- Wożenie w samochodzie zwykłego alkomatu jest bez sensu. To totalny absurd - ocenił Arkadiusz Kuzio, dyrektor Akademii Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego w Szczecinie. Skomentował tak pomysł rządu, by od 2015 roku każdy pojazd obowiązkowo były wyposażony w alkomat. Ma to być jeden ze sposobów walki z pijanymi kierowcami. - Takie rozwiązanie zastosowano we Francji, gdzie przyniosło pozytywne efekty - ocenił z kolei Kuba Bielak, ekspert TVN Turbo.
Kuba Bielak, ekspert TVN Turbo i warszawskiej Akademii Bezpiecznej Jazdy, ocenił, że obowiązkowe posiadanie alkomatów przez kierowców to słuszna propozycja.
- Chodzi o monitoring samego siebie, a z tym jest problem, bo trudno "na oko" stwierdzić, czy można jechać czy nie - powiedział Bielak.
Jak mówił, takie rozwiązanie zastosowano m.in. we Francji, gdzie przyniosło pozytywne efekty.
Bielak zwrócił jednak uwagę na to, że problemem może być to, jaki alkomat będzie dozwolony. - Najtańszy i najprostszy nie będzie dobrym rozwiązaniem, daje często mylny wynik - tłumaczył.
"To totalny absurd"
Odmienne zdanie ma Arkadiusz Kuzio, dyrektor Akademii Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego w Szczecinie. Według niego obowiązek posiadania alkomatu w samochodzie ma sens tylko w jednej sytuacji: urządzenie musi być podłączone do systemu, który uniemożliwi jazdę, gdy okaże się, że kierowca jest pijany.
- Wożenie w samochodzie zwykłego alkomatu jest bez sensu. To totalny absurd - ocenił ekspert. Jego zdaniem może to doprowadzić do sytuacji odwrotnej i do ogólnego przyzwolenia na picie alkoholu przez kierowców.
Potrzebne drastyczne zmiany
Kuba Bielak podkreślił, że zaproponowane przez rząd rozwiązanie jest dobre dla osób, które - na przykład dzień po imprezie - nie zdają sobie sprawy, że wciąż są pod wpływem alkoholu. Zdaniem Bielaka, w przypadku kierowców permanentnie łamiących przepisy, siadających za kółko po pijanemu, nic się nie zmieni.
- Plus, że w końcu ktoś postawił bardzo twarde warunki do walki z tą plagą - zaznaczył Kuba Bielak. Jak mówił, alkomaty to tylko jedna z "drastycznych zamian", które są potrzebne, i może przynieść pozytywne rezultaty. - Kosmetyczne wprowadzanie jakichś rozwiązań nie da rezultatu. Do walki z plagą pijanych kierowców trzeba rzucić potężne siły. To musi być rewolucja, a żeby ją tworzyć, to trzeba mieć jaja - stwierdził i dodał, że "nie przystoi, żeby w XXI wieku, było społeczne przyzwolenie na jazdę po pijaku".
- Najważniejsze jest to, że ktoś, kto rządzi krajem, bierze teraz za to odpowiedzialność - zaznaczył Bielak.
"Samochód jest narzędziem zbrodni"
Arkadiusz Kuzio dodał z kolei, że jedyne w Polsce rozwiązanie, które pomoże walczyć z pijanymi za kierownicą, to "zero tolerancji, zero alkoholu we krwi". Zgodnie z prawem ilość alkoholu w organizmie, przy której można prowadzić auto, to 0,2 promila. Zdaniem eksperta tę normę należy obniżyć do zera. Jak podkreśla Arkadiusz Kuzio, nawet niewielka ilość alkoholu powoduje, że kierowca nie jest w stanie zachować szczególnej ostrożności na drodze, może być otumaniony.
- Samochód jest narzędziem zbrodni, kierowca musi mieć tę świadomość - powiedział.
Zdaniem eksperta, warto byłoby wprowadzić obowiązek naklejania na samochód naklejki, którą otrzymałby kierowca, złapany po raz pierwszy na jeździe pod wpływem alkoholu. Według niego mogłoby to skutecznie odstraszyć od ponownego prowadzenia pojazdu po alkoholu.
Rząd w walce z pijanymi kierowcami
We wtorek podczas konferencji prasowej premier Donald Tusk przedstawił rządowe plany na walkę z plagą pijanych kierowców. Wśród propozycji jest zobowiązanie kierowców do posiadania alkomatów w autach już od 2015 r. - Nie będzie obowiązku korzystania z alkomatu, ale obowiązek posiadania alkomatu, jak sądzimy, spowoduje radykalny wzrost korzystania z tego urządzenia prewencyjnie przez samych kierowców - powiedział premier Donald Tusk. Wyjaśnił, że chodzi o tych, którzy pili poprzedniego dnia i siadają za kierownicą, tłumacząc sobie, że są trzeźwi. Dodał, że średni koszt alkomatu to 5-10 złotych.
Rząd proponuje także, by kierowca, który po raz pierwszy zostanie przyłapany na prowadzeniu pod wpływem alkoholu, tracił prawo jazdy na okres od 3 do 15 lat (obecnie jest to od roku do 10 lat) i płacił co najmniej 5 tys. zł nawiązki (jej maksymalna wysokość to już teraz 100 tys. zł). Wyrok w takiej sprawie ma być publicznie ogłaszany.
Osoby, które po raz drugi zostałyby przyłapane na jeździe pod wpływem alkoholu, traciłyby prawo jazdy na co najmniej 5, a maksymalnie 15 lat. W tym wypadku nawiązka ma wynosić minimum 10 tys. zł.
Inicjatywa rządu ma związek z tragedią w Kamieniu Pomorskim, gdzie 1 stycznia zginęło sześć osób potrąconych przez pijanego kierowcę. Pakiet propozycji przygotowały resorty spraw wewnętrznych, sprawiedliwości oraz infrastruktury i rozwoju.
Autor: db/kka / Źródło: tvn24