Prezesi spółdzielni mieszkaniowych utrudniają lokatorom wykup mieszkań za grosze. Szukają kruczków prawnych, żądają dodatkowych opłat i bzdurnych dokumentów, żeby nie oddawać ludziom tego, co do nich należy.
Dlaczego? Bo prezesi spółdzielni, często dawni komunistyczni bonzowie, od lat żerują na lokatorach. Teraz skończy się ich eldorado.
Dzięki nowej ustawie o wykupie mieszkań spółdzielczych, każdy lokator za nieduże pieniądze może stać się pełnoprawnym właścicielem swojego "M". To oznacza koniec wszechwładzy prezesów spółdzielni, którzy dorobili się majątku na krzywdzie płacących wygórowane czynsze lokatorów. I to dlatego komuna ze spółdzielni sabotuje tę ustawę. "Fakt" już zapowiada, że napiętnuje każdego prezesa, który utrudnia wykup mieszkań lokatorom.
Takie sygnały już docierają bowiem już do "Faktu" z całej Polski. Prezesi spółdzielni piętrzą problemy przed mieszkańcami: nie chcą przyjmować podań o wykup mieszkania albo bezprawnie żądają opłat za ich składanie.
Niektóre spółdzielnie odsyłają petentów po dodatkowe zaświadczenia, które rzekomo muszą towarzyszyć składaniu wniosków. W ten właśnie sposób postępuje zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej Bródno w Warszawie. "Żeby złożyć podanie do zarządu o wyodrębnienie własności ze spółdzielni należy z administracji osiedla pobrać dokumenty o stanie zadłużenia lokalu i o metrażu mieszkania" - potwierdza w "Fakcie" jeden z kierowników osiedli Ryszard Kowalski.
Źródło: "Fakt"