Jeden przyjechał rządową limuzyną w obstawie ochroniarzy BOR, drugi wolał nie rzucać się w oczy i na spotkanie wybrał się własnym samochodem. O kim mowa? - pyta "Fakt" i odpowiada: o ministrze edukacji Romanie Giertychu i urzędującym jeszcze marszałku Sejmu Marku Jurku.
Obaj politycy - według gazety - spotkali się w sobotnie popołudnie w jednej z warszawskich restauracji na obiedzie. Nie usiedli jednak w głównej sali wśród innych gości lokalu, lecz zamknęli się razem w osobnym pokoju. "Fakt" sprawdził, że wynajęcie osobnego lokum kosztuje w tej restauracji 500 zł. Czy ustalenia obydwu polityków były warte tych pieniędzy? - docieka gazeta.
Pisze ona, że Roman Giertych i Marek Jurek stali się nawzajem swoimi zakładnikami. Pierwszy wywołał wojnę o aborcję, która doprowadziła do rozłamu w PiS, drugi zaś ochoczo wypełnił plan podzielenia prawicy i założył własną partię. Teraz jednak obydwaj muszą postanowić, co z tym zrobić dalej. Ich ugrupowania walczą bowiem o ten sam, dość nikły elektorat. Do podziału jest około 5-7 proc. głosów zwolenników radykalnej prawicy. Giertych z Jurkiem albo się dogadają, albo jeden będzie musiał wypaść z gry - ocenia "Fakt".
Źródło: "Fakt"