Prezesowski objazd po kraju i spotkania z wyborcami miały być antidotum na rozchwiane drożyzną i marnymi nastrojami społecznymi sondaże PiS. Jarosław Kaczyński chciał podczas nich gasić niepokoje i uspokajać nastroje. I nawet jeśli próbuje to robić - to miast balsamu na serca i dusze, z jego długich tyrad najczęściej przebijają się do opinii publicznej popisy ludycznego i skarykaturyzowanego konserwatyzmu albo antyunijne pobrzękiwania szabelką. A że wszystkie one kwitowane są podczas spotkań chwalbą, brawami, śmiechami i entuzjazmem - prezes utwierdza się w fatalnym dla partii rządzącej przekonaniu, że mówi dobrze, trafia w dziesiątkę, a jego gawędy są tym, na co czekają Polacy.
Publikujemy kolejny z serii komentarzy naszego dziennikarza i komentatora Konrada Piaseckiego w cyklu "Perspektywa Piaseckiego".
"To była jedna z najgorszych wypowiedzi prezesa w całym siedmioleciu naszych rządów. Jeszcze nigdy nie dostawałem od lokalnych działaczy tylu esemsów z sugestią, żeby trochę ograniczyć jego aktywność, albo przynajmniej nie zgadzać się na pytania z sali i transmisję tych nieszczęsnych wystąpień" – opowiadał mi jeden z polityków PiS.
Choć oficjalnie nikt z nich nie podważa dogmatu o nieomylności prezesa i wszyscy starają się przepychać dyskusję o związkach między "dawaniem w szyję" a posiadaniem dzieci w kierunku albo-albo problemów z nadużywaniem alkoholu czy małej dzietności polskich kobiet, to doskonale zdają sobie sprawę z tego, że daremny to trud, bo rezonowanie wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego okazało się nadspodziewanie pokaźne, mocno przebiło polityczno-medialną bańkę i "poszło w lud".
Przyznaję - nie doceniłem siły rażenia wypowiedzi prezesa. Wydawało mi się, że oswojony z cotygodniowymi strumieniami jego świadomości i borykający się z problemami życia codziennego przeciętny zjadacz chleba, nawet jeśli ją odnotuje, to wzruszy ramionami, machnie ręką i pójdzie dalej. Ale kiedy wrzawa w mediach społecznościowych nie cichła, kiedy politycy PiS miast przyznać, że prezes wyraził się nieszczęśliwie i że, nawet jeśli powiedział co powiedział, to na pewno tak nie myślał, szli w zaparte i coraz bardziej nieporadnie go bronili, i kiedy do grona krytykujących Kaczyńskiego zaczęły dołączać pop-kulturowe i stroniące na co dzień od polityki gwiazdy, to sprawa zrobiła się naprawdę poważna. I nie daję grosza za opowieści o tym, że takie wystąpienia prezesa to starannie obmyślany zabieg mający odwracać uwagę od inflacji, kosztów kredytów, braków węgla czy finansowych i budżetowych kłopotów rządu. Bo inflacja - inflacją, węgiel - węglem, a do złości z tego powodu dołącza jeszcze wkurzenie z powodu jakichś oderwanych od rzeczywistości wywodów najważniejszego polityka w Polsce.
Można się oczywiście sprzeczać na temat tego, na ile takie wypowiedzi są w stanie zmienić nastroje polityczne i sympatie partyjne. I zapewne pojedyncze - niespecjalnie. Ale prezes konsekwentnie, w czasie swoich spotkań, kreuje obraz kogoś, kto jest mocno oderwany od normalnego, zwykłego, codziennego życia i jego trudów. Kogoś, kto buduje swe postrzeganie świata z książek czy odłamków jakichś dziwnych twierdzeń (podobno opowieść o kobietach, dzieciach i alkoholu była pokłosiem spotkania z jakimś księdzem, który nasycił prezesa opowieściami o moralnej degrengoladzie młodego pokolenia) a nie z obserwacji i uczestniczenia w życiu rodzinnym, towarzyskim, kontaktów z ludźmi, którzy borykają się ze zwykłymi problemami i żyją normalnym życiem.
Jego wywód na temat Wiednia i jego bezeceństw czy Niemiec i ich pociągów, z których wyrzuca się Polaków jadących 1 klasą - pachniały marną znajomością, bliskiej nawet, Europy. Różne wstawki na temat sklepów, zakupów, szkół, rodzin, internetu, gwiazd szołbiznesu itp. też pobrzmiewają wiedzą mocno niepełną, archaiczną albo teoretyczną. Jeśli - o czym piszą w swoim socjologicznym raporcie na temat Polaków Sadura i Sierakowski, wyborcy łakną teraz polityka-lidera, który będzie terapeutą, będzie gasił emocje, wchodził w bliski kontakt z ludźmi, nie będzie bał się trudnych pytań i będzie sprawiał wrażenie opiekuńczego i spokojnego - to wizerunek lidera partii rządzącej i gromy, które rzuca pod adresem różnych grup społecznych, nijak z nim nie współgrają. Nota bene - to być może właśnie z tego kontrastu, wyrażanych w badaniach oczekiwań i potrzeb, z ironiczno-oskarżycielskimi tonami Kaczyńskiego brać się może ten rezonans jego ostatniej wypowiedzi.
Wydaje się dziś - o ile sytuacja za naszą wschodnią granicą nie zmieni się jakoś radykalnie na gorsze - oczywiste wokół czego ogniskować się będzie przyszłoroczna kampania wyborcza. Jej pierwszą osią będzie kondycja gospodarki - spór o przyczyny i o to, kto lepiej jest sobie w stanie poradzić z inflacją i kulejącymi finansami publicznymi, drugą - debata światopoglądowa, koncentrująca się wokół kształtu ustawy aborcyjnej. Czyli dokładnie te same, wokół których obracała się, zakończona właśnie, kampania parlamentarna w USA. Tam rządzącym demokratom temat pierwszy ciążył, temat drugi - sprzyjał. U nas oba będą PiS-owi mocno zawadzały i zwiększały szanse opozycji. A jeśli lider obozu władzy nie poprawi swej formy i nadal pozostawać będzie w błogim poczuciu, że jego charyzma i urok niezmiennie uwodzą Polaków - to miast być atutem i deską ratunku, może okazać się dodatkowym obciążeniem dla swej partii.
Konrad Piasecki – dziennikarz radiowy i telewizyjny, historyk. Prowadził wywiady w radiu RMF FM w audycji "Kontrwywiad RMF" oraz w Radiu ZET w audycji "Gość Radia ZET". Przez 10 lat był gospodarzem programu "Piaskiem po oczach". W 2015 roku został laureatem tytułu "Dziennikarza Roku" miesięcznika "Press". Na antenie TVN24 Konrad Piasecki prowadzi również programy "Rozmowa Piaseckiego" i "Kawa na ławę".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Mizerski/TVN