Nieuznawana Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego wyda uchwałę o ważności wyborów prezydenckich. Sędzia Maria Szczepaniec, która jest sprawozdawcą tej sprawy, przekazała, że do SN wpłynęło ponad 54 tysięcy protestów wyborczych. Za zasadne uznano 21 z nich, ale nie miały one wpływu na ogólny wynik wyborów.
Do protestów odniósł się w trakcie posiedzenia prokurator generalny Adam Bodnar.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Bodnar powiedział, że "oprócz samego postępowania w sprawie ważności wyborów, istotna jest odbudowa zaufania obywateli do jakości procesu wyborczego". Podkreślił, że "na straży transparentności i uczciwości wyborów powinien stać Sąd Najwyższy, bo o Sądzie Najwyższym mówi konstytucja, a nie mówi o tej czy o innej izbie". Dodał, że "to niezależny Sąd Najwyższy, niezawiśli sędziowie powinni rozpatrywać protesty wyborcze i wydawać stanowisko o ważności wyborów w taki sposób, aby nie budziło to wątpliwości obywateli".
Bodnar ocenił, że "to jest tym bardziej istotne, ponieważ pojawiły się wątpliwości nie tylko w tych kilkunastu obwodowych komisjach wyborczych, ale też w innych".
Bodnar: każdemu obywatelowi należy się poważne traktowanie
Prokurator generalny podkreślił, że "protest wyborczy to konstytucyjne prawo każdego obywatela wyrażone stanowczo w artykule 129 ustęp 2 konstytucji". - Za każdym protestem stoi konkretny człowiek, konkretny obywatel, który ma swoje emocje, swoje przekonanie i dlatego decyduje się na zgłoszenie protestu. I dlatego też każdemu obywatelowi należy się poważne traktowanie, bo to jest prawo każdego i każdej z nas na tej sali i w całej Polsce - mówił.
"Szereg nieprawidłowości"
- Chciałbym wskazać na cały szereg nieprawidłowości, które niestety wystąpiły w kontekście rozpatrywania protestów wyborczych. Przede wszystkim prokurator generalny nie otrzymał wszystkich protestów wyborczych do zaopiniowania. Ze wszystkich protestów, które zostały skierowane, otrzymał jedynie 322 na 54 tysiące wniesionych protestów - mówił.
- Po drugie, prokurator generalny nie otrzymał wszystkich stanowisk w sprawie rozpoznania protestów, czyli tych opinii, które są podjęte w trybie artykułu 323 Kodeksu wyborczego - dodał Bodnar.
Bodnar wskazał też, że "duża część protestów została odrzucona z powodów formalnych". Dodał, że "jeżeli chodzi o odrzucenie tych protestów z powodów formalnych, w zasadzie istnieje tylko komunikat na stronie Sądu Najwyższego". - Trudno się dowiedzieć, czy sprawy te zostały połączone do wspólnego rozpoznania w trybie artykułu 219 Kodeksu postępowania cywilnego, czy być może jakaś inna procedura została zastosowana - powiedział.
Bodnar: to jest niepoważne
Adam Bodnar uznał, że "nie może być tak, że upoważnieni przez niego prokuratorzy udają się do siedziby Sądu Najwyższego i przez cały dzień nie są udostępnione akty spraw, nawet bardzo konkretnie wskazane sygnatury".
- Wieczorem, dzień przed dzisiejszym posiedzeniem jest komunikat, że jednak zostaną udostępnione, a dzisiaj się dowiadują, że ze względu na protesty, czytelnia akt jest nieczynna - dodał. - Przecież to jest niepoważne - ocenił.
Mówił, że nie chodzi o to, że "każdy obywatel teraz ma się zameldować w Sądzie Najwyższym i oglądać akta postępowania", ale chodzi mu o to, "żeby prokurator generalny i jego przedstawiciele mogli zweryfikować i się z tym zapoznać, jeżeli pojawiają się tego typu wątpliwości, ponieważ to prokurator generalny reprezentuje interes publiczny oraz obywateli".
Bodnar: moje stanowiska nie zostały wzięte pod uwagę
"Kolejną wadą" - wskazał Bodnar - jest to, że "stanowiska prokuratora generalnego w istotnych sprawach nie zostały wzięte pod uwagę".
Przywołał protest "konkretnego obywatela, pana Tadeusza S. (...) z miejscowości Biszcza koło Biłgoraja". Jak relacjonował, złożył w terminie protest przeciwko ważności wyboru prezydenta, "wskazując na podstawie własnych wyliczeń, że głosowanie w drugiej turze wykazało, że kandydat Rafał Trzaskowski otrzymał mniej głosów niż w pierwszej turze, przy podobnej frekwencji, co jest nieprawdopodobne, gdyż w innych komisjach w tej samej gminie pan Trzaskowski otrzymał znacznie więcej głosów niż w pierwszej turze".
- W uzasadnieniu pisma wskazał, że dziwne jest to, że w tej komisji, czyli komisji numer 2 w Biszczy, kandydat na prezydenta otrzymał o 25 głosów mniej niż w pierwszej turze. W związku z tym następuje uzasadnione podejrzenie o pomyłkę w liczeniu głosów lub w podanie nieprawidłowych wyników - opisywał prokurator generalny.
- My przedstawiamy stanowisko w tej sprawie dnia 20 czerwca 2025 roku, kierując się terminami, tak jak trzeba, nie przedłużając postępowania. Sugerujemy, że sprawa jest poważna, (...) że doszło jednak do złego przeliczenia głosów. Wnioskujemy o to, aby tutaj przeliczyć to głosowanie. I co się dowiadujemy? I dowiadujemy się, że 18 czerwca sprawa została pozostawiona bez dalszego biegu - relacjonował Bodnar.
- A dlaczego nie przeliczyć tych komisji, co do których mamy konkretny protest? I dlaczego Sąd Najwyższy w takiej sytuacji nie czeka na stanowisko prokuratora generalnego? - pytał.
Bodnar: protesty wyborcze były lekceważone przez sędziów Sądu Najwyższego
Prokurator generalny podkreślił, że "to nie są wady, które są obojętne dla systemu". - To są wady postępowania, które podważają zaufanie do tego, czy protesty zostały należycie rozpoznane. I to, że w przypadku 13 komisji doszło do ustalenia wyników, doszło zresztą do poważnego ustalenia, bo to nie tylko było odwrócenie głosów, ale też to dosypywanie głosów, to raczej powinno być wskazówką, żeby wykorzystać każdy dzień, każdą możliwość czasową, aby tam, gdzie istnieje taka szansa, żeby to przeliczyć - ocenił.
- Natomiast to, co mnie zastanawia w tym kontekście, bo być może zabrakło jakiejś energii, być może zabrakło determinacji, ale jednak to, co mnie bardzo uderzyło i uważam, że to jest mój obowiązek jako prokuratora generalnego o tym powiedzieć, że protesty wyborcze były lekceważone przez sędziów Sądu Najwyższego - powiedział Bodnar.
- Niektóre z nich były nazywane poprzez odwoływanie się do nazwisk parlamentarzystów. Przez szacunek dla tej sali, nawet nie będę tych określeń przywoływał - dodał. Wskazał też na porównywanie skali protestów do "ataku hybrydowego Łukaszenki".
Wspomniał też "to, co się wydarzyło wczoraj na stronie Sądu Najwyższego, gdzie Sąd Najwyższy postanowił opublikować niektóre protesty". Dodał, że "nie wie, czemu to miało służyć". I podkreślił, że "każdy protest, niezależnie od tego, jak on jest napisany, zasługuje na szacunek".
Bodnar: nie jestem przekonany, czy wszystkie protesty zostały rozpoznane
- Ja sobie zadaję pytanie, czy dzisiaj każdy obywatel wie, co się stało z jego protestem, czy może to w jakikolwiek sposób sprawdzić, czy może się spytać Sądu Najwyższego, czy może ustalić, jaka jest sygnatura jego protestu, czy może zweryfikować, jakie postanowienie zostało podjęte? Mam wrażenie, że nie, bo skoro ja tego nie jestem w stanie zrobić, (...) to co ma powiedzieć zwyczajny obywatel, który taki protest przedstawił - mówił Bodnar. Dodał, że ma na myśli także te protesty, które zostały połączone do wspólnego rozpoznania.
Podkreślił, że "to, co jest niezbędne do wydania orzeczenia w kontekście ważności wyborów, to rozpoznanie wszystkich protestów". - Po powiedzeniu tego wszystkiego, co powiedziałem, ja nie jestem przekonany, czy wszystkie protesty zostały rozpoznane. Bo pozostaje nam chyba tylko wiara w słowa - podsumował.
Ocenił, że "procedura rozpatrzenia protestów wyborczych została zrealizowana w sposób fasadowy".
- Uważam, że można było to zrobić lepiej w taki sposób, aby budować zaufanie obywateli do protestu. I powstaje pytanie, zwłaszcza biorę pod uwagę to, że nie zostały udostępnione akta postępowań prokuratorowi generalnemu, czy w tej sytuacji nie możemy mówić o nieważności postępowania w związku z przepisem artykułu 379 paragraf piąty Kodeksu postępowania - powiedział.
Skwitował, że "nie może być tak, że bardzo ważny wybór na prezydenta Rzeczypospolitej, prezydenta, który będzie miał mandat do rządzenia przez kolejne lata, może być w jakikolwiek sposób podważany ze względu na nieprawidłowość procedury wyborczej, a zwłaszcza w kontekście rozpatrywania protestów wyborczych".
Prezes kwestionowanej izby: wszystkie protesty zostały przeanalizowane przez sędziów
Przewodniczący wtorkowemu posiedzeniu prezes Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN Krzysztof Wiak powiedział, że cieszy się, iż Bodnar sformułował te wątpliwości. - Wiele z nich będziemy mieli szansę tutaj, z otwartą przyłbicą, wyjaśnić - zadeklarował.
Wiak powiedział, że "trochę go zasmuciło określenie 'niepoważne' w odniesieniu do tego, jak wczoraj procedowaliśmy udostępnienie akt prokuratorom, którzy się tutaj pojawili". Mówił, że "prokuratorzy po wielu godzinach ustalania, w jaki sposób należy formalnie wystąpić o te akta, zaczęli wypełniać wnioski".
- Te wnioski zaczęły spływać po godzinie 13. Czytelnia akt funkcjonuje do godziny 14.30, jeśli dobrze pamiętam. Ostatnie wnioski zostały sformułowane po godzinie 15. (…) Przewodniczący wydziału niezwłocznie, powiem natychmiast, wyraził tę zgodę na udostępnienie akt - dodał. Powiedział, że nie wie, na jakiej podstawie w poniedziałek pojawiły się "informacje w przestrzeni medialnej, że oto Sąd Najwyższy odmówił prokuratorowi generalnemu".
Przyznał, że "dzisiaj zamknięta jest czytelnia (…) ze względu na to, żeby zapewnić bezpieczeństwo". Zapewnił, że akta, o które prokuratorzy zawnioskowali, "czekają".
Przekonywał również, że "zarządzeniem przewodniczącego podjęte zostały decyzje o doręczeniu wszystkich postanowień panu prokuratorowi generalnemu". - Natomiast, jak usłyszeliśmy dzisiaj na sali, niektóre protesty nawet dzisiaj wpływają jeszcze - dodał.
- Wszystkie protesty zostały przeanalizowane przez sędziów. Natomiast zwrócę uwagę, że w sytuacji, kiedy mamy wpływ protestów jednorodnych, o tożsamej treści, występowaliśmy do pana prokuratora o stanowisko jeden raz. I to jest zakorzenione, jeśli mogę powiedzieć, w pewnej tradycji. Zawsze tak było - powiedział.
Protesty wyborcze w SN
Sędzia Maria Szczepaniec mówiła podczas posiedzenia, że protesty "były głównie oparte na kilku wzorach dostępnych w przestrzeni publicznej".
Jak poinformowała, 54 tysiące 25 protestów pozostawiono bez dalszego biegu. - Znaczna liczba protestów obciążona była nieusuwalnymi brakami formalnymi – wskazała sędzia Szczepaniec. W tej grupie znalazły się protesty dotyczące zarzutu stosowania przez niektórych członków komisji nieautoryzowanej aplikacji, która miała być wykorzystywana do weryfikacji zaświadczeń do głosowania poza miejscem zamieszkania.
- Sąd Najwyższy podkreśla, że w żadnym z tych protestów nie został sformułowany zarzut, w którym wnoszący protest podnosiłby, iż odmówiono mu wydania karty do głosowania w oparciu o dane z tego narzędzia informatycznego. Zarzuty opierały się jedynie na informacjach medialnych - opisywała sędzia.
Natomiast 7 protestów – po rozpoznaniu – uznano za niezasadne.
Za zasadne, choć bez wpływu na wynik wyborów, kwestionowana izba SN uznała z kolei 21 protestów. W tej grupie znalazły się sprawy kilkunastu obwodowych komisji wyborczych, w których po zarządzonych oględzinach kart wyborczych ustalono błędne przypisanie głosów kandydatom w II turze lub nieprawidłowości w liczeniu głosów. W tej grupie znalazło się także między innymi sześć uznanych protestów dotyczących nieprawidłowego pobrania przez komisję zaświadczeń do głosowania poza miejscem zamieszkania (komisja pobrała od wyborców zaświadczenia na nieodpowiednią turę - red.).
- Sąd Najwyższy po zapoznaniu się z każdym wniesionym protestem zauważa, że liczba wniesionych protestów nie zwiększa wagi ujętych w nich jednobrzmiących zarzutów. (...) Efekt skali nie ma znaczenia z punktu widzenia oceny dokonywanej przez Sąd Najwyższy – powiedziała sędzia Szczepaniec.
Autorka/Autor: js/lulu
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Leszek Szymański