"Portfel Łukaszenki" na liście sankcyjnej

CZLOWIEK LUKASZENKI W WARSZAWIE SUPERWIZJER
Nazywają go "portfelem Łukaszenki", mieszka i pracuje w Polsce. Ustalenia dziennikarzy "Superwizjera" TVN
Źródło: Dariusz Łapiński/Fakty TVN
W środę na krajową listę sankcyjną trafił Aleksander Moszeński, białoruski oligarcha z najbliższego kręgu Aleksandra Łukaszenki - dowiedział się tvn24.pl. Jego luksusowe i swobodne pobyty w Polsce ujawnił Bertold Kittel w reportażu "Człowiek Łukaszenki w Warszawie".

Cztery lata temu rządząca wówczas Zjednoczona Prawica wydała Moszeńskiemu zgodę na pobyt w stolicy. Od tego czasu swobodnie krąży on między Mińskiem a Warszawą i prowadzi w Polsce biznesy, co pokazał Bertold Kittel w swoim reportażu wyemitowanym w "Superwizjerze" jesienią ubiegłego roku. 

OGLĄDAJ: Człowiek Łukaszenki w Warszawie
pc

Człowiek Łukaszenki w Warszawie

Ten i inne materiały obejrzysz w subskrypcji

Według informacji tvn24.pl polskie interesy Moszeńskiego, zwanego również "portfelem Łukaszenki", pod lupę wzięli funkcjonariusze Krajowej Administracji Skarbowej. To efektem ich wielomiesięcznej pracy jest wpis na listę sankcyjną, którego ostatecznie dokonało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji.

To chyba najdłużej procedowany wniosek o wpis na listę sankcyjną. Był wyczuwalny opór w różnych instytucjach
ujawnia tvn24.pl rozmówca z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji

O tym, że sam Moszeński boi się wpisania na listę sankcyjną, opowiadał autor reportażu w studiu TVN24.

- Od ponad 10 lat reżim (białoruski - przyp. red.) angażuje wszelkie możliwe środki, żeby się na niej nie znalazł - mówił Kittel w rozmowie o swoim reportażu, dodając: - Finansuje różnego rodzaju inwestycje, które wymyśla Aleksander Łukaszenka, a w czwartek pakuje się, wsiada do swojego mercedesa na specjalnych numerach rejestracyjnych, czerwonych, konsularnych, i kierowca przywozi go do Warszawy na weekend. Tutaj kafejki, restauracje, weekend gdzieś samolotem z rodziną. Europejskie życie. 

Kittel wskazał również, że już w 2012 roku Unia Europejska postanowiła wpisać na listę sankcyjną między innymi Moszeńskiego. Było wiadomo, że powstaje tak zwany draft, czyli wstępny zarys tej listy, gdy jego nazwisko przeciekło do mediów - mówił.

Andrzej Poczobut pozostaje więźniem Łukaszenki. "Jest gotów umrzeć za Polskę, za swoją ideę"
Andrzej Poczobut pozostaje więźniem Łukaszenki. "Jest gotów umrzeć za Polskę, za swoją ideę"
Źródło: BELTA.BY

- I oto w 2012 roku nagle zostaje aresztowany Andrzej Poczobut, nasz polski dziennikarz na Białorusi. Sięgnąłem do dokumentów z tego okresu, które opracowywało białoruskie Centrum Praw Człowieka Wiosna. Aleś Białacki, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, kierujący tym centrum, napisał, że po ujawnieniu informacji, że Aleksander Moszeński znajdzie się na liście sankcyjnej, reżim w odpowiedzi zatrzymał i aresztował Andrzeja Poczobuta. Unia Europejska, która nie była gotowa na taką eskalację działań ze strony dyktatora, ustąpiła i nie wpisała Aleksandra Moszeńskiego na listę - mówił.

Szef MSWiA: przyjmujemy rekomendacje służb

Szef MSWiA Tomasz Siemoniak, zapytany o sprawę Moszeńskiego i wpisanie go na listę sankcyjną, odpowiedział, że w takich przypadkach "przyjmujemy rekomendację służb, które oceniają bardzo wieloaspektowo sytuację i działania".

- Tak jest w tych i innych przypadkach. Wszystkich tych, którzy wspierają reżimy Łukaszenki i Putina i próbują działać na terytorium Polski, oceniamy i mówimy im nie - dodał minister.

Szef MSWiA o Aleksandrze Moszeńskim
Źródło: TVN24

Przyjaciele w Islandii, na Węgrzech

Z reportażu "Człowiek Łukaszenki w Warszawie" wynika, że i później kilkukrotnie rozważano wpisanie Aleksandra Moszeńskiego na listę sankcyjną, w związku z kolejnymi przekroczeniami różnych czerwonych linii przez Białoruś.

- Bronili go po pierwsze politycy islandzcy, którzy lobbowali w Unii Europejskiej, aby zwrócić uwagę, że gospodarka Islandii jest de facto zależna od biznesu Moszeńskiego oraz Węgrzy, którzy po prostu zawetowali draft tej listy sankcyjnej - opowiadał Kittel.

Zamrożone biznesy w Polsce

Na krajowej liście sankcyjnej - która funkcjonuje niezależnie od unijnej - jest dziś ponad sto osób oraz podmiotów gospodarczych związanych blisko z Kremlem bądź Białorusią.

Wpisanie na nią - w Polsce przez Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji na wniosek uprawnionych instytucji - oznacza m.in. natychmiastowe zamrożenie funduszy i jakiekojlwiek działalności firm. W przypadku osób fizycznych oznacza to również status osoby niepożądanej na terenie Polski. Ten zapis w praktyce oznacza, że objęta sankcjami osoba nie wjedzie na teren strefy Schengen. Obostrzenia wchodzą w życie natychmiast po wpisaniu na listę, choć od tej decyzji przysługuje odwołanie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.

Jak sprawdziliśmy, od dwóch lat wpisy są najczęściej efektem działań Krajowej Administracji Skarbowej, która zajmuje się ściąganiem podatków, kontrolą finansów publicznych oraz cłami. Co ciekawe, do momentu oddania władzy przez Zjednoczoną Prawicę KAS nie złożyła żadnego wniosku o wpis na tę listę.

Czytaj także: