma po prostu dużo więcej obowiązków, również związanych z pracą w Watykanie. A jest to jednak hierarcha, który dba o swoją łódzką archidiecezję. Mamy przykład z Niemiec, gdzie na czele tamtejszego KEP-u stanął kardynał Reinhard Marx, który ostatecznie zrezygnował z tej funkcji, bo krótko mówiąc, nie podołał. Choć w splocie przyczyn odejścia kardynała Marksa znalazło się także tuszowanie pedofilii w diecezji. Z niedyskrecji, które wychodzą na krótko przed wyborem lidera episkopatu, wiadomo, że sam Ryś jest najmniej zainteresowany wyborem.

Drugi powód jest taki, że kardynał Ryś to intelektualista.

I to jest, przepraszam, jakiś problem?

Tak, bo polski Kościół zachowuje niezmiennie ludowy charakter. Na jego czele nie może stanąć profesor z nosem w książkach. To trochę jak było z biskupem Józefem Życińskim, który mimo wielkiego autorytetu też nie wszedł nigdy do władz KEP. Był przede wszystkim intelektualistą. Biskup Pieronek to kolejny przykład. Stracił stanowisko sekretarza episkopatu, bo reprezentował Kościół zbyt mocno "oświecony". A we władzach KEP trzeba jednak bardziej gospodarskiej ręki.

Zresztą, skoro już o Rysiu mówimy: gdyby wkleić go w episkopat niemiecki - podaję przykład Niemiec, bo na tym kraju się znam - to Ryś byłby określany jako konserwatywny biskup. Na Zachodzie Kościół jest dużo bardziej liberalny niż u nas. Ryś czy Polak są twarzami tak zwanego otwartego Kościoła, bo też na tle innych biskupów uchodzą za otwartych światopoglądowo. Ale tak naprawdę od takiego Gądeckiego różnią ich tylko niuanse. Wśród ślepców jednooki jest królem.

To przejdźmy do prymasa Polaka.

Polak ulepiony jest z podobnej gliny co Ryś. Niestety dla większości episkopatu jest niewybieralny, bo jest w mniemaniu biskupów zbyt radykalny. Szczególnie jeśli chodzi o rozliczanie pedofilii w Kościele. Jest delegatem KEP do spraw ochrony dzieci i młodzieży, już samo to stanowisko i działania z nim związane nie wzbudzają przychylności niektórych biskupów. Dodajmy, że Polak po filmie braci Sekielskich "Zabawa w chowanego" publicznie zapowiadał, że powiadomi Watykan o pokazanej w filmie sprawie obciążającej biskupa Edwarda Janiaka. Osoba "liberalnego" Polaka ilustruje jednak ów polski "liberalizm". Przy sprawie arcybiskupa Dzięgi prymas Polak włożył głowę w piasek. Solidarność korporacyjna okazała się ważniejsza.

To kto w takim razie zostanie szefem KEP?

Moim zdaniem najlepszym kandydatem, z punktu widzenia katolickiej racji stanu, pewnie byłby arcybiskup Józef Kupny z Wrocławia, ale prawdopodobnie zostanie nim arcybiskup Adrian Galbas z Katowic albo arcybiskup Tadeusz Wojda z Gdańska. Z tej dwójki stawiałbym na Wojdę. Galbas to rocznik 1968, młodzieniaszek wśród ordynariuszy, możliwe, że zbyt młody. Wojda ma tymczasem pewien ludowy rys. Jeśli wsłuchać się w jego przemówienia i homilie, to słychać, że potrafi mówić prostym językiem. Również do gorzej wykształconych czy gorzej sytuowanych wiernych, którzy stanowią większość w Polsce. Obecny jest w nim więc pierwiastek katolicyzmu ludowego. Konserwatyści w episkopacie mogą to zaakceptować u kolegi posiadającego większą niż u nich wrażliwość na wizję "ewangelicznego" Kościoła papieża Franciszka. Natomiast w medialnym przekazie zarówno Wojda, jak i Galbas nie wsławili się na razie jakimś spektakularnym dokonaniem, co tłumaczyłbym tym, że trudno przebić się było poprzez beton Gądecki-Jędraszewski. Realnie i medialnie.

Natomiast główne pytanie w sprawie wyboru władz KEP jest inne. Brzmi: Czy nowy przewodniczący, kimkolwiek by nie był, uratuje polski Kościół?

Uratuje?

Moim zdaniem nie. Trudno będzie nowemu szefowi KEP "zreformować" episkopat, bo to jest sprawa formacyjna biskupów. Muszą pojawić się nowi. Dzięga jest przykładem, jak funkcjonuje polski biskup. Zdaje się mówić: "ja nie mogę być ukarany w oczach wiernych za tuszowanie pedofilii". I reszta to akceptuje. Ale zmiany personalne wśród stojących na czele diecezji biskupów to są lata, zanim to pokolenie przejdzie na emeryturę.

Który polski biskup jest przygotowany do rozmowy z wierzącymi osobami o orientacji homoseksualnej? A to nie tylko mniejszość homoseksualna znajduje się poza zasięgiem Kościoła. Najmłodsza generacja jest coraz bardziej poza zasięgiem jego oddziaływania. Wiedzę czerpie z internetu, nie z kultury książki, gdzie zakotwiczona są religia i duchowość. Ponadto presja rodzinna czy społeczna, przymuszająca do udziału w kościelnych uroczystościach i obecności religii w życiu od dziecka, też jest nieporównywalnie mniejsza niż kiedyś. Przede wszystkim język komunikacji Kościoła, umożliwiający dotarcie do tych ludzi, jest anachroniczny i niezrozumiały. Stąd ucieczka z lekcji religii. Nieliczni księża celebryci na Instagramie czy TikToku działają w oparciu o swoje indywidualne zdolności i z własnej inicjatywy, a nie "strategie" zasugerowane formacyjnie w seminariach. Nie mówiąc już o tym, że semantycznie młode pokolenie nie rozumie chrześcjańskiego przekazu. Co to znaczy, że Syn Boży zbawił świat? Oni tego nie rozumieją, a burzą się, gdy księża wypędzają im z głowy zabawy halloweenowe albo tłumaczą jako pozostawanie w objęciach szatana pomalowane na czarno paznokcie u dziewczyn.

Dlatego też ciągle iskrzy w kontaktach episkopatu z Watykanem i nauką papieża Franciszka, który zupełnie inaczej rozkłada punkty ciężkości, niż byli do tego przyzwyczajeni nasi biskupi. Franciszek mówi: "najważniejszy jest człowiek, a nie instytucja Kościoła". Naszym biskupom wydaje się, że odejście od obrony instytucji to będzie zdrada ideałów Jana Pawła II, człowieka tysiąclecia, którego wydał ten kraj. Więc nie ma odwrotu. Nie sądzę, by arcybiskupi Galbas lub Wojda przestawili polski Kościół na nowe tory.

Co musiałby zrobić polski episkopat, żeby zawrócić z tej drogi ku przepaści? Gdyby był pan biskupem, to co zrobiłby pan w pierwszej kolejności?

Po pierwsze, odejść od upolitycznienia Kościoła, czyli koniec z modlitwami różańcowymi na granicach kraju, po drugie, skończyć ze święceniem kropidłem artefaktów publicznych, mających polityczną konotację, po trzecie, wyprowadzić ze świątyń flagę narodową, a po czwarte, obsesję na punkcie etyki seksualnej pozostawić profesjonalnym terapeutom w ich gabinetach. Wreszcie, po piąte, skoncentrować się na ewangelicznym przekazie "miłość jest najważniejsza". Tak jak to robi papież Franciszek, który wysyła kurialnych kardynałów do domów dziecka i hospicjów, ale nie z gołym rękami. A to, co kupią ich mieszkańcom, ma pochodzić z pensji biskupiej, żeby poczuli wyrzeczenie. I nie mają podawać ręki do pocałowania pierścienia.

Kadencja Gądeckiego i Jędraszewskiego właściwie pokrywa się z latami rządów Zjednoczonej Prawicy. Jak ten czas wpłynął na Kościół?

Po 2015 roku doszło do sojuszu tronu i ołtarza zarówno na poziomie diecezji, jak i parafii. Walka z gender, edukacja, narodowy katolicyzm i wspieranie narodowego krzyżowca ojca Rydzyka tworzyły szeroką wspólnotę interesów.

Był jeden moment, kiedy Kościół zajmował wyraźnie odmienne od PiS stanowisko. Chodziło o migrantów. Biskupi próbowali wtedy spełniać swoją rolę w duchu tego, co mówi papież Franciszek. I trochę to zostało pominięte w mediach, nie było uhonorowane na tyle, na ile według mnie zasługiwało.

Ale poza tym jednym przypadkiem Kościół jawił się jako sojusznik PiS, a jak wiemy z historii, dla Kościoła każdy alians z władzą na dłuższą metę jest szkodliwy. Często pod tym względem Polskę porównuje się do Irlandii. I faktycznie, tam Kościół i religia katolicka była formą buntu przeciwko Anglikom, tak jak w Polsce religia była orężem walki przeciwko komunistom. Ale tam kluczowym czynnikiem, który wpłynął na spadek pozycji i autorytetu Kościoła, był szok spowodowany skalą przestępstw seksualnych duchownych.

Bardziej niż na Irlandię zwróciłbym wzrok na Hiszpanię, gdzie po sojuszu Kościoła z rządem generała Franco do władzy doszli socjaliści. Wtedy nastąpiła erozja katolicyzmu, chociaż tamtejszy Kościół ciągle jeszcze domagał się politycznego partycypowania. Zupełnie jak niedawno arcybiskup Gądecki ze swoim listem do uwięzionych Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego.

Czytaj także: