"Z Moskwy od kilku lat słychać i widać potężny impuls w celu przepisania historii, nie tylko ostatnich lat, ale także wydarzeń z lat 30. XX wieku. Władimir Putin w pełni zapisał się do profesji propagandzistów historii i poucza Polskę oraz państwa zachodnie, że winne są na przykład rozpętania II wojny światowej. Jego wypowiedzi o najnowszej historii, choć nie zawierają prawdy, niestety mogą jednak wysadzić w powietrze pokój w Europie" - pisze Jacek Stawiski, prowadzący program "Horyzont" w TVN24 BiS i TVN24 GO.
W byłym Związku Sowieckim, jeszcze w czasach stalinowskich, popularne było sarkastyczne i gorzkie zarazem powiedzenie: "nigdy nie wiadomo, co przyniesie nam przeszłość". Powiedzenie to, szeptane pokątnie w ponurych czasach masowych czystek, rozstrzeliwań i zsyłek do łagrów, było odpowiedzią na manipulacje najnowszą historią Rosji i Związku Sowieckiego. Stalin, używając do tego potężnej propagandy oraz nowoczesnych technologii, nakazywał swoim służbom przerabianie wiedzy o historii oraz preparowanie źródeł historycznych. Dlatego obywatele sowieckiego państwa zastanawiali się często, jak na nowo mają poznawać historię oraz kogo i co mają z własnej wiedzy historycznej usuwać. Projekt budowy komunizmu obliczony był na urzeczywistnienie w bliższej lub dalszej przyszłości ideologicznej utopii. Ale droga do zapanowania nad przyszłością oraz losy projektu komunistycznego musiały najpierw rozstrzygnąć się w przeszłości. To nad nią łatwiej było zapanować niż nad przyszłością. Manipulacje i deformacje przeszłością dostrzegł już wnikliwy obserwator totalitarnych państw George Orwell. Przywołuję go nieprzypadkowo, ponieważ przeszłość jest ponownie deformowana, a próby zapanowania nad opowieścią o przeszłości mogą być wstępem do nowej wojny w Europie.
Z Moskwy od kilku lat słychać i widać potężny impuls w celu przepisania historii, nie tylko lat ostatnich, ale także wydarzeń z lat 30. XX wieku. Władimir Putin, rosyjski autokrata, w pełni zapisał się do profesji propagandzistów historii i poucza Polskę oraz państwa zachodnie, że winne są na przykład rozpętania II wojny światowej. W jego propagandowej i wykrzywionej historycznej wizji zbrodniczy pakt Stalina z Hitlerem z sierpnia 1939 roku, który otworzył drogę do największej wojny w dziejach świata, jest usprawiedliwionym działaniem Związku Sowieckiego. Stalinowskie państwo w sojuszu z Hitlerem dokonało najazdu na Polskę i inne kraje regionu Europy Środkowo-Wschodniej, rozpoczynając nie tylko aneksję terytorium, lecz także ludobójczą politykę zsyłek, deportacji, eliminacji całych społeczności i klas oraz niszczenia kultury. Szczególną "rolę" w rozpętaniu II wojny światowej rosyjski autokrata, otoczony coraz bardziej dziwacznym, współczesnym kultem jednostki, przypisuje Polsce. Od lat sterowana z Kremla propaganda ma przypisać Polsce rolę tego kraju, który jakoby podpalił Europę. Kanonada deformacji historycznej przeciwko Polsce na nasze szczęście spotkała się z jednoznaczną odpowiedzią zachodnich sojuszników Polski, którzy przypomnieli Putinowi o prawdziwych okolicznościach wybuchu wojny i haniebnej roli stalinowskiego Związku Sowieckiego w jej wywołaniu. Polskie stanowisko poparły Stany Zjednoczone, Francja, Wielka Brytania i Niemcy oraz szereg innych krajów - ofiar nazistowskiej i sowieckiej agresji.
Teraz, gdy mamy do czynienia z kryzysem rosyjskim, nie ukraińskim, jak słusznie zauważyła na konferencji w Monachium o europejskim bezpieczeństwie Annalena Baerbock, szefowa niemieckiego MSZ, kremlowska propaganda głośno rozpowszechnia zniekształcone fakty o najnowszej historii Europy i świata. Nie można tej propagandy lekceważyć, ponieważ może się ona stać wręcz przyczyną rozpoczęcia kolejnej fazy wojny przeciwko Ukrainie i próbą podporządkowania Ukrainy Moskwie lub wręcz zniesienia ukraińskiej niepodległości.
Inicjatywa tej historycznej deformacji idzie z samej góry. Prezydent Putin publicznie, w obecności dygnitarzy ze świata, powtarza kłamstwa o "ludobójstwie" w Donbasie, którego jakoby mieli od ośmiu lat dopuszczać się ukraińscy żołnierze na rozkaz z Kijowa. To kłamstwa. To Rosja, nie Ukraina, ponosi odpowiedzialność za rozpętanie krwawej wojny przeciwko Ukrainie, co kosztowało życie co najmniej kilkunastu tysięcy ludzi. Ten ponury, makabryczny licznik wciąż dokłada nowe ofiary. Ukraina jako kraj napadnięty nie ponosi winy za te ofiary. Za rozpętanie wojny i ofiary ponosi winę inspirator i agresor - putinowska Rosja.
Kiedy Putin mówi o "ludobójstwie" w Donbasie, to przypomnijmy jemu i rosyjskim propagandzistom los bombardowanych miesiącami przez rosyjskie lotnictwo miast Aleppo i Idlib w Syrii oraz los miasta Grozny w Czeczenii, przypomnijmy sobie los Sarajewa i Srebrenicy w Bośni, kojarzonych z ludobójstwem, popełnionym przez Serbów bośniackich, których jakże intensywnie wspierała i wspiera Rosja. Nie możemy mieć krótkiej pamięci w obliczu kłamstw płynących z Kremla.
Kiedy Putin mówi o wojnie w Jugosławii i ogłasza kłamliwą tezę, że jego pokolenie pamięta wojnę w Europie, rozpętaną właśnie w Jugosławii przez NATO, to przypomnijmy mu, że NATO pod kierownictwem Ameryki położyło kres wojnie na Bałkanach w końcu XX wieku. Interwencja zbrojna Przymierza Atlantyckiego zablokowała powstanie Wielkiej Serbii, wspieranej przez Rosję, do której droga wiodła poprzez czystki etniczne i zbrodnie. Interwencja NATO w Bośni i Kosowie była podyktowana chęcią położenia kresu krwawej spirali przemocy. Serbię, która ponosi szczególną odpowiedzialność za rozpętanie wojen po rozpadzie Jugosławii, do końca wspierała Rosja. Wojna w byłej Jugosławii nie zaczęła się od interwencji NATO, przeciwnie, skończyła się po interwencjach natowskich. Każda interwencja zbrojna jest obarczona ryzykiem ofiar, także interwencje zbrojne o charakterze humanitarnym. I właśnie dlatego jedyne, co można NATO zarzucać, to to, że zbyt długo wahało się, czy w ogóle przystąpić do działań zbrojnych na rzecz przywrócenia pokoju. Dylematy zachodniej polityki interwencyjnej wobec Jugosławii najtrafniej opisały dwa powiedzenia z tamtego czasu. Pentagon był przeciwny interwencji zbrojnej w Jugosławii, nie chcąc ugrzęznąć w walkach na obszarze, który był poza zainteresowaniem strategicznym Ameryki. To przedłużało morderczą wojnę. Sekretarz stanu w administracji Clintona Madeleine Albright, zwolenniczka szybkiej interwencji, przerwania krwawych czystek etnicznych i osądzenia zbrodniarzy wojennych, zrezygnowana z powodu niechętnej postawy dowódców amerykańskich, zżymała się, że Ameryka dysponuje największą armią świata, ale wzdraga się, by jej użyć w dobrym celu. Z kolei w Niemczech wywodzący się z pacyfistycznych Zielonych Joschka Fischer, przez cztery lata minister spraw zagranicznych RFN, tłumaczył fundamentalistom-pacyfistom w swojej partii, że zasada polityki niemieckiej - trzymania się z boku z racji pamięci o Auschwitz - zdezaktualizowała się po katastrofie jugosłowiańskiej. Obowiązuje nowa zasada, mówił Fischer: z racji pamięci o Auschwitz potrzebna jest interwencja zbrojna.
Takie dylematy zachodniej polityki odnośnie prowadzenia wojen obce są rosyjskiej kulturze politycznej. W Rosji Putina nikt nie pyta o koszty wojny, o racje moralne. Obowiązuje jednolita propagandowo wykładnia, uzasadniająca najazd na Czeczenię czy po latach najazdy na Gruzję i Ukrainę. Ci, którzy protestują albo są niechętni wojnie, muszą liczyć się z represjami. Rosja nie jest państwem pokoju. Jest państwem wojny, które dzisiaj potężnym uderzeniem dezinformacyjnym próbuje zamazać swoją odpowiedzialność za udział w obecnej wojnie przeciw Ukrainie.
Putin zawsze cynicznie wytyka Zachodowi, że prowadził wojny w Iraku czy Libii i że Rosja ma takie samo prawo prowadzić wojny przeciwko swoim sąsiadom albo u boku zbrodniczych reżimów jak syryjski. To kolejne prymitywne nadużycie. Były dwie interwencje amerykańskie w Iraku na przełomie XX i XXI wieku. Pierwsza w 1991 roku, popierana przez większość państw świata, w tym Związek Sowiecki. Jej celem było zmuszenie Iraku do zakończenia okupacji Kuwejtu. Irak najechał Kuwejt i dążył do likwidacji państwowości kuwejckiej. Druga interwencja w Iraku w latach 2003-2011 była podyktowana chęcią obalenia dyktatury Husajna i unieszkodliwieniem irackiej broni masowego rażenia. Interwencja okazała się nieudana, była porażką amerykańskiej polityki. Nikt tego nie kwestionuje. Ale ciągłe wskazywanie interwencji w Iraku w 2003 roku jako uzasadnienia własnych agresji jest działaniem cynicznym i haniebnym.
Putinowska, kremlowska propaganda nie szczędzi pogardy państwu i narodowi ukraińskiemu. Według kremlowskich wersji w Kijowie rządzi nazistowski, nieludzki reżim, który został tam zainstalowany przez Amerykę. Słowa o "kijowskiej juncie" są w sumie delikatne, coraz częściej padają określenia o "nazistach, na czele których stoi Zełenski". O zbrodniach "nazistów Zełenskiego", mordujących dzieci w Donbasie, krzyczy niejeden z propagandzistów w telewizjach kremlowskich. W ten sposób społeczeństwu rosyjskiemu rok po roku wmawia się, że Rosja ma "moralną" rację, atakując Ukrainę. Trudno to bagatelizować, ponieważ szafowanie na prawo i lewo kłamstwami o nazistach w ukraińskich władzach i armii może być pretekstem dla Rosji do ataku na Ukrainę.
Rosyjscy propagandziści i eksperci powtarzają też na prawo i lewo hasła o zagrożeniu Rosji przez NATO oraz o okrążaniu Rosji poprzez rozszerzanie Sojuszu Atlantyckiego i Unii Europejskiej. W tej wersji NATO to nie jest sojusz państw demokratycznych, ale jakaś monstrualna, agresywna, diaboliczna maszyna, utrzymywana przez Amerykę do niszczenia Rosji. Jest to prymitywne kłamstwo, bo ani NATO, ani członkowie NATO pojedynczo, na czele ze Stanami Zjednoczonymi, Rosji nie zagrażają. To Rosja zagraża Polsce czy Litwie, członkom NATO, a nie odwrotnie. Putin postrzega upadek Związku Sowieckiego i klęskę imperium sowieckiego jako katastrofę. Polska i jej sąsiedzi oraz Zachód uważają pokojowy rozpad Imperium spod znaku sierpa i młota za błogosławieństwo historii. Upadek ZSSR to dla nas niepodległość, dla Putina to upokorzenie Rosji, za które chce się odegrać, nawet wywołując wojnę. Tu nie ma i nie będzie żadnego kompromisu przy historycznej ocenie rozpadu komunizmu i imperium sowieckiego.
Putin bawi się w historyka-imperialistę, co oznacza, że Rosja oplata siecią historycznych kłamstw cały właściwie świat, korzystając z najnowocześniejszych technologii. Nowa putinowska historia dociera do nas przez megafony z Kremla w czasie, gdy po ponad 30 latach Kreml zdławił działalność garstki zapaleńców i profesjonalistów z Memoriału, którzy podejmowali próby ustalenia skali zbrodni sowieckich i kłamstw o tych zbrodniach, jakie popełniono i głoszono w Związku Sowieckim i Rosji aż do dzisiaj. Putin, zakazujący działalności Memoriału, a jednocześnie objawiający się jako historyk to ponury żart w iście stalinowskim stylu. Jego wypowiedzi o najnowszej historii, choć nie zawierają prawdy, niestety mogą jednak wysadzić w powietrze pokój w Europie.
Źródło: tvn24.pl