Polska polityka jest w takiej spirali przesadności, polaryzacji i populizmu, że każda, nawet najbardziej zdroworozsądkowa, acz niepopularna propozycja, pomysł czy idea wywołują natychmiastowy odruch Pawłowa – krzyk, protesty, oskarżenia i ataki. Najnowszym przykładem jest wypowiedź ekonomisty Bogusława Grabowskiego na temat emerytur, która została okrzyknięta przez PiS tajnym planem opozycji.
"Perspektywa Piaseckiego" to cykl, w którym publikujemy komentarze naszego dziennikarza Konrada Piaseckiego.
Podwyższenie wieku emerytalnego było jedną z niewielu w ostatnich 20 latach tak trudną, acz ze wszech miar sensowną reformą społeczną. Owszem, można dyskutować, czy skala i formuła wprowadzenia w życie tej zmiany była najlepsza, a sposób komunikowania się z obywatelami doskonały. Faktem jednak pozostaje, że w obliczu sytuacji, gdy Polacy uczą się i studiują dłużej, a zatem później wchodzą na rynek pracy, pracują relatywnie krócej i – z racji zwiększania się długości życia – dłużej potem korzystają z uroków emerytury, trudno konserwować dawne, jeszcze PRL-owskie standardy emerytalne. A że do tego dochodzą problemy demograficzne, starzenie się społeczeństwa, coraz większa liczba tych, którzy są na emeryturze, a coraz mniejsza tych, którzy na nich pracują – dłuższa praca i opłacanie składek są oczywistym wymogiem rozsądnej polityki państwa. I – o dziwo – inni to doskonale rozumieją. Już nie mówię o Szwajcarach, bo ci, ostatnio, w referendum (!!!) zgodzili się na podwyższenie wieku emerytalnego kobiet z (uwaga!!!) 64 lat do (uwaga!!!) 65 lat. Ale i inne nacje Europy pracują dłużej. Najczęściej do, równego dla kobiet i mężczyzn, wieku 65 lat, ale w Danii, Norwegii czy Niemczech to jest 67 lat, a w Wielkiej Brytanii – nawet 68.
Zamiast uznać, że Platforma własnymi rękoma i ku własnym problemom sondażowym wzięła polityczny ciężar na własne barki, załatwiła tę sprawę raz na zawsze, PiS nie dość, że w kampanii wyborczej roku 2015 z podniesienia wieku emerytalnego zrobił jeden z głównych tematów, a z zapowiedzi powrotu do 60/65 – jedną z głównych obietnic wyborczych, to po wyborczym zwycięstwie wcielił tę zapowiedź w życie. I na każdą wzmiankę, że inni pracują dłużej i że warto by może zastanowić się nad tym, by coś z tym zrobić, reaguje niczym byk na widok czerwonej płachty. Najnowsza taka historia to napompowana do granic bólu i zdrowego rozsądku – zdroworozsądkowa notabene – wypowiedź byłego członka RPP i Rady Gospodarczej o tym, że wiek emerytalny powinno się podnieść – obwołana natychmiast tajnym planem opozycji, który ta wcieli w życie, jak tylko dojdzie do władzy. I nie ma tu znaczenia, że Grabowski nie jest politykiem ani nawet doradcą partyjnym, że jeśli z kimś był kiedykolwiek jakkolwiek politycznie związany, to z prawicową AWS, której częścią był poprzednik PiS – Porozumienie Centrum, że został wybrany do RPP głosami m.in. Jarosława Kaczyńskiego, Adama Bielana czy Tadeusza Cymańskiego, a w Radzie przy Tusku zasiadał razem z Mateuszem Morawieckim. Jego pogląd stał się tematem politycznego wzmożenia.
Ale nie pierwszy to przypadek, gdy jakaś propozycja albo choćby wypsnięcie się komuś niepopularnej prawdy spotykają się natychmiast z histeryczną reakcją. Są obracane na wszystkie sposoby, by dokuczyć przeciwnikowi i – w konsekwencji – zdusić w zarodku debatę nad zmianą stanu rzeczy. O tym, czy 500+ dostawać powinni wszyscy – nie dyskutujemy; o tym, czy wprowadzić odpłatność (oczywiście kredytowaną i spłacaną po osiągnięciu wysokiego poziomu zarobków) za, przynajmniej najbardziej atrakcyjne, kierunki studiów - nie dyskutujemy. Rozmowa o współodpłatności za usługi zdrowotne została zduszona w zarodku, Trzynasta emerytura została wbita w system nieusuwalnie i już nikt nie ma śmiałości powiedzieć, że nie tędy droga do poprawy bytu seniorów. Wieku emerytalnego służb mundurowych nikt nie ma odwagi ruszyć od lat. O tarczy inflacyjnej na żywność wszyscy wiedzą, że w praktyce nie działa, a budżet kosztuje ogromne pieniądze – ale jest przedłużana na kolejne miesiące przy milczącej zgodzie wszystkich sił politycznych. Takich raf i rafek w polskiej rzeczywistości jest mnóstwo, a politycy starannie je od lat omijają, żeby tylko nie wystawić się na strzał i nie dostawać jego odłamkami podczas kolejnych kampanii wyborczych.
Mocno to wszystko ogranicza nasze szanse rozwojowe i europejską konkurencyjność. Coraz częściej okazuje się, że choć wciąż rozpędzeni, jesteśmy mijani przez mniejsze, zwrotniejsze, mniej rozpopulizowane kraje, które nie boją się wdrażać trudnych reform. I niestety, nie mam tu nadziei na jakiś przełom. Polska debata publiczna kilka lat temu porzuciła paradygmat liberalny na rzecz paradygmatu socjalno-populistycznego. Wszyscy obiecują podatki niższe, a świadczenia wyższe. Wiek emerytalny ma być niezmienny, a ochrona zdrowia doskonała i darmowa. Zarobki nauczycieli mają rosnąć, ale pensum - maleć. Rolnicy mają płacić symboliczny KRUS, ale politycy zgodnie podwyższają im właśnie wysokość świadczeń do poziomu bliskiego minimalnej emeryturze z ZUS. Mówią to właściwie wszyscy, zgodnie i chóralnie, zarzucając sobie nawzajem, że albo już prowadzą kraj ku katastrofie, albo – jak przejmą władzę – to do tej katastrofy doprowadzą. A realia coraz bardziej wskazują na to, że obiecywane przed laty wyskoczenie z pułapki średniego dochodu okazuje się marzeniem mało realnym. Miała być spirala wzrostu – zamiast niej mamy spiralę populizmu, która oby nie okazała się spiralą (ekonomicznej i rozwojowej) śmierci.
Konrad Piasecki – dziennikarz radiowy i telewizyjny, historyk. Prowadził wywiady w radiu RMF FM w audycji "Kontrwywiad RMF" oraz w Radiu ZET w audycji "Gość Radia ZET". Przez 10 lat był gospodarzem programu "Piaskiem po oczach". W 2015 roku został "Dziennikarzem Roku" miesięcznika "Press". Na antenie TVN24 Konrad Piasecki prowadzi również programy "Rozmowa Piaseckiego" i "Kawa na ławę".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Mizerski/TVN