"Intencją premiera jest ograniczenie ochrony BOR, którą poprzedni rząd rozbudował w bizantyjskim stylu" – mówi dziennikowi "Polska" Sławomir Nowak, szef gabinetu Donalda Tuska.
Premier, który wręcz ostentacyjnie prezentuje dystans do ochraniających go funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, chciałby mieć większą swobodę. Teraz jest to jednak niemożliwe, bo zgodnie z ustawą o BOR funkcjonariusze biura są zobowiązani do zapewnienia mu ochrony przez całą dobę i nikt nie może ich z tego obowiązku zwolnić, nawet premier.
Według informacji gazety, niedawno doszło nawet na tym tle do spięcia między oficerami BOR a premierem, który chciał spędzać wolny czas bez ich asysty. Ze względu na opór borowców okazało się to niemożliwe. Tusk miał się wówczas odgrażać, że jeśli nadal będą mu się narzucać, to w ogóle zrezygnuje z ochrony.
Taką możliwość dałaby mu zmiana przepisów w ustawie o BOR, którą na prośbę premiera ma się zająć Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Gdy wejdą w życie, każda osoba objęta ustawową ochroną BOR zyskałyby możliwość czasowego zrezygnowania z niej. W jaki sposób i na jak długo, nie wiadomo, bo prace jeszcze się nie rozpoczęły. Prawdopodobnie osoba objęta ochroną musiałaby za każdym razem pisać wniosek do szefa MSWiA o usunięcie obstawy w zaproponowanym czasie.
Do pomysłu sceptycznie odnoszą się funkcjonariusze BOR. "Ludzie z rządu nie zdają sobie sprawy z konsekwencji wprowadzenia takiego zapisu. Za cenę zyskania uznania w oczach wyborców narażają się na niebezpieczeństwo" – mówi "Polsce" anonimowo jeden z wysokich rangą funkcjonariuszy biura.
Obawy borowców są uzasadnione. Pięć lat temu podczas zakupów zasztyletowana została szwedzka minister spraw zagranicznych Anna Lindh. "Gdyby towarzyszył jej choćby jeden ochroniarz, żyłaby do dziś" – argumentuje oficer BOR.
Podobne zdarzenie, choć nie tak tragiczne w skutkach, zdarzyło się też w Polsce. Kilka lat temu, za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, do gabinetu szefa jego kancelarii Ryszarda Kalisza wtargnęła niezrównoważona psychicznie kobieta, która chciała spotkać się z Kaliszem. Gdy sekretarka odmówiła, rzuciła się na nią z nożem. Tragedii zapobiegł oficer BOR, który obezwładnił napastniczkę, odnosząc przy tym rany.
Dlatego były dowódca BOR gen. Grzegorz Mozgawa uważa, że zmiany powinny być dobrze przemyślane. Mogą wprowadzić niepotrzebny chaos. Bo co się stanie, jeśli wniosku premiera nie zaakceptuje szef MSWiA, a premier się uprze? Problem nie tkwi w przepisach, ale w ich odpowiednim stosowaniu. Potrzebna jest zmiana mentalności polityków, którzy powinni wreszcie zacząć traktować BOR jako służbę państwową, a nie prywatną.
Niechęć premiera Tuska do ochrony nie jest niczym nowym. Niektórzy jego poprzednicy też próbowali z niej rezygnować. Premierowi Mazowieckiemu prawie się udało. Sądził, że na wakacje wyjechał jedynie w towarzystwie przyjaciół. Mylił się – w tym samym ośrodku zameldowali się oficerowie BOR, którzy za premierem wypływali w kajaku nawet na środek jeziora.
Źródło: "Polska", APTN