50 tys. odszkodowania dostanie żona jednej z ofiar "łowców Skór". Pieniądze wypłacą jej stacja pogotowia ratunkowego, do którego trafił jej mąż, oraz ubezpieczyciel owej stacji - dowiedziała się "Gazeta Wyborcza". Wiesława S. zamordował były sanitariusz łódzkiego pogotowia ratunkowego Andrzej N.
Wyrok sądu apelacyjnego jest prawomocny. Może go zmienić tylko sąd najwyższy. Na rozstrzygnięcie czeka już kilka podobnych spraw.
Z zimną krwią
72-letni Wiesław S. cierpiał na ciężką depresję. W styczniu 2001 roku jego stan na tyle się pogorszył, że lekarz zalecił obserwację w szpitalu psychiatrycznym. Rodzina chorego wezwała karetkę.
Wiesław S. usiadł z tyłu karetki w tzw. przedziale medycznym, a obok niego sanitariusz Andrzej N. Lekarz jechał w szoferce, gdyż uznał, że stan pacjenta jest na tyle dobry, iż nie ma potrzeby towarzyszyć mu podczas transportu.
Niedaleko szpitala sanitariusz zaalarmował, że pacjent stracił przytomność. Lekarz rozpoczął reanimację, kontynuowano ją w jednym z łódzkich szpitali. Po prawie godzinnej walce krążenie wróciło, ale pacjent z ciężkim uszkodzeniem mózgu trafił na intensywną terapię.
Mimo starań lekarzy Wiesław S. zmarł pod koniec lutego. Jako przyczynę podano udar mózgu.
Dwa i pół roku później Andrzej N. przyznał w prokuraturze, że podczas transportu do szpitala wstrzyknął pacjentowi pavulon, lek zwiotczający mięśnie. W styczniu za zamordowanie Wiesława S. i trzech innych osób dostał dożywocie. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.
Walka o odszkodowanie
Wdowa po Wiesławie S. zażądała od Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i jej firmy ubezpieczeniowej 100 tys. zł odszkodowania.
W grudniu ubiegłego roku zapadł wyrok. Sąd okręgowy uznał, że pogotowie nie może odpowiadać za wstrzyknięcie pavulonu, ale za złą reanimację już tak. Biegły wyliczył szereg błędów, jakie popełnił lekarz, który próbował przywrócić pacjentowi krążenie w karetce: reanimację powietrzem, a nie tlenem, nie podanie odpowiednich leków, oraz to, że lekarz siedział obok kierowcy, a nie przy chorym. Kwotę odszkodowania sąd wyliczył na 38 tys. zł. Wziął pod uwagę to, że Danuta P.S. ma niewielką emeryturę, a ciężar utrzymania rodziny spoczywał na Wiesławie S. Dostawał wyższą emeryturę i dorabiał jako krawiec.
Zbyt łatwy dostęp do pavulonu
Wyrok zaskarżyła Danuta P.S., a także prawnicy pogotowia i PZU. We wtorek sprawą zajął się sąd apelacyjny. Sędziowie nie mieli wątpliwości, że do śmierci pacjenta przyczyniła się zła organizacja pracy w pogotowiu. To bałagan w stacji umożliwił sanitariuszowi pobieranie bez ograniczeń pavulonu.
- Miał łatwy dostęp do leku, bo nie było żadnych zasad określających dysponowanie nim - mówiła sędzia Małgorzata Dzięciołowska. - Andrzej N. zeznał, że pavulon pochodził z zasobów stacji. Nigdy nie mówił, że pochodził z innego źródła.
Sędziowie uznali też, że reanimację chorego prowadzono bez "należytej staranności". Sędzia Dzięciołowska: - Gdyby lekarz siedział przy pacjencie, być może zapobiegłby podaniu pavulonu, albo przynajmniej szybciej przystąpił do reanimacji.
Podwyższyli też kwotę odszkodowania. Zadecydowała o tym opinia psychologa, który badał Danutę P.S. Po śmierci męża kobieta zapadła na ciężką depresję. Przez wiele miesięcy nie była w stanie samodzielnie funkcjonować i potrzebowała opieki innych. - Mimo że upłynęło sześć lat, nadal nie wróciła do normy - mówiła sędzia Dzięciołowska.
Pogotowie przynosiło śmierć
W styczniu 2002 roku "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może celowo zabijano pacjentów. Media podały, że istnieją poszlaki, iż niektórym chorym podawano lek zwiotczający mięśnie, co w określonych przypadkach powodowało ich śmierć.
W styczniu br. łódzki sąd okręgowy skazał nieprawomocnym wyrokiem dwóch b. sanitariuszy łódzkiego pogotowia, w tym Andrzeja N., oskarżonych o zabójstwa pięciu pacjentów na dożywocie i 25 lat więzienia. Dwóch b. lekarzy pogotowia oskarżonych o narażenie życia 14 pacjentów, którzy zmarli, zostało skazanych na 5 i 6 lat więzienia. Sąd na 10 lat zakazał im także wykonywania zawodu. Cała czwórka była także oskarżona o przyjmowanie pieniędzy za informacje o zgonach pacjentów. Sąd wymierzył im za to kary od 2 do 3 lat więzienia, zmieniając kwalifikację z łapownictwa na złamanie tajemnicy zawodowej i oszustwo polegające na doprowadzanie rodzin pacjentów do niekorzystnego rozporządzenia mieniem.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24