Strach zajrzał rządzącym w oczy. Po raz pierwszy od siedmiu lat PiS stanął w obliczu problemów, których rozwiązanie wymagać może kroków ostrych, bolesnych i ciężkich do wytłumaczenia wyborcom. W rządzie i okolicach trwają nerwowe narady, jak poukładać przyszłoroczne finanse i jak w tej, coraz trudniejszej sytuacji, zachować szanse na wygranie przyszłorocznych wyborów.
Publikujemy kolejny z serii komentarzy naszego dziennikarza i komentatora Konrada Piaseckiego w cyklu "Perspektywa Piaseckiego".
Na pytanie: "kiedy będzie dobrze", PiS może dziś powtarzać, niczym modelowy pesymista: "już było". Czasy hossy, pęczniejącego budżetu, taniego pieniądza i snucia planów kolejnych wydatków odchodzą, i to na długie lata, do przeszłości. A nastroje wśród tych, którzy mają za zadanie dopinanie finansów państwa, robią się coraz bardziej minorowe. "Katastrofy jeszcze nie ma, paniki też nie, ale sytuacja jest naprawdę poważna. Musimy zacząć tonować oczekiwania, wystudzić nastroje, przekonać ludzi, że ponoszenie kosztów wojny jest nieuniknione, bo może być naprawdę trudno" – mówią dziś ci, którzy zdają sobie sprawę z tego, jaka jest kondycja budżetu, a zarazem umieją zdjąć z twarzy na chwilę maskę programowego optymizmu. Bo tego optymizmu, tego propagandowego zaśpiewu o tym, jak to jesteśmy "silni, zwarci i gotowi", jest wciąż tyle, że wylewa się uszami. Ci, którzy, jak niżej podpisany, mniej czy bardziej mgliście, pamiętają końcówkę czasów gierkowskich, mogą mieć dziś poczucie deja vu, wrażenie przypominania sobie tego stanu, w którym już wszyscy widzą, że jest źle, i już niemal każdy, zaglądając do kieszeni, portfela, w rachunki czy na konto czuje, że żyje mu się ciężej i że nadchodzi czas zaciskania pasa, ale jeszcze rozkręcona i naoliwiona publicznym groszem maszyna propagandy kręci się pełną parą i mnóstwo tej pary trafia w gwizdek. A ten, niespecjalnie zważając na skrzeczącą rzeczywistość, gwiżdże i pieje z zachwytu nad przemyślnością decydentów, jeszcze głosi, jak to Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej, jeszcze próbuje przekonywać, że świat nam zazdrości wszystkiego i tylko złe media prywatne i opozycja nie chcą tego dostrzec, kłody pod nogi rządowi rzucając.
Epokę Gierka historia zapamiętała jeszcze z jednego powodu: długów, które po sobie zostawiła. I przed taką perspektywą stoi dziś ekipa Kaczyńskiego i Morawieckiego. To jest ten czas, który od początków rządów PiS wieszczyli liberalni ekonomiści, przewidując, że prędzej czy później pęczniejące od kolejnych "plusów" wydatki państwa nie wytrzymają swobodnej twórczości legislacyjno-socjalnej PiS. Uczciwie trzeba powiedzieć – tak jak w pierwszych latach rządzenia PiS-owi sprzyjało szczęście i gospodarcza hossa, tak od 2020 wali się im na głowę prawie wszystko, co zwalić się może. Pandemia, która zamroziła sporą część gospodarki, podłamała też solidnie finanse państwa, a gdy już trochę wyszliśmy na prostą, zaczęła się wojna, kryzys gospodarczy i energetyczny. Do tego wszystkiego dołączyła też inflacja, której rządzący początkowo przyglądali się z cichą sympatią i nieszczególnie ją dusili, a potem wyrwała im się spod jakiejkolwiek kontroli. Ale gdyby wszystkie te hiobowe wieści i cierpienia trafiły na kraj mający solidną "poduszkę" finansową i rządzących, którzy potrafią szybko zmienić politykę i zacząć umiejętnie zaciskać pasa, ból byłby bez porównania mniejszy, a perspektywy znacznie bezpieczniejsze. Tymczasem Polska, rynek wszak wciąż postrzegany jako raczej wschodzący niż wielki, solidny i stabilny, trafia w czas gospodarczej zawieruchy światowej z wysoką inflacją, marną reputacją, wizerunkiem kraju przyfrontowego i politycznie nie całkiem pewnego. A w dodatku, z bliżej nie znanych światu powodów, niesięgającego po pieniądze, które leżą w Brukseli i nań czekają.
Polska stanęła dziś w obliczu sytuacji, w której przyszły rok (a być może również lata kolejne) będzie crash-testem kondycji budżetowej i rynkowego wizerunku państwa i ekipy rządzącej. Potężniejące wydatki socjalno-wojskowo-energetyczne coraz trudniej jest finansować, a w następnych miesiącach znalezienie na rynku tych, którzy będą chcieli pożyczać nam pieniądze, może okazać się tak potwornie trudne, że przekonanie inwestorów, by uwierzyli Polsce, będzie wymagało oferowania im oprocentowania ocierającego się o absurd. Dlatego w ciszy rządowych gabinetów zaczęły powstawać plany awaryjne, zakładające cięcie wydatków i szukanie dochodów. Na pierwszy ogień pójść ma – co ujawnił w "Rozmowie Piaseckiego" szef PFR Paweł Borys - tarcza antyinflacyjna. Bardzo droga i nie bardzo skuteczna. Potem mogą pojawić się ograniczenia w tarczach energetycznych czy węglowych i obciążenia firm energetycznych. Następne na liście, choć raczej w sytuacji absolutnie dramatycznej, są cięcia w emerytalnych 13. i 14. Kryzys zmiękczył też absurdalny upór rządzących w sprawie pozyskania pieniędzy unijnych. Nawet sam prezes zaczął przebąkiwać o "elastyczności", którą co prawda chciałby pokazać w następnej kadencji, ale bardziej "gołębia" część PiS-u tłumaczy mu, że czekanie nie ma sensu i przekonuje, by prezes swą giętkość objawił raczej lada tydzień niż lada rok. Bo bez niej szanse, że będzie cokolwiek pokazywał, rządząc, a nie zasiadając w ławach opozycji, są dramatycznie mniejsze. W obozie władzy zaczyna rozlewać się dziś przekonanie, że pieniądze z KPO i perspektywa otrzymania środków z unijnego budżetu mogą stać się "być albo nie być" przyszłości finansowej Polski, a i PiS-u przy władzy. Brukselskie wsparcie nie tylko pomogłoby bowiem złotemu, ale i podreperowało wizerunek Polski, sprawiło, że inwestorzy spojrzeliby na nią łaskawszym okiem. Świetnie rozumie to – nota bene – Viktor Orban, który zmaga się z jeszcze potężniejszymi kłopotami i który ratując się, nie tylko skrzętnie zaczyna wykonywać oczekiwania Brukseli, ale nawet deklaruje, że jest gotów pomyśleć o zastąpieniu forinta euro, co dla naszych rządzących jest tyleż nieprzyjemnym zdziwieniem, co dopingiem do tego, by w walce o pieniądze z KPO, ale też koszty zdobywania pieniędzy, nie pozostać na szarym, smutnym, europejskim końcu.
Konrad Piasecki – dziennikarz radiowy i telewizyjny, historyk. Prowadził wywiady w radiu RMF FM w audycji "Kontrwywiad RMF" oraz w Radiu ZET w audycji "Gość Radia ZET". Przez 10 lat był gospodarzem programu "Piaskiem po oczach". W 2015 roku został laureatem tytułu "Dziennikarza Roku" miesięcznika "Press". Na antenie TVN24 Konrad Piasecki prowadzi również programy "Rozmowa Piaseckiego" i "Kawa na ławę".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Mizerski/TVN