Znowu odszedł. Już drugi raz. Za pierwszym razem żegnałem go na Placu Świętego Piotra, wpatrzony w ogromny telebim. Był 28 lutego 2013 roku. Joseph Ratzinger czekał na płycie lądowiska dla śmigłowców za murami Watykanu. Za chwilę maszyna miała oderwać się od ziemi. Abdykacja papieża - dla ludzi, którzy stali obok mnie ze łzami w oczach - była formą pogrzebu. Już nigdy więcej mieliśmy nie zobaczyć ani nie usłyszeć papieża Benedykta XVI - pisze Jacek Tacik.
70 kardynałów usiadło półkolem w ogromnej komnacie Sala del Concistoro w Pałacu Apostolskim. Spojrzenia wbite w ziemię, przymknięte oczy, niektórzy zanurzeni w półśnie. Benedykt XVI podczas zwołanego konsystorza miał zapowiedzieć trzy kanonizacje. I nic poza tym. Był poniedziałek, 21 lutego 2013. Papież rozłożył kartkę, na której zapisał po łacinie zdania, które wprawiły w osłupienie hierarchów.
W pełni świadom powagi tego aktu, z pełną wolnością, oświadczam, że rezygnuję z posługi Biskupa Rzymu, Następcy Piotra, powierzonej mi przez Kardynałów 19 kwietnia 2005 roku, tak że od 28 lutego 2013 roku, od godziny 20.00, rzymska stolica, Stolica św. Piotra, będzie zwolniona i będzie konieczne, aby ci, którzy do tego posiadają kompetencje, zwołali Konklawe dla wyboru nowego Papieża
Wstrząs dla Kościoła
Barbara Sgarzi, dziennikarka włoskiej agencji ANSA, śledziła transmisję konsystorza w Sala Stampa przy via della Conciliazione. Notatnik wypadł jej z rąk. W przeciwieństwie do kolegów z konkurencji znała łacinę. Kilka minut później media na całym świecie cytowały jej komunikat o rezygnacji Benedykta XVI.
Abdykacja Josepha Ratzingera okazała się wstrząsem dla Kościoła. Ostatni raz papież zrezygnował siedemset lat wcześniej.
Z watykańskiego lądowiska Benedykt XVI poleciał do letniej rezydencji w Castel Gandolfo. Pojawił się jeszcze na balkonie pałacu, żeby pobłogosławić wiernych. I zniknął za ciężkimi zasłonami w głębi budynku.
Papież przestał być papieżem. Izolowany od świata zewnętrznego, a na pewno od mediów, miał prowadzić ciche życie mnicha. Ci, którzy tak mówili, a może i cytowali samego papieża, byli w błędzie.
Śmierć biskupa Rzymu jest końcem epoki. Po żałobie, uroczystym pogrzebie ze światowymi przywódcami, a następnie konklawe, które wybiera nowego papieża, rozpoczyna się czas rozliczeń i oceny dokonań zmarłego. Jego spuścizna, sprawy, którymi się nie zajął, a powinien, porażki i sukcesy są tematami analiz dziennikarzy i historyków. Obrońcą zmarłego, który z naturalnych względów nie ma głosu, najczęściej zostaje jego sekretarz. W przypadku Benedykta XVI było zupełnie inaczej.
"Moja godzina minęła"
Papież emeryt wrócił do Watykanu i zamieszkał w klasztorze sióstr klauzurowych Mater Ecclesiae. Jego pierwsze zdjęcia pojawiły się w gazetach po wyborze Franciszka. Głos zabrał dopiero rok później.
Rozmowę z nim przeprowadził Peter Seewald, watykanista, autor wielu książek, w tym biografii Benedykta XVI. "Ostatnie rozmowy" były próbą wytłumaczenia się ze swoich decyzji lub ich braku, głosem zza kurtyny, już z innego świata.
Było jasne, że muszę podjąć ten krok (abdykować - przyp. red.), i to była najwłaściwsza chwila (...). Moja godzina minęła i to, co mogłem dać, dałem.
Ratzinger podjął decyzję o abdykacji w sierpniu 2012 roku, czyli pół roku przed jej ogłoszeniem: "W chwili, w której dowiaduje się społeczność, kończy się misja, gdyż upada autorytet" – tłumaczył Seewaldowi.
Autorytet – według papieża z Niemiec – to istota papiestwa.
Papież to nie nadczłowiek spełniający swoje zadania samą obecnością, lecz także mający do podjęcia konkretne obowiązki. Jeśli abdykuje, pozostaje w wewnętrznym sensie obarczony odpowiedzialnością, którą przyjął, ale nie urzędem.
"Nikt mnie nie szantażował"
Zaledwie kilka godzin po komunikacie dziennikarki ANSY o abdykacji Benedykta XVI siedziałem w samolocie linii Alitalia do Rzymu. Przeglądałem stare notatki z pontyfikatu Ratzingera. Najwięcej w nich było o aferze Vatileaks i o papieskim kamerdynerze Paolo Gabriele.
Mężczyzna został zatrzymany w 2012 roku. Usłyszał zarzut kradzieży tajnych watykańskich dokumentów - m.in. poufnych listów kościelnych hierarchów do Benedykta XVI i dokumentów ukazujących kulisy działań za Spiżową Bramą, intrygi, przypadki korupcji. Sąd skazał go na półtora roku więzienia. Wyrok odbywał w areszcie Żandarmerii Watykańskiej i w areszcie domowym. Benedykt XVI ułaskawił go po dwóch miesiącach.
Zdrada Gabriele - osoby, która miała bezpośredni dostęp do papieskich komnat i samego papieża - mogła być dowodem anarchii i braku silnego oraz skutecznego przywództwa w Stolicy Apostolskiej. Była przedstawiana jako papieska indolencja i narodziny groźnej opozycji, choć Benedykt XVI winy w niej swojej nie widział.
Benedykt XVI: "Afera związana z Paolo Gabriele to w sumie nieszczęśliwa sprawa. Po pierwsze, to nie moja wina – sprawdziły go kompetentne służby i poleciły na to stanowisko; po drugie – trzeba się liczyć z podobnymi wpadkami. Ale nie wydaje mi się, że popełniłem jakiś błąd".
Gianluigi Nuzzi, włoski dziennikarz, który opublikował dokumenty wykradzione przez Gabriele, zapewniał mnie, że abdykacja nie miała nic wspólnego ze stanem zdrowia papieża, jak sam Benedykt XVI twierdził ("Aby kierować łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha, która w ostatnich miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi" - fragment z oświadczenia Benedykta XVI o abdykacji), a była efektem intryg w Watykanie. Ratzinger miał poddać się presji.
Papież emeryt zaprzeczał:
Nikt mnie nie szantażował. Nie dopuściłbym nawet do tego. Gdyby ktoś próbował, nie doszłoby do abdykacji, ponieważ właśnie wtedy należy zachować pełną swobodę podejmowania decyzji.
Franciszek kontra Benedykt XVI
Zanim Jorge Bergoglio, nowy papież, pojawił się w loggii Bazyliki Świętego Piotra, żeby pokazać się wiernym, sięgnął po słuchawkę telefonu. Odczekał kilka sygnałów. Po drugiej stronie cisza, nikt nie odebrał.
Ratzinger, jak później tłumaczył, siedział w pokoju na kanapie przed telewizorem i czekał na swojego następcę. Telefonu nie słyszał.
Podczas konklawe w 2005 roku, po śmierci Jana Pawła II, Bergoglio miał otrzymać "znaczną liczbę głosów" kardynalskich. Był papabile, czyli kandydatem na papieża. Przegrał jednak ze starszym o dziewięć lat Niemcem.
Różniło ich niemal wszystko. Przeszłość i kraj dorastania. Bergoglio był otwarty, ekstrawertyczny, stawiał na prostotę, która zderzała się z profesorskim, introwertycznym pontyfikatem Benedykta. Argentyńczyk, już po konklawe, nie wyprowadził się ze skromnego Domu Świętej Marty, który pełnił funkcję hotelu dla purpuratów w czasie konklawe. Uznał, że barokowe wnętrza Pałacu Apostolskiego byłyby dla niego aż nadto luksusowe.
Papież emeryt przyglądał się Franciszkowi, który – świadomie lub nie – budował swój pontyfikat na kontrze do poprzednika.
"Znałem oczywiście kardynała Bergoglio, tylko nie myślałem o nim (…). Nie myślałem, że zalicza się do ścisłej czołówki" – zapewniał Benedykt XVI Seewalda. I kontynuował: "Uważam za dobry jego bezpośredni kontakt z ludźmi. Oczywiście zadaję sobie pytanie, jak długo to wytrzyma. Każdej środy dwieście i więcej uścisków dłoni to spory wysiłek. Ale zostawmy to Panu Bogu".
Ratzinger po abdykacji nie usunął się w cień, a przynajmniej niezupełnie. Do końca starał się bronić swojej spuścizny i tłumaczyć decyzje lub ich brak:
Chciałem oczywiście zrobić więcej niż faktycznie mogłem (…). Zamierzałem, ale nie zawsze odnosiłem sukces. Strukturalne i personalne problemy przenikają się wzajemnie, więc pospiesznymi ingerencjami można więcej zniszczyć niż naprawić (…). Miałem świadomość, że właściwie niewiele już mogę dać, ale że byłbym problemem dla Kościoła, tego bym nie powiedział.
Seewald, kończąc rozmowę z papieżem emerytem, zapytał o tekst epitafium, napis umieszczony na nagrobku. Benedykt zawahał się: "Żadne! Jedynie imię".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock