Spotkanie szefa CBA Pawła Wojtunika z wicepremier Elżbietą Bieńkowską zostało zarejestrowane – twierdzi Prokuratura Okręgowa Warszawa – Praga. Nagranie to istniało. Do tej pory nie udało się go odnaleźć. Jeden z podejrzanych w aferze podsłuchowej „wskazał takie szczegóły rozmowy, które mógł poznać jedynie wtedy, kiedy słyszał jej treść” – tłumaczy portalowi tvn24.pl prokurator prowadząca śledztwo.
W pierwszej połowie czerwca tygodnik „Wprost” opublikował stenogram i nagranie spotkania Marka Belki, prezesa NBP z ówczesnym szefem MSW Bartłomiejem Sienkiewiczem. Następnie dziennikarze ujawniali kolejne nagrania. "Wprost" informował też o istnieniu nagrania rozmowy ówczesnej wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej i szefowej resortu infrastruktury z Pawłem Wojtunikiem, szefem CBA.
"Taśma, która ma obalić rząd" - zapowiadał na swojej okładce "Wprost". Szczegółów tygodnik jednak nie zdradził. Sylwester Latkowski, redaktor naczelny pisma na antenie TVN24 w „Faktach po faktach” 26 czerwca mówił: „Nie posiadamy go (nagrania spotkania Bieńkowska – Wojtunik – przyp.red.). Ale poznałem jego treść. Została mi zrelacjonowana”. Nie potwierdził jakoby odsłuchał to nagranie.
Czy spotkanie Wojtunika i Bieńkowskiej w restauracji „Sowa & Przyjaciele” rzeczywiście zostało nagrane? Czy istnieje takie nagranie?
- Wiemy, że takie nagranie istniało. Zgromadzone w śledztwie dowody wskazują, że taka rozmowa została zarejestrowana. W toku śledztwa nie udało się tego nagrania odkryć - odpowiada prokurator Anna Hopfer w pierwszej, oficjalnej rozmowie na temat ustaleń śledztwa ws. afery podsłuchowej z dziennikarzem portalu tvn24.pl.
Szczegóły rozmowy
Skąd ta pewność?
- Jeden z podejrzanych w swoich wyjaśnieniach wskazał na takie szczegóły rozmowy, które mógł poznać jedynie wtedy, kiedy słyszał jej treść. Paweł Wojtunik i Elzbieta Bieńkowska podczas ich przesłuchania również potwierdzili, że rozmawiali na takie tematy. Stąd właśnie wniosek, że ta rozmowa została zarejestrowana, pomimo braku nagrania - tłumaczy prowadząca śledztwo.
W takim razie co się stało z nagraniem spotkania Wojtunik – Bieńkowska?
- Nie wiemy. Wciąż próbujemy je odnaleźć – odpowiada prokurator.
Przypomnijmy: w śledztwie podejrzanymi o zlecanie nagrywania biznesmenów i polityków są biznesmen Marek Falenta i jego wspólnik Krzysztof Rybka. Zarzut nieuprawnionego nagrywania usłyszał Łukasz N., kelner z restauracji „Sowa & Przyjaciele” i Konrad L., sommelier z „Amber Room”. Falenta i Rybka nie przyznają się do winy. Kelnerzy współpracują z prokuraturą.
Analizy i porównania
W jaki sposób prokuratura ustaliła, że kogoś zarejestrowano, jeśli nie udało się odnaleźć samego nagrania?
- O tym, kto został nagrany wiadomo z publikacji „Wprost” i upublicznionych przez tygodnik nagrań, a także z badania nośników znalezionych w trakcie przeszukań, na których były kolejne nagrania oraz z wyjaśnień podejrzanych, analiz ksiąg rezerwacji w restauracjach, zeznań nagranych osób i opinii biegłych informatyków. Gdy te materiały się wzajemnie uzupełniają, a zeznania świadków i wyjaśnienia podejrzanych wzajemnie ze sobą korelują, to pozwala to na stwierdzenie, że rozmowy zostały zarejestrowane mimo braku nagrań – tłumaczy pani prokurator.
Kazimierz Marcinkiewicz, który we wtorek w "Jeden na jeden" komentował sprawę nagrania, był zdziwiony, że prokuratura ujawniła informacje o nagranej rozmowie Wojtunika i Bieńkowskiej. - Po co prokuratura podaje taką wiadomość? - pytał. - Niech lepiej szuka nagrania - mówił.
Zmienne wersje o nagraniu
- Ta taśma jest jak yeti, ale ja się tego yeti nie obawiam – mówił Wojtunik o rozmowie z Bieńkowską w restauracji. Według różnych hipotez oboje mieli m.in. poruszać temat korupcji "na wielką skalę" w resorcie infrastruktury.
W połowie lipca, w "Faktach po Faktach" szef CBA podkreślił, że nie obawia się ujawnienia nagrań, bo doskonale pamięta treść swojej rozmowy z Bieńkowską i nie ma nic do ukrycia. Zaprzeczał, by rozmawiał o sprawach prowadzonych przez Biuro. I nie wie, ani nie chce wiedzieć, co się stało z nagraniem.
- Moim zdaniem, nie ma na co czekać. Nie mówię tego, żeby zniechęcać do oczekiwania, ale nie mam sobie nic do zarzucenia. Znam treść mojej rozmowy - podkreślał kilka razy.
Tygodnik „Newsweek Polska” 30 sierpnia o nagraniu Elżbieta Bieńkowska - Paweł Wojtunik twierdził: „z 20 tomów akt, które do tej pory zgromadzili śledczy, wynika, że kelnerzy nie nagrali tego spotkania”. W tej samej publikacji Robert Stankiewicz, rzecznik ówczesnej minister Bieńkowskiej powiedział: „spotkanie z szefem CBA, owszem, miało miejsce, ale według naszej wiedzy nie zostało nagrane”. Zaś Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA dodał: ”Szef nie był przesłuchiwany przez prokuraturę w tym śledztwie. Nie oferowano mu statusu pokrzywdzonego”.
Jednak Bieńkowska zeznawała 8 października, a Wojtunik 17. - Zostali przeze mnie przesłuchani na okoliczności ich spotkania, po zgromadzeniu odpowiedniego materiału dowodowego. Zostali pouczeni o przysługującym im uprawnieniu, to jest złożenia wniosku o ściganie i złożyli oświadczenia w tym zakresie. Wcześniej, 24 czerwca Wojtunik został przesłuchany w charakterze świadka przez funkcjonariusza ABW na okoliczności związane ze spotkaniem zainicjowanym przez Sylwestra Latkowskiego jeszcze przed pierwszą publikacją tygodnika „Wprost” - odpowiada pani prokurator.
Wciąż starają się odnaleźć nagranie
Bieńkowska i Wojtunik nie złożyli wniosków o ściganie sprawców, przez co byliby uznani za pokrzywdzonych.
- Prokuratura nie zajmuje się wątkiem rozmowy Elżbiety Bieńkowskiej z Pawłem Wojtunikiem z tego powodu, że uzyskała oświadczenie obu tych osób, iż nie składają wniosku o ściganie, a tylko to mogłoby otwierać drogę do badania tej kwestii – twierdził w październiku Andrzej Seremet, prokurator generalny.
Jednak stanowisku Seremeta przeczą teraz słowa prokurator prowadzącej sprawę, która zapewnia, że wraz z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnym Biurem Śledczym Policji (pracują pod nadzorem prokurator) „wciąż starają się” odnaleźć nagranie szefa CBA z Bieńkowską.
CBŚP: Kelnerzy nie współpracowali
Marek Falenta wielokrotnie, także na antenie tvn24, zapewniał, że jest niewinny. W wywiadach, których udzielał, mówił, że CBA i ABW wiedziały o nagrywaniu. Portalowi niezależna.pl pod koniec sierpnia Falenta powiedział także: „za kelnerami stało CBŚ” (obecnie Centralne Biuro Śledcze Policji – przyp. red.). Chodzi o Łukasza N., kelnera z restauracji „Sowa & Przyjaciele” i Konrada L., sommeliera z „Amber Room” Czy prokurator to sprawdziła?
- Należy pamiętać, że podejrzani mogą budować swoją linię obrony według własnego uznania. Sprawdzałam, czy którykolwiek z podejrzanych pozostawał przed dniem 16 czerwca 2014 roku w zainteresowaniu CBŚ. A jeżeli tak, to w związku z jakimi informacjami bądź działalnością oraz czy którykolwiek z nich do czasu upublicznienia informacji o istnieniu nagrań przekazywał je funkcjonariuszom CBŚ bądź informacje na temat tego procederu. Dyrektor CBŚP przesłał negatywną odpowiedź. Wskazał jedynie, że Marek F. „przechodził” jako osoba składająca poręczenie w jednym z postępowań prowadzonych przez inną prokuraturę, w którym czynności wykonują funkcjonariusze CBŚ – odpowiada prokurator Hopfer.
Podejrzenia budzi jednak fakt, że obaj kelnerzy zostali objęci przez policję programem ochrony osób zagrożonych – dopytujemy prokurator.
- To policja ocenia, czy są powody, by taką osobę objąć ochroną. Obecnie tylko Łukasz N. jest objęty tym programem. Konrad L. zrezygnował już z tej ochrony – odpowiada pani prokurator.
Autor: Maciej Duda / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KPRM, tvn24