Dla obu stron politycznej barykady pieniądze z KPO stały się jednym z kluczowych argumentów na czas kampanijnej rozgrywki o następną parlamentarną większość. Rządzący wiedzą, że dla wielu wyborców zdobycie (a zwłaszcza niezdobycie) tych miliardów euro będzie niczym papierek lakmusowy ich skuteczności, sprawczości i unijnych intencji. Opozycja, widząc z kolei bezradność PiS w zwarciu z Brukselą, może stawiać się w roli tych, którzy obiecają (i tę obietnicę rzeczywiście łatwo im będzie spełnić) załatwienie pieniędzy dla Polski.
"Perspektywa Piaseckiego" - cykl, w którym publikujemy komentarze naszego dziennikarza Konrada Piaseckiego.
Hektolitry atramentu i tuszu w tonerach nie wystarczyłyby na opisanie wszystkich działań PiS i Solidarnej Polski, które miały służyć przejęciu kontroli nad polskim sądownictwem. Rewolucja w Krajowej Radzie Sądownictwa, zmiany w Sądzie Najwyższym, nowy system dyscyplinarny, obsadzanie sądów zaufanymi ludźmi, kampanie wieszające na sędziach psy za bycie "nadzwyczajną kastą", zawieszenia kolejnych niepodobających się władzy sędziów… A wszystko to pod szczytnymi hasłami "naprawy" i "przywrócenia sprawiedliwości"…
Przez lata Komisja Europejska i unijne trybunały, próbujące jakoś temu wszystkiemu przeciwdziałać, a potem karać Polskę za lekceważenie ich napomnień, natrafiały ze strony obozu rządzącego na wzruszenie ramion i granie na nosie. I tak by pewnie to sobie trwało, gdyby nie potężny taktyczny – z punktu widzenia polityki PiS - błąd ze strony Mateusza Morawieckiego. Jego zgoda na wprowadzenie w życie zasady "pieniądze za praworządność" okazała się być czymś w rodzaju włączenia czasomierza w bombie zegarowej. Gdy nadeszła pora zemsty za lata upokorzeń, fundowanych Komisji Europejskiej przez rząd PiS i gdy nadarzyła się okazja, żeby wszystko to, czego nie udawało się załatwić prośbą, groźbą, negocjacją i karą wymusić postawieniem pod ścianą i namalowaniem wizji utraty miliardów – Komisja bez pardonu wykorzystała okazję. I zaczęła rządzących grillować na potęgę. I to w sytuacji, gdy ci zdążyli już ogłosić, jak wielki sukces odnieśli, zdobywając dla Polski setki miliardów złotych i w autoreklamiarskim zadęciu opowiadać o nowym planie Marshalla, który powstał przy niebagatelnym udziale Mateusza Morawieckiego.
Takie peany na własną cześć lubią, niczym niewykorzystane okazje w tyradach piłkarskich komentatorów, się mścić. I się zemściły. Bo ten sam premier, który opowiadał o Marshallu, potem zaczął opowiadać o tym, że pieniądze z KPO to nic takiego znowu ważnego, ale i w tej narracji nie był konsekwentny, bo teraz mówi, że jednak trzeba tę kasę zdobyć i coraz bardziej sprawia wrażenie człowieka, który jest gotów na wiele, byle tylko móc ogłosić w tej sprawie sukces.
Nie ma sensu udawać, że w całej sprawie nie ma, oprócz zasad i emocji, także i polityki. Tak jak dla PiS wydobycie pieniędzy jest nieomalże politycznym "być albo nie być" przy władzy, tak dla europejskich komisarzy trzymanie polskiego rządu w niepewności, stawianie mu twardych warunków i obserwowanie, jak się poci w próbach ich spełniania – jest sposobem na zamanifestowanie, że lekceważenie Komisji i unijnych zasad może być cholernie kosztowne. I że współpraca z rządem, który "lekce sobie waży" wspólnotowe reguły, może być dla tegoż rządu cholernie trudna. Pewnie, że przy okazji Komisja sygnalizuje też, że rządy eurosceptyków i unijnych narzekaczy nie są dla większości innych rządów bardzo w smak. Ale ma za sobą demokratycznie wybrany Parlament Europejski i wyznaczające komisarzy demokratycznie wyłonione rządy, więc wbrew temu, co mówi nieustająco PiS, czuje za sobą siłę unijnej większości i jej, a jakże, demokratycznego mandatu.
PiS ma od groma i ciut ciut przesłanek, by o załatwienie sprawy KPO powalczyć. Oprócz polityki to też kwestia gospodarki i stanu polskich finansów. Ostatnie tygodnie nie były dla rządzących szczególnie łaskawe. Rynki testowały ich skłonność do wysokiego oprocentowania obligacji, dziura w przyszłorocznych finansach ziała coraz większą czernią, złoty słabł, a inflacja nie chciała spadać. I choć dołek udało się im jakoś przejść i trochę odbić od jego dna, widać wyraźnie, że strumień pieniędzy unijnych szalenie by się i złotemu, i opinii o Polsce, i zapewnieniu rządzącym spokoju na różnych frontach – bardzo przydał.
Problem w tym, że węzeł gordyjski, jaki spletli swymi decyzjami w obszarze sądownictwa, jest potwornie trudny do rozplątania. Zmiana sądownictwa dyscyplinarnego to jedno. Ale kwestia traktowania sędziów nominowanych z udziałem nowej KRS jest kwestią o niebo bardziej istotną i wrażliwą. Kwestionowanie ich statusu może przyprawić sądy, te działające na poziomie okręgowym czy rejonowym, o spore perturbacje. A nie zapominajmy, że KRS wciąż wskazuje i awansuje nowych sędziów. Należałoby się więc cofnąć, rozwiązać KRS i wrócić do starego trybu jej wyłaniania. Ale to dla rządzących byłby już odwrót na całej linii, a nie tylko kawałku frontu. Już nawet opozycja, przy okazji KPO, nie wraca do tego tematu, uznając go za zbyt skomplikowany do szybkiego załatwienia. Ale i nad nią, w razie przejęcia władzy, pytanie, co zrobić z neosędziami – zawiśnie.
Intuicja podpowiada mi, że załatwienie kamienia milowego praworządności będzie szalenie trudne i możliwe tylko, jeśli PiS schowa do kieszeni szabelki, którymi wywija na wszystkie strony, podkuli pod siebie ogon, stuli uszy i z białą flagą w ręce zacznie pokornie spełniać oczekiwania Komisji i żądania opozycji. Bez tego – ani nie zbierze sejmowej większości, ani nie będzie mogło pokazać niczego Brukseli. Partia Jarosława Kaczyńskiego będzie więc musiała skalkulować, co bardziej opłacalne – mieć sukces w relacjach z Brukselą i pieniądze, ale przegrać bitwę o sądy i być może stracić solidarno-polskiego koalicjanta, czy machnąć ręką, i na Komisję, i na pieniądze i opowiadać w kampanii o złej Unii, co krzywdzi Polskę. Wybór to trudny, a decyzja, jak zawsze w PiS, w rękach jednego człowieka. Co czyni i koniec tej historii, i całą polską politykę od paru lat trudną do przewidzenia i wykalkulowania.
Konrad Piasecki – dziennikarz radiowy i telewizyjny, historyk. Prowadził wywiady w radiu RMF FM w audycji "Kontrwywiad RMF" oraz w Radiu ZET w audycji "Gość Radia ZET". Przez 10 lat był gospodarzem programu "Piaskiem po oczach". W 2015 roku został "Dziennikarzem Roku" miesięcznika "Press". Na antenie TVN24 Konrad Piasecki prowadzi również programy "Rozmowa Piaseckiego" i "Kawa na ławę".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Piotr Mizerski/TVN