Zawsze może się zdarzyć taka sytuacja, że się nie wie, że coś w Polsce nie jest dostarczone. Jesteśmy krajem czasami dyktowym - mówił w "Kampanii #BezKitu" były rzecznik MSZ Łukasz Jasina, pytany o wiedzę ministra spraw zagranicznych Zbigniewa Raua na temat afery wizowej i masowego wykorzystywania polskich wiz, o czym stronę polską informowały amerykańskie służby. Odniósł się także do komunikatu o dymisji wiceministra Piotra Wawrzyka, stwierdzając, że Rau musiał znać jego treść.
TVN24 dotarła we wrześniu do korespondencji między polskim MSZ a Konfederacją Lewiatan w sprawie procesu przyznawania wiz pracowniczych do Polski. MSZ sam zwrócił w jednym z fragmentów pisma uwagę na to, że z USA dotarły informacje o nadużywaniu wydanych przez polskich urzędników dokumentów w Meksyku przez obywateli Gruzji.
Czytaj więcej: MSZ w korespondencji z Konfederacją Lewiatan: amerykańskie służby poinformowały, że polskie wizy pracownicze są masowo wykorzystywane
Jasina: jesteśmy krajem czasami dyktowym
Ówczesny rzecznik MSZ Łukasz Jasina został zapytany w piątek "Kampanii #BezKitu" o to, co w tej sprawie wiedział szef resortu Zbigniew Rau. - W wypadku służb istniały bardzo twardo przestrzegane procedury i bez większego problemu da się stwierdzić, kto wiedział, a kto nie wiedział - zaznaczył Jasina.
- Na pewno amerykańskie służby przekazały to naszym służbom. Komu to już przekazywały służby tutaj w kraju? Nie wiem - dodał. Na sugestię, że szef resortu dyplomacji powinien zostać o tym poinformowany, Jasina odparł: - Oczywiście zawsze może się zdarzyć taka sytuacja, że się nie wie, że coś w Polsce nie jest dostarczone. Jesteśmy krajem czasami dyktowym, ale logicznie - tak. Natomiast jak było? Nie wiem.
Jasina stwierdził, że w tym czasie - pracując w resorcie - rozmawiał z Rauem "mniej więcej codziennie".
Dopytywany, czy sądzi, że minister powinien jemu, jako rzecznikowi prasowemu, powiedzieć o aferze wizowej, odpowiedział, że to "pan minister (...) decyduje za swoimi podwładnymi, które rzeczy są dla niego ważne i czego od nich oczekuje", a nie odwrotnie. - Możliwe, że pan minister - ale to jest już tylko i wyłącznie moje przypuszczenie - nie uznał, że może pojawić się medialnie jakaś sprawa i w związku z tym ja nie muszę być w to wtajemniczony - dodał gość Radomira Wita.
- Ja, panie redaktorze, wiedziałem o problemach organizacyjnych na przykład konsulatu generalnego w Abudży. Wiedziałem o pojedynczych przypadkach, które się zdarzały, ale o całości, o problemie, absolutnie nie. I myślę, że prawie nikt o tym nie wiedział. Łącznie z dziennikarzami, którzy wiedzą wszystko - mówił Jasina.
- Profesor Wawrzyk też zresztą twierdzi, że nie wiedział o wielu rzeczach - dodał. W kwestii wiedzy szefa MSZ na temat afery wizowej stwierdził, że "minister Rau jest ciągle ministrem spraw zagranicznych i ponosi odpowiedzialność za to, co się dzieje w resorcie, bez względu na to, czy się coś wie, czy się nie wie".
Jasina: w MSZ mogło nie być osoby, która kontrolowałaby wszystko
Jasina został zapytany o to, czy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych była w tym czasie choć jedna osoba, która miała pełnię wiedzy na temat działania resortu. - To jest bardzo ciekawe pytanie i mam wrażenie, że nie było takiej osoby, która w 100 procentach była w stanie wszystkie te działania ogarnąć i kontrolować. Każdy z nas ma dostęp do takiego, a nie innego, określonego elementu wiedzy.
Dopytany został o to, czy taką osobą był szef resortu Zbigniew Rau. - Myślę i mam nadzieję, że tak było. Ale wrażenie jest takie, że było różnie, że czasami pan minister oczywiście pewne sprawy kontrolował mocno, pewne nie. Ale to już jest kwestia do sprawdzenia przez ludzi znacznie lepszych w audytowaniu takich spraw niż ja - odpowiedział.
- Myślę, że mamy od tego, panie redaktorze, wszelkiego rodzaju służby. Mamy od tego prokuraturę, która zbada sprawę wizową. Mamy, mam nadzieję, bardzo dobry dostęp do dokumentów, które zostały wygenerowane w resorcie zgodnie z procedurami. I liczę na to, że to zostanie w najbliższym czasie wyjaśnione - dodał.
Jak stwierdził, "być może mam sobie jednak zdecydowanie mniej do zarzucenia niż pan minister Rau".
Zapytany przez prowadzącego, czy Rau mógłby mieć sobie coś do zarzucenia, były rzecznik MSZ-tu stwierdził, że "pan minister Rau nie jest typem człowieka, który ma sobie zazwyczaj coś do zarzucenia". - Jest człowiekiem, który jednak zawsze bardzo mocno wierzy w podjęte przez siebie decyzje - dodał.
- Niektórzy z nas mają taką cechę, że wierzą w siebie bardzo mocno, a niektórzy jednak czasami są wobec siebie krytyczni - zakończył.
Jasina: minister Rau musiał wiedzieć o komunikacie w sprawie Wawrzyka
Pod koniec sierpnia premier Mateusz Morawiecki odwołał Piotra Wawrzyka z funkcji sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Według komunikatu wydanego przez resort, przyczyną tej decyzji był "brak satysfakcjonującej współpracy", ale media informowały, że powodem była afera wizowa.
- Ja bym na pewno tego komunikatu (o dymisji wiceministra Piotra Wawrzyka - red.) tak nie napisał, bo to komunikat, w który nikt nie jest w stanie uwierzyć. Gdybym znał tę sprawę wtedy w piątek, to napisałbym ją być może inaczej, że mamy pewnego rodzaju informacje i pewnego rodzaju oskarżenia, ale nikt nie miał ochoty, abym uczestniczył w tym procesie - powiedział.
Dopytywany o wiedzę Zbigniewa Raua na temat tego komunikatu, odparł, że "nie jest możliwe, aby komunikat został wydany bez zgody ministra spraw zagranicznych". - Dopóki byłem rzecznikiem, byłem ostatnią instancją takich komunikatów, ale kiedy przestano korzystać z moich usług albo korzystano z nich raczej selekcyjnie, to znaczy do pewnych komunikatów dopuszczano, do pewnych nie, ktoś musiał na jakimś szczeblu ten komunikat zatwierdzać - zaznaczył Jasina.
Jasina ocenił, że w sprawie afery wizowej w Ministerstwie Spraw Zagranicznych "sposób komunikowania tego społeczeństwu był nietrafny".
Jasina: Edgar K. - asystent Wawrzyka - jak "król wioski"
Szymon Jadczak i Paweł Buczkowski z Wirtualnej Polski dotarli do akt sprawy aresztowej Edgara K., który usłyszał zarzuty dotyczące afery wizowej. W dokumentach opisana jest operacja Centralnego Biura Antykorupcyjnego pod kryptonimem "Rinnat", która doprowadziła do zatrzymania K. Pomimo tego, że prokuratura wskazywała na wykorzystywanie przez Edgara K. znajomości w MSZ, do dzisiaj żaden pracownik resortu nie został zatrzymany.
Jasina został także zapytany o wiedzę na temat Edgara K., współpracownika byłego wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka. - Nie wiedziałem nawet, kim jest Edgar K. O jego istnieniu dowiedziałem się w maju, bez żadnego kontekstu związanego z jego aresztowaniem, od mojej wicedyrektorki, która prowadziła spotkanie otwierające Centrum Usług Wizowych w Kielcach i widziała tam poselskiego współpracownika pana profesora Wawrzyka, Edgara K., opowiadając nam o jego dziwacznym, takim buńczucznym zachowaniu - powiedział.
- Przyjaźnił się z każdym, poklepywał wszystkich po plecach. Taki typ "króla wioski", panie redaktorze. Tak się zdarza. Są tacy ludzie zwłaszcza młodzi politycy - dodał. - To jest właściwie jedyna opowieść, jaką o nim znam - uzupełnił. - Politycy sobie już tych asystentów windują tak, jak chcą. To jest kwestia ich zaufania. Oni sobie wybierają tych ludzi. I wiele takich karier mieliśmy już w historii naszej pięknej ojczyzny - stwierdził.
- Asystenci są jednak kimś, kto podlega swoim szefom, patronom. Oni decydują o tym, czy ich zasługi są na tyle duże, żeby ich windować do góry - powiedział. - To musiałby profesor Wawrzyk nam to wszystko opowiedzieć. Liczę, że udzieli większej liczby wywiadów - dodał.
13 października Łukasz Jasina został pozbawiony funkcji rzecznika prasowego MSZ. "Rzecznik prasowy to saper, a każdego sapera może wysadzić mina" - napisał wtedy, nie podając powodów dymisji. Wskazał je resort spraw zagranicznych, informując, że Jasina został "w trybie natychmiastowym odwołany ze stanowiska" w związku z "nieprawdziwymi informacjami na temat stopnia przygotowania Ministerstwa Spraw Zagranicznych do organizacji wyborów za granicą".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24