Prokuratura Generalna poinformowała w środę, że w wyniku przeprowadzenia oględzin w dwóch komisjach wyborczych przez Sąd Rejonowy w Bielsku-Białej ustalono, iż w jednej z komisji "doszło do zamiany głosów", w efekcie czego to kandydat Karol Nawrocki zyskał większość głosów w komisji, choć w rzeczywistości głosy te były oddane na Rafała Trzaskowskiego.
Natomiast w drugiej komisji część głosów na kandydata KO "została umieszczona w zamkniętym i opieczętowanym pakiecie z głosami przypisanymi kandydatowi Karolowi Nawrockiemu, a następnie błędnie wykazana w protokole wyborczym jako głosy oddane na jego rzecz".
- Sytuacja faktycznie jest poważna i nie możemy jej lekceważyć, bo faktycznie każdy głos ma znaczenie - skomentował te doniesienia szef resortu sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar.
Minister zwrócił uwagę na drugi z przypadków. - Sytuacja jest zupełnie nowa, nietypowa i nawet jak dzisiaj rozmawiałem z prokuratorami w Prokuraturze Krajowej, oni byli wszyscy zadziwieni, bo okazało się, że 160 głosów na Rafała Trzaskowskiego odnaleziono w worku z głosami dla Karola Nawrockiego i przypisano je Karolowi Nawrockiemu - wyjaśnił.
Bodnar pytany, czy w jego ocenie głosy z drugiej tury wyborów prezydenckich powinny zostać przeliczone jeszcze raz, odpowiedział: - Jestem w tej szczególnej sytuacji, że akurat w przypadku tego całego procesu nie chciałbym występować w takiej roli, że mam jakieś moje już ostateczne zdanie w tym momencie, ponieważ gdybym tak zrobił, to w pewnym sensie unieważniałbym czy kwestionował pracę prokuratorów, którzy nad tymi protestami pracują.
- Oni wszyscy teraz przygotowują odpowiedzi na protesty wyborcze, które są przesyłane przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej. Tych prokuratorów, którzy nad tym pracują, to jest 25 osób. No i teraz będziemy do wszystkiego po kolei się ustosunkowywali. Jeżeli na końcu dojdziemy do wniosku, że być może trzeba przeliczyć wszystkie głosy, to takie oświadczenie wydamy - zapewnił minister.
Kto będzie orzekał w sprawie protestów wyborczych?
"W sprawie protestów wyborczych, a także ważności wyborów nie powinni orzekać sędziowie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Konieczność rozstrzygnięcia tej kwestii przez prawidłowo powołanych sędziów wyraziła także PKW w opublikowanym wczoraj sprawozdaniu z wyborów prezydenckich" - napisał Bodnar w środę na X.
- Trzeba cały czas powtarzać, że nie jest to organ, który daje gwarancję wiarygodności i niezależności - powiedział minister, dopytywany o swoje stanowisko.
Izba Kontroli Spraw Nadzwyczajnych i Spraw Publicznych w brzmieniu wyroków europejskich sądów jest nielegalna, nie uznają jej także politycy koalicji rządzącej.
Bodnar pytany, kto ostatecznie będzie decydował w kwestii protestów wyborczych, odparł, że "jesteśmy w bardzo trudnym momencie konstytucyjnym i prawnym".
Co dalej z protestami wyborczymi?
Minister Bodnar wytłumaczył, jak wygląda procedura związana z protestami wyborczymi, które wpłynęły do Sądu Najwyższego.
- Każdy protest musi być zaopiniowany przez prokuratora generalnego. Ta opinia trafia do Izby Kontroli Nadzwyczajnej, niestety. Trzyosobowe składy w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej oceniają każdy protest i wydają takie stanowisko na temat każdego protestu. Później to wszystko jest zbierane i na tej podstawie cała Izba Kontroli Nadzwyczajnej wydaje orzeczenie w sprawie ważności wyborów. W tym postępowaniu też uczestniczy prokurator generalny oraz Państwowa Komisja Wyborcza, które przedstawiają stanowisko - mówił.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
- Każdy obywatel - ten stojący długo w kolejce, czy jadący 200 kilometrów do lokalu wyborczego, musi wiedzieć, że jego głos jest uwzględniony - uważa Bodnar.
Na uwagę, że Sąd Najwyższy ma czas na rozstrzygnięcie protestów do 2 lipca, Bodnar odpowiedział: - Myślę, że przy wielkiej determinacji i zaangażowaniu wszystkich, sąd da radę.
Według niego, stanowisko SN może przesunąć się o tydzień lub dwa. - Rozumiem, że data graniczna dla wszystkich to data końca kadencji prezydenta Andrzeja Dudy - mówił.
Taśmy Republiki. Bodnar: oczekuję interwencji
Propisowskie media, w tym TV Republika oraz wPolsce, które są zależne od tej partii finansowo, od kilku dni publikują fragmenty nagrań rozmów Donalda Tuska z Romanem Giertychem. Mają one pochodzić z 2019 roku, gdy obecny premier sprawował funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej.
Bodnar odniósł się też do opublikowanych przez propisowskie media nagrań. - Granie taśmami, ich upublicznianie i wykorzystywanie ich do niecnej gry politycznej jest czymś, z czym trudno mi się zgodzić - skomentował minister.
- Oczekuję, że zainterweniuje co najmniej Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji - przyznał szef MS.
- Na tym etapie nie mogę potwierdzić ze stuprocentową pewnością, że te taśmy pochodziły z Pegasusa, ale mogę wskazać, że jest to wysoce prawdopodobne i toczą się działania w tej sprawie - mówił Bodnar.
- Jest jedna okoliczność, która jest dość szczególna i nietypowa w tej historii. Ze śledztwa wynika, że były prokurator krajowy Bogdan Święczkowski prosił o to, aby służby przekazały mu materiały z kontroli operacyjnej dokonywanej wobec Romana Giertycha i on się sam z tym zapoznawał - ujawnił minister sprawiedliwości.
Zaznaczył, że obecny prokurator krajowy Dariusz Korneluk nie prosi służb o materiały z kontroli operacyjnych.
Bodnar: chcę dalej wykonywać swoje zadania
Premier Donald Tusk w czasie swojego exposé tydzień temu poinformował, że rekonstrukcja rządu nastąpi w lipcu. Zapowiedział "zmianę struktury rządu".
Adam Bodnar był pytany, czy chce pozostać w rządzie. - Zobowiązałem się służyć ojczyźnie, naprawiać wymiar sprawiedliwości. Tak długo, jak to będzie niezbędne, chcę dalej wykonywać swoje zadania jako minister sprawiedliwości. Może trochę krócej jako prokurator generalny, bo liczę na to, że uda się doprowadzić do rozdzielenia urzędu ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego - odparł gość "Kropki nad i".
Autorka/Autor: os,ek/kab
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24