Dziś urodziny Tadeusza Mazowieckiego i dlatego Gazeta Wyborcza publikuje jego esej na temat Dietricha Bonhoeffera, luterańskiego pastora, antyfaszysty i męczennika, przedstawiciela tzw. chrześcijaństwa liberalnego, kwestionującego dosłowność Biblii i dopuszczającego indywidualne kształtowanie wizji Boga. To arcyinteresujący esej, polecam wszystkim jego lekturę, ale chciałbym się skupić na jednym zdaniu przypisywanemu Bonhoefferowi.
Otóż na krótko przed męczeńską śmiercią w obozie Flossenbürgu, na zadane mu pytanie, o co się modli, Bonhoeffer odpowiedział: „Modlę się o klęskę mego kraju”. To wspaniały punkt wyjścia do rozważań o patriotyzmie… Dowodzi, że patriotyczne bywają czasami nawet modlitwy o porażkę… W „Kaczorze po pekińsku” przytaczam zdanie „najwybitniejszego umysłu strategicznego współczesnej Azji” (jak określają go znawcy), założyciela i niekwestionowanego lidera Singapuru Lee Kwan Yewa. Mówi: „Nie uznaję sondaży jako metody rządzenia. Sądzę, że jest to dowód pewnej słabości umysłu - niezdolności wytyczania kursu. Płynąć z wiatrem, tam, gdzie sugerują media lub ludzie?… Nie byłbyś liderem”. W historii wielokrotnie wydarzało się, że patriotycznie nastawieni liderzy musieli podejmować decyzje, które uderzały w samą istotę tożsamości swojego narodu … Mam na myśli np. cesarza Konstantyna, który zlikwidował areopag odwiecznych rzymskich bóstw i uczynił chrześcijaństwo oficjalną religię imperium. Bolesława Chrobrego (dziś rocznica jego koronacji w 1025 r!), który nakazał wybijać zęby czczącym odwieczne bóstwa świeżo podbitych przez Polan słowiańskich plemion… Myślę o Mustafie Kemalu, zwanym Atatürkiem, który nie tylko zlikwidował urząd kalifa, czyli następcy Proroka, ale zakazał tureckim kobietom chodzić w chustach, a mężczyznom w fezach.
Mam na myśli Ariela Sharona, który w 2004 r. wbrew opinii swojej partii i obszernych części społeczeństwa Izraela, przemocą nakazał likwidować żydowskie osiedla w Strefie Gazy, a więc na terenach, które ortodoksyjni Żydzi uznają za przyznane im przez Boga Objawionego i zamieszkałe przez potomków Filistynów, których zabijanie Biblia pochwala… („rzekł [do Jozuego] Pan: «Jesteś stary, w podeszłym wieku, a pozostał jeszcze znaczny kraj do zdobycia. Oto ten kraj pozostaje: wszystkie okręgi Filistynów”… Joz 13, 1; „Po nim był Szamgar, syn Anata. Pobił on ościeniem na woły Filistynów w liczbie sześciuset ludzi”… Sdz 3,31; Samson zstąpił do Timny i ujrzał tam kobietę wywodzącą się z córek filistyńskich. Wróciwszy, tak oznajmił swemu ojcu i matce: «W Timnie ujrzałem wśród córek filistyńskich pewną kobietę. Weźcie mi ją teraz za żonę!» Rzekł mu jego ojciec i matka: «Czyż nie ma kobiety pomiędzy córkami twoich braci i w całym twoim narodzie, żeś poszedł szukać żony wśród nieobrzezanych Filistynów?» Samson odpowiedział swemu ojcu: «Weźcie mi tę, gdyż spodobała się moim oczom». Rodzice jego nie wiedzieli, że to pochodziło od Pana, który szukał słusznego powodu do sporu”… Sdz 14,1)…
Bonhoeffera i innych antyfaszystów, papież Benedykt XVI (wszystkiego najlepszego!), nazwał w przemówieniu w Auschwitz „światełkiem w ciemności”.
A u nas? Czy mieliśmy jakieś „światełka” w naszej historii? Czy w ogóle mieliśmy jakieś „ciemności”? Napadaliśmy, gwałciliśmy, ciemiężyliśmy innych? Gnębiliśmy, mordowaliśmy, przesiedlaliśmy? Czy zawsze byliśmy tylko i wyłącznie ofiarami przemocy innych? Winniśmy Bogu modlitwę za grzechy naszych ojców, czy powinniśmy zanosić na ołtarze tylko odpuszczenie naszym winowajcom?
A jeśli uznamy, że zdarzało się nam zaprowadzać wokół nas ciemność, to kogo z naszych rodaków możemy określić jako „światełka” ową ciemność potrafiące rozjaśnić?
Jakie postaci z naszej historii moglibyśmy zaliczyć do tych, którzy, dla szerzej rozumianego patriotyzmu, potrafili wystąpić przeciw naszej patrii?
Bardzo jestem ciekaw Państwa opinii.