Punkty karne będą się anulować po roku, a nie po dwóch, a na płatnych kursach wciąż będzie można skasować sześć punktów raz na pół roku. Takie zmiany chce wprowadzić rząd, mimo że niedawno sam zaostrzył przepisy ruchu drogowego. Eksperci mówią jasno: na drogach znowu zrobi się bardziej niebezpiecznie.
Dwa ostatnie lata okazały się wyjątkowo dobre pod względem poprawy bezpieczeństwa na polskich drogach. W 2022 roku, pierwszy raz w historii, w wypadkach zginęło mniej niż 1900 osób. Pierwszy kwartał tego roku pokazuje natomiast, że w tym zakresie nastąpiła jeszcze większa poprawa. To głównie efekt wprowadzonych niedawno zmian: znacznych podwyżek mandatów i kar za przekroczenie prędkości, przedłużenia do dwóch lat okresu, po którym anulują się punkty karne oraz nadania pieszym zbliżającym się do przejścia przez jezdnię bezwzględnego pierwszeństwa.
To fundamentalne zmiany, które miały sprawić, że polskie drogi przestaną być jednymi z najbardziej niebezpiecznych dróg w całej UE. Pozytywne efekty dało się zaobserwować bardzo szybko.
Jak wynika ze wstępnych danych Komendy Głównej Policji, w okresie styczeń-marzec 2023 r. w Polsce było o 5,1 proc. mniej wypadków niż w analogicznym okresie poprzedniego roku.
- Jeszcze większy spadek widać we wskaźniku, który ma największe znaczenie – liczba ofiar śmiertelnych wypadków drogowych była mniejsza o blisko 14 proc. (366 zabitych w I kwartale tego roku, 424 zabitych w porównywalnym okresie 2022 r.). Mniej o 4 proc. było rannych (4490 w I kwartale tego roku, 4688 w analogicznym okresie 2022 r.) - podaje portal o bezpieczeństwie ruchu drogowego brd24.pl.
Tymczasem w parlamencie pojawiły się niespodziewanie przepisy, które mogą zatrzymać korzystny trend. Nowe regulacje, zatwierdzone w czwartek przez Senat, częściowo przywracają sytuację prawną sprzed 2022 r. Chodzi o skrócenie z dwóch lat do roku czasu, po którym anulują się punkty karne oraz o podtrzymanie możliwości skasowania punktów na płatnych kursach.
– Był rok, wydłużyliśmy do dwóch i teraz zmiana przewiduje ponowne skrócenie do roku. Wynika to też z naszych analiz, które jasno wskazują, że odsetek kierowców którym to grozi, jest dość niewielki. Mamy wszelkie powody, żeby przypuszczać, że to są właśnie zawodowi kierowcy, którzy popełniają wykroczenia, a te są bardziej związane z częstotliwością, niekoniecznie z tym, że to są bardzo poważne naruszenia prawa, niż z tym że to są faktycznie piraci drogowi. Wydaje się, że to jest racjonalny kierunek zmian. To jest coś, co nie obniży bezpieczeństwa na drogach, a pomoże tym, którzy w ten sposób zarabiają na życie. Dla takiej osoby brak prawa jazdy to jest po prostu brak możliwości zarobkowania – tłumaczył w Senacie minister cyfryzacji Janusz Cieszyński.
Zatrzymane prawo jazdy - po okresie, na który zostało zatrzymane - będzie zaś zwracane automatycznie, nie będzie trzeba składać wniosku.
Senat nie poparł też jednej z proponowanych poprawek - by usunąć z nowelizacji możliwość uczestniczenia kierowców w odpłatnych szkoleniach pozwalających na zredukowanie sześciu punktów karnych. W kwietniu taką propozycję przegłosowała sejmowa komisja infrastruktury. Oznacza to, że nadal z tego rozwiązania - maksymalnie raz na pół roku - będą mogli korzystać kierowcy, którzy mają prawo jazdy od co najmniej roku.
Wiceszef sejmowej komisji infrastruktury Jerzy Polaczek odnosząc się do tych przepisów podkreślił, że zmiana ta może wydać się kontrowersyjna.
"Przede wszystkim nie zmienia ona jednak tych podstawowych fundamentów, na których - w przyjętych także wcześniej nowelizacjach - zostało oparte bezpieczeństwo ruchu drogowego" - zaznaczył, doprecyzowując, że chodzi m.in. o przepisy dotyczące tzw. jazdy na suwak, ujednolicenia limitów dopuszczalnej prędkości w obszarze zabudowanym w dzień i w nocy, czy jazdy w bezpiecznej odległości od poprzedzającego pojazdu. "To przynosi efekty, a nowi kierowcy uzyskujący dokument upoważniający do kierowania pojazdem podczas kursów mają prezentowany już rzeczywisty stan prawny, który jest zdecydowanie bardziej surowy dla popełniających wykroczenia drogowe niż jeszcze dwa lata temu" - dodał.
Jego zdaniem kursy reedukacyjne - jeśli są realizowane nie częściej niż raz na pół roku - są jednym z wielu narzędzi, które służą tworzeniu trwałych, bezpiecznych nawyków u uczestników ruchu.
W czwartek Senat przyjął również kilka poprawek mających poprawić bezpieczeństwo pasażerów w taksówkach na aplikację. Chodzi m.in. o bardziej precyzyjną weryfikację kierowców.
Ustawa wróci teraz do Sejmu.
Konieczne zmiany w prawie pracy
- Już w kwietniu pisaliśmy w tej sprawie do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka. Obecne przepisy dawały zerojedynkową sytuację: albo dostosujesz się do przepisów ruchu drogowego i nie łapiesz punktów karnych, albo nie ma cię na drodze przez 2 lata. Nie było żadnego wyjątku. Ministerstwo chwaliło się poprawą bezpieczeństwa na polskich drogach na Kongresie Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego w Krakowie. Argumentowało, że terapia szokowa zadziałała, że policjanci dostali wreszcie narzędzie do ręki, aby ich praca nie była syzyfowa. O tę regulację przez lata walczyli aktywiści. Teraz sprawę załatwi kurs za kilka stówek - mówi Adam Sobieraj, prezes Fundacji Drogi Mazowsza.
- Minister Cieszyński podniósł argument, że obecne przepisy uderzają w osoby, które prowadzą działalność gospodarczą w postaci przewozów. Ale co mnie to interesuje, że to uderza w nich? Mnie interesuje to, żebym nie musiał bać się wyjechać z dzieckiem na drogę. Nowelizacja złagodzenia tych przepisów to zły kierunek. Możemy sprowadzić to do tego, że zezwala się na zabijanie, bo ktoś nie może zarabiać - dodaje.
Podkreśla przy tym, że jego zdaniem koniecznym byłoby dostosowanie nie tylko kodeksu drogowego, ale także prawa pracy.
- U nas zleca się kierowcom pokonanie dystansu z Warszawy do Gdańska w 2 godziny. Jeżeli jeden się na to nie zgodzi, to to zlecenie weźmie inny i będzie jechał te 200-230 km na godzinę, żeby zdążyć na czas. W Niemczech czy w Szwecji byłoby to nie do pomyślenia. Tacy kierowcy nie tylko sprowadzają zagrożenie na siebie, ale również pozostałych uczestników ruchu drogowego. Nic się nie zmieni, jeżeli pracodawcy nie przestaną dawać pracownikom niemal niemożliwych do zrealizowania zleceń - podkreśla Sobieraj.
Źródło: TVN24, BRD24.PL
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock