Ta książka narobiła w ludziach strasznie dużo dobrego. Na płaszczyźnie społeczno-politycznej zmieniła może mniej, niż miałam nadzieję, ale zmiana w ludziach to jest coś bezcennego - oceniła w programie "Bez polityki" Renata Lis, pisarka, tłumaczka, autorka wydanej przed dwoma laty książki "Moja ukochana i ja". 28 maja na rynku wydawniczym zadebiutowała jej druga część, zatytułowana "Moja ukochana i ja. Ślub". Renata Lis wyjaśniła, że pomysł wzięcia ślubu ze swoją długoletnią partnerką, Elżbietą, pojawił się dopiero po około roku od premiery pierwszej książki. - Rozmawiałam przedwczoraj z osobą, która zauważyła, że nasze życie jest życiem turystycznym: po ślub się jedzie do Danii, po aborcję do Holandii, po eutanazję do Belgii, po zęby do Turcji. Po prostu ta Polska tak się ułożyła – zauważyła gościni Piotra Jaconia i zastrzegła, że sama była jeszcze do niedawna "osobą antyślubową", zaś partnerki nie postrzegała jako "kandydatki na żonę", ale jako "wybór na życie". Co się zmieniło? - Zrozumiałam po tej rocznej przygodzie z "Moją ukochaną i ja", że nie staniesz się z kimś do końca parą, jeśli twój związek nie wejdzie na poziom społeczny. Poczułam, że potrzebujemy stanięcia w tym publicznym miejscu, powiedzenia pewnych rzeczy - tłumaczyła Renata Lis. - Ta książka zaniosła nas do tej Kopenhagi i była to najlepsza decyzja, jaką podjęłam w życiu - dodała. Opisując okoliczności ceremonii ślubnej, zauważyła jednak z goryczą, że zawarty w Danii ślub w Polsce "w wymiarze pragmatycznym niczego nie daje". - Nie chcą nam wpisać do akt, że zmieniłyśmy stan cywilny - wyjaśniła. - Odmawia się nam czegoś tak podstawowego jak rytuał przejścia. Ślub jest jednym z nich. Pozbawianie części ludzi dostępu do tego rytuału to potężne wykroczenie - stwierdziła Renata Lis.