W Wilnie na szczycie NATO nie powiedzieli Ukraińcom, kiedy ich przyjmą do tego najpotężniejszego w historii świata sojuszu wojskowego. Jakkolwiek nie czuję się wyjątkowo biegły w rozgryzaniu politycznych zagrywek na globalnej szachownicy, to nie czułem się zaskoczony. Nawet więcej, uważam, że tylko wariat mógł mieć nadzieje, że padnie jakaś data, zamiast ogólnikowych zapewnień w stylu: "przyszłość Ukrainy jest w NATO".
Prezydent Biden wywołał niesmak u jednostek o nastawieniu idealistycznym, kiedy na kilka dni przed spotkaniem kierownictwa NATO w Wilnie powiedział szczerze, że nie widzi Ukrainy w NATO. A ja się pytam: Co miał powiedzieć? Że widzi? Że lepiej by było, gdyby zaczął składać optymistyczne obietnice wiedząc, że ich nie dotrzyma?
Wtedy dopiero wyszedłby na słabeusza, albo na naiwniaka, którego nikt się nie boi albo - co gorsze - nikt nie słucha. Przypomniała mi się przy tej okazji rozmowa Mikołajczyka z Andersem. Czytałem o niej we wspomnieniach Andersa. W tej rozmowie Anders usiłował wybić Mikołajczykowi z głowy pomysł wejścia do Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. "Popełnia Pan nie tylko wielki błąd, (...) ale wyrządza Pan krzywdę sprawie polskiej" - perswadował Anders Mikołajczykowi, a Mikołajczyk na to : "Myli się Pan, generale, (...) jestem głęboko przekonany, że przyczynię się do tego. że Polska zachowa niepodległość. Mam obiecaną pomoc Prezydenta Roosevelta i premiera Churchilla". Churchill - jak to w życiu - miał w tym przekonywaniu swój interes, bo chciał kosztem polskich ustępstw obłaskawić Stalina i pozbyć się kłopotu z upartymi Polakami, którzy bronili się przed zgodą na przyjęcie tak zwanej linii Curzona jako wschodniej granicy.
Nie mam wszelako zamiaru wskazywać, kto w tej rozmowie gorzej wygląda, bo łatwo to robić dziś, wiedząc, jak się sprawy potoczyły. Wtedy chwytanie się każdej, nawet wątłej nadziei, było czymś naturalnym. Szczególnie, że argumentacja Mikołajczyka wskazywała na przebiegłość pozbawionego złudzeń polityka. Przewidywał on, że Rosja "...na długie lata będzie rządziła w Europie Wschodniej" i będzie chciała mieć "przyjazny sobie naród polski". Wedle Mikołajczyka: "Tę przyjaźń możemy dać Rosji tylko my, a nie Bierut z Komitetem". Do tego momentu argumentacja brzmi sensownie. "Rosja przekona się po wyborach, kto ma prawdziwe wpływy w Polsce".
Dopiero to ostatnie zdanie wskazuje na pewną staroświecką naiwność Mikołajczyka, który wierzy w uczciwe wybory w radzieckiej strefie wpływów.
Wróćmy jednak do spotkania NATO w Wilnie. Mam wrażenie, że Zełenski - jak się to dziś modnie mówi - porządnie "odrobił lekcję" nowoczesnej polityki.
Nie wykazuje staroświeckiej naiwności à la Mikołajczyk. Najpierw podbija stawkę mówiąc, że brak jasnych obietnic członkostwa Ukrainy w NATO jest "bezprecedensowy i absurdalny". Kiedy jednak orientuje się, że to, czego żąda, jest nieosiągalne, spuszcza z tonu. Z zadowoleniem przyjmuje obietnicę szybkiej ścieżki do członkostwa, kiedy tylko wojna z Rosją się skończy. A kiedy to będzie - Bóg jeden wie!
W ten sposób zyskuje aplauz publiczności jako człowiek nowoczesny i racjonalny. I co najważniejsze - przewidywalny. Nie popełnia zatem błędu swego poprzednika Wiktora Juszczenki, który w Bukareszcie w roku 2008 czerwony z wściekłości na wiadomość, że członkostwo jego kraju w NATO odpływa w bezterminową dal zamiast zadowolić się obietnicami, odwołał dziękczynną konferencję prasową.
Bo trzeba wiedzieć, że świat cywilizowany nie lubi rozhisteryzowanych dzieci, plujących w złości do talerza z kaszką przygotowaną przez starszych kolegów. Szczególnie zaś nie lubi awanturników.
Opinie wyrażane w felietonach dla tvn24.pl nie są stanowiskiem redakcji.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24