Absolwenci Wojskowej Akademii Technicznej mieli uroczystą promocję oficerską przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie, gdzie odczytano listy od przedstawicieli najwyższych władz państwowych. Ci sami młodzi oficerowie pożegnali się z uczelnią, wyrzucając na bruk z okien akademika setki przedmiotów. Uczelnia zapewnia, że to część tradycji i że wszystko było pod kontrolą. Pokazać wnętrza akademika jednak nie chce.
Sobota, 7 sierpnia. Plac marszałka Józefa Piłsudskiego, przed Grobem Nieznanego Żołnierza. - Akademia baczność! Akademia spocznij! – komenderuje dowódca uroczystości. Jest uroczyście, tym bardziej że najważniejsza wojskowa uczelnia techniczna w Polsce świętuje w tym roku 70-lecie istnienia. Zanim wszystko na dobre się rozpocznie, lektor przypomina między innymi, czym było pasowanie na rycerza. Potem przegląd pododdziałów przez wiceministra obrony Wojciecha Skurkiewicza, "Czołem Żołnierze!" i hymn. Wszystkich wita pułkownik profesor Przemysław Wachulak, który 17 lat temu kończył WAT jako prymus, a rok temu został jej rektorem-komendantem, po drodze robiąc imponującą karierę naukową – doktorat w USA, habilitacja na Uniwersytecie Warszawskim i tytuł profesora "belwederskiego".
Trzech generałów, trzy szable i 369 podchorążych promowanych na pierwszy stopień oficerski – podporucznika lub podporucznika marynarki. Mężczyźni i kobiety. Większość to absolwenci pięcioletnich studiów magisterskich. 81 ukończyło studium oficerskie, czyli przeszkolenie wojskowe dla absolwentów studiów cywilnych. Naokoło placu licznie zgromadzeni członkowie rodzin i przyjaciele absolwentów.
List prezydenta, zwierzchnika sił zbrojnych Andrzeja Dudy: "Jako wychowankowie elitarnej wojskowej uczelni technicznej będą państwo liderami nowoczesnego pola walki. Państwa wiedza i umiejętności są szczególnie cenne w sytuacji, gdy nauka w coraz większym stopniu decyduje o powodzeniu operacji militarnych, ale także w czasie pokoju, gdy pojawiają się zagrożenia takie jak obecna pandemia koronawirusa". Listy od marszałek Sejmu, ministra obrony, ministra edukacji i nauki. Ślubowanie oficerskie, hymn WAT, oryginalnie pieśń Szkoły Rycerskiej: "Święta miłości kochanej Ojczyzny, Czują Cię tylko umysły poczciwe!". Defilada, a wcześniej czapki frunące w górę.
Ci sami oficerowie
Ten sam weekend. Warszawska dzielnica Bemowo, okolice ulic Kartezjusza i Kocjana. Przedmioty frunące w dół z okien akademika. Dziesiątki, a może setki rzeczy. Ilustrują to dwa nagrania wideo, które otrzymała redakcja tvn24.pl.
Pierwsze ma 54 sekundy. Widać biały budynek, a nad wejściem napis – na górze: Wojskowa Akademia Techniczna, niżej: Akademik Wojskowy Nr 3. Przed drzwiami charakterystyczna altanka, najczęściej używana przez palących – pełno ich na terenie uczelni.
Film zaczyna się od wspólnego odliczania – siedem, sześć, pięć. Jakaś kobieta się śmieje. Na pierwszym planie na moment pojawiają się młodzi ludzie, którzy komórkami filmują - tak jak autor nagrania - wydarzenia przed akademikiem. Obok zaparkowane samochody. Odliczanie jeszcze się nie kończy, a z okien na skraju budynku już lecą na bruk jakieś przedmioty. Pozostałe okna na najwyższym piętrze na całej szerokości budynku dołączają do akcji, gdy odliczanie kończy się na zerze. Można rozpoznać kartki, ubrania, rolki papieru toaletowego, składane suszarki na pranie, jeden lub dwa fotele, być może inne meble.
Na filmie nie widać, kto wyrzuca te wszystkie rzeczy z akademika na bruk.
Nie widać, żeby deszcz przedmiotów miał komuś grozić. Grupa gapiów stoi w bezpiecznej odległości. Szklane drzwi do akademika wyglądają na zamknięte, za nimi, w środku nie pali się światło. Nikt nie znajduje się w zasięgu rażenia. Akademik, przed którym to wszystko się dzieje, jest ogrodzony, przylega do niego spory parking, żeby wejść, trzeba minąć szlaban i budkę ochrony. Jakieś straty w mieniu innym niż te, które leci z okien? Widać, jak jeden ze spadających przedmiotów roztrzaskuje się na rowerze zaparkowanym przed budynkiem.
Drugie nagranie ma tylko 11 sekund. Jego autor stoi plecami do drzwi akademika. Filmuje pobojowisko przed budynkiem. Setki rozrzuconych przedmiotów leżą na bruku. Rozwinięta rolka papieru toaletowego zatrzymała się na drzewie i teraz tańczy na wietrze. Jeden mężczyzna komentuje ten widok w krótkich, żołnierskich słowach. - Te rowery to są biedne – mówi drugi i też dorzuca żołnierskie słowo.
Czytelnik, który przesłał nam nagranie, mówi, że takie incydenty na uczelni mają miejsce od lat. - Zbulwersowało mnie to, bo to są nowe budynki, to jest mienie publiczne, a już budynek wymaga remontu, bo w środku są zniszczone kabiny prysznicowe i ściany, a młodzi oficerowie demolują budynek i to co roku trzeba odnawiać za pieniądze podatników – twierdzi nasz rozmówca.
Dodaje, że o ile w 2020 roku, gdy rozpoczęła się już pandemia, promocji oficerskiej nie towarzyszyły poważniejsze ekscesy, to na przykład rok wcześniej absolwenci - jak twierdzi - wyrzucili z okna w jednym z akademików biurko, a więc mienie należące do akademii.
Nasz czytelnik ocenia, że tak nie powinni zachowywać się żołnierze, którzy ślubowali ojczyźnie. Zwraca też uwagę, że wszystko działo się na oczach przełożonych.
Po rozmowie dosyła nam jeszcze zdjęcie. Na nim zielony wojskowy beret z orzełkiem zawieszony na kontenerze na śmieci.
Absolwenci "w dość nietypowy sposób pożegnali się z uczelnią"
Zapytaliśmy Żandarmerię Wojskową, czy wie, co działo się na Wojskowej Akademii Technicznej w pierwszy weekend sierpnia oraz czy podejmowała w związku z tym jakieś działania. Odpisał nam podpułkownik Artur Karpienko, rzecznik prasowy komendanta głównego ŻW. "W dniach 7-8 sierpnia br. Żandarmeria Wojskowa nie interweniowała na terenie WAT. Do ŻW nie wpłynęło zawiadomienie dotyczące wskazanego zdarzenia" – napisał.
A uczelnia? W odpowiedzi na nasze pytania przyznała, że opisywane wydarzenie miało miejsce na kampusie. "Absolwenci Wojskowej Akademii Technicznej zamieszkujący Akademik Wojskowy nr 3, zabierając swoje rzeczy podczas wyprowadzki związanej z zakończeniem studiów, w dość nietypowy sposób pożegnali się z uczelnią. Przez okna akademika wyrzucali swoje prywatne rzeczy takie jak: notatniki, ubrania oraz drobny sprzęt elektroniczny typu mysz komputerowa czy klawiatura" – napisała Ewa Jankiewicz, rzeczniczka prasowa Wojskowej Akademii Technicznej.
Zapewniła, że uczelnia nie poniosła żadnych strat materialnych. "Mienie było własnością absolwentów, którzy zabezpieczyli wcześniej teren przed akademikiem tak, aby nikt ani nic poza ich własnością nie ucierpiało. Następnie niezwłocznie uprzątnęli teren przed budynkiem" – przekonuje.
"W ten sposób, co jest swoistą studencką tradycją związaną z zakończeniem studiów, absolwenci pożegnali swoje czasy studenckie" – napisała rzeczniczka WAT.
Zapytaliśmy także, czy wobec jakichkolwiek absolwentów wyciągnięto konsekwencje dyscyplinarne. Inaczej mówiąc, czy na uczelni uznano, że ktoś przesadził ze świętowaniem. Na to pytanie nie dostaliśmy odpowiedzi. Zapewniono nas jedynie, że na uczelni nie interweniowała żandarmeria.
Rzeczniczkę WAT poprosiliśmy również o możliwość sfilmowania akademika od wewnątrz, jednak odmówiła. - Nie ma zgody, żeby wejść z kamerą do środka budynku, który jest chroniony ze względu na to, że należy do jednostki wojskowej – powiedziała.
Nie pierwszy raz, nie tylko ta uczelnia
Nie jest tak, że takich zdarzeń nie było wcześniej na uczelniach wojskowych. Dwa lata temu Onet opisał zakończenie studiów na Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Z tekstu wynika, że wydarzenia miały wyjątkowo ostrą formę wynikającą z niezadowolenia absolwentów, którzy do ostatniej chwili mieli nie wiedzieć, czy promocja się odbędzie – na kampusie rozpalono ogniska, a podchorążowie rzucali petardami i słoikami z moczem. Uczelnia przyznała, że zawiadomiła Żandarmerię Wojskową, ale nie w dniu zdarzenia, lecz dwa tygodnie później, co tłumaczono wewnętrznym postępowaniem wyjaśniającym.
O to, co działo się, gdy w przeszłości podchorążowie świętowali promocję oficerską na WAT-cie – pytamy oficera starszego, który warszawską akademię kończył mniej więcej dwie dekady temu, a od kilku lat jest poza służbą. - Na każdej uczelni są tradycje, które nie są spisane. To jest zupełnie inaczej niż na uczelni cywilnej. Do wojska przecież nie idą tylko grzeczni chłopcy – zastrzega.
Wspomina, że zwyczajem lat minionych było tak zwane palenie cyfry. Najpierw przy pomocy pasty do podłóg malowało się na parkingu przed akademikiem dużych rozmiarów liczbę (np. 100), potem się ją podpalało. Bywało, że ogień płonął w pobliżu przejeżdżających tramwajów, bo kampus WAT w sporej części nie jest zamknięty i życie cywilne toczy się tuż obok budynków uczelni wojskowej.
- Skoro nikt nie wypadł z okna, nikt się połamał, nikt życia nie stracił, nikomu z przechodniów się nic nie stało, to nic poważnego. Może nie przystoi rzucać jakieś rzeczy z okna, bo to pokazuje, że osoby nie są do końca dorosłe, ale umówmy się, widziałem gorsze rzeczy i to w wykonaniu poważniejszych ludzi, już po szkole oficerskiej – mówi oficer, który zastrzega sobie anonimowość. - Też byłem młody i też różne rzeczy się w życiu działy – śmieje się.
Stara się też zrozumieć tegorocznych absolwentów. Przypomina, że na uczelni były przypadki zachorowań na COVID-19 i że podchorążowie długo nie mogli opuszczać uczelni, w tym pojechać do domów.
Zastrzega jednak, że zna przypadki, gdy młody oficer przesadził ze świętowaniem i spotkały go konsekwencje dyscyplinarne. - Wiem, że tak wcześniej było. Jeżeli ktoś naprawdę poważnie narozrabiał, to mógł mieć taki bagaż, że na przykład dostał ostrzeżenie o niepełnej przydatności do zawodowej służby wojskowej. Jeśli po studiach szedł z takim papierem do jednostki wojskowej, to na pewno dowódca nie robił mu drogi usłanej różami, a poza tym ten ślad zostaje w aktach – tłumaczy emerytowany oficer.
Na koniec dodaje: - Często ci, co kiedyś rozrabiali, dziś są poważnymi ludźmi w poważnych stopniach. Mam kolegów, którzy się na warcie postrzelili, mieli wypadek z bronią i uszczerbek na zdrowiu, a pomimo tego później w wojsku świetnie sobie poradzili.
Autorka/Autor: Rafał Lesiecki
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt 24