Przyznaję, jestem maniakiem. Z maniakalną monotonią powtarzam: Polska potrzebuje porządnych mediów publicznych. W Polsce funkcjonują, z małymi wyjątkami, jedynie media prywatne i państwowe. Rząd gotowy jest wybaczyć swoim mediom brak zysku, ale nie wybaczy nieposłuszeństwa. Media państwowe muszą spełniać wolę rządu, czyli kłamać, jeśli właściciel, czyli ugrupowanie akurat rządzące, uzna to za potrzebne. Nazywa się to prezentowaniem polityki ugrupowań będących u władzy, a mówiąc wprost jest uprawianiem prorządowej propagandy. Dlatego właśnie dobro demokracji wymaga istnienia mediów publicznych. Nie tylko prywatnych, nie tylko państwowych, lecz publicznych.
Media państwowe, w przeciwieństwie do publicznych, i to jest rozróżnienie ważne, nie powinny być nudne. W Polsce telewizja państwowa, tak jak telewizje prywatne, szczyciła się wysoką oglądalnością i poza uprawianiem propagandy robiła to, co robią prywatne stacje komercyjne: zabawiała i na tym zarabiała. A zabawiała widzów plotkami z życia lokalnych i światowych celebrytów, mogli nimi być, jeśli Kurski miał taki kaprys, nawet sławni politycy, bo w zamian dodawali takiemu dziennikarstwu powagi. Jednak pod tym względem najlepsi są aktorzy sławni, bo grają w popularnych serialach, albo członkowie panujących rodzin. Tu zaczynamy wchodzić w szczegółowe rozróżnienie między tym, co państwowe, i tym co publiczne.
Wiadomo, że to, co państwowe, nie zawsze realizuje nasz wspólny interes, choć czasem to się zdarza. Media publiczne są powołane po to, by ten interes realizować, choć nie zawsze to robią. Jak to w życiu. Żeby to robiły, konieczna jest niezależność polityczna i stabilność finansowa. Politycy dokładnie wiedzą, o co mi idzie pod jednym i pod drugim względem. Niezależność polityczną osiąga się przez ograniczenie wpływu organów politycznych na kształtowanie władz telewizji publicznej, a stabilność finansową przez uniezależnienie budżetu telewizji publicznej od koniunktur politycznych. Pani Hanna Wróblewska, minister kultury i dziedzictwa narodowego, opisała obecną sytuację TVP jako próbę jej "zagłodzenia". Jak rozumiem idzie jej o to, żeby w przyszłości do czegoś takiego dojść nie mogło. Mówiła też o trwających obecnie pracach nad nową ustawą medialną. Zobaczymy, czy nowe prawo spełni te oczekiwania.
Do niedawna wydawało mi się, że jestem ostatnim maniakiem zainteresowanym istnieniem mediów publicznych. Na szczęście nie jest tak źle. Jest nas więcej, niż myślałem, lecz nikt na nasze pojękiwania nie zwracał uwagi. Przechodziły bez echa, bo inne media - w tym telewizje państwowe i prywatne - zajęte były zabawianiem publiczności. Tak sobie to tłumaczę, ale powody tej obojętności mogą być zupełnie inne - niewynikające z potrzeby zabawiania. Warto o tym porozmawiać. Do tego też nawołuję z maniakalną monotonią.
W ostatnich miesiącach mądrze pisał o telewizji publicznej Eugeniusz Smolar, powołując się na doświadczenia BBC, gdzie był szefem polskiej sekcji. O tym, jak funkcjonuje telewizja publiczna w krajach skandynawskich, pisały - niezrażone obojętnością kolegów dziennikarzy – korespondentki z tych krajów, a to oznacza, że w naszym fachu trafiają się wciąż pozbawieni instynktu samozachowawczego osobniczki i osobnicy, dla których robota w portalu Pudelek nie jest wymarzoną karierą. I to mi się podoba. Chociaż - przyznaję - moje upodobania związane są ze starczą skłonnością do zrzędzenia.
Ostrzegam, że będę dawał tej maniakalnej skłonności upust w najbliższych tygodniach. Mam zamiar pisać o książkach, których nikt nie czyta, o ludziach, których zna mało kto, i sprawach zapomnianych, bo nie dotyczą cierpień straszliwych, doznawanych przez kwiat naszego narodu. Jak wiadomo, traumy te były w szczególności udręką pokoleń uformowanych w czasach, kiedy swoje plany realizował Leszek Balcerowicz. Jeśli chodzi o telewizję, to wystarczyło, że nie było w niej Urbana.
Musiało upłynąć 35 lat, byśmy poczuli, że rozważanie różnic między telewizją państwową i publiczną ma sens.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24