Tajemnicze telefony i podpalenie auta Julii Pitery umacniają jej wizerunek niezłomnej tropicielki korupcji. Nie wszyscy jednak w to wierzą. "To postać nadmuchana, która nigdy niczego nie wykryła" – mówi "Życiu Warszawy" były prezydent stolicy Paweł Piskorski.
Ojciec Julii Pitery, profesor biochemii, chciał, żeby córka została lekarką. Jak wiele nastolatek Pitera (wówczas Zakrzewska) marzyła jednak o karierze aktorskiej i złożyła papiery do PWST. Nie dostała się. Trafiła na polonistykę i już w czasie studiów zaczęła uczyć w Liceum im. Dąbrowskiego. Na ostatnim roku, zgodnie z popularnym wówczas schematem, wyszła za mąż. Jej mąż Paweł Pitera studiował reżyserię. Wkrótce urodził im się synek, a w styczniu 1981 roku Julia znalazła pracę dokumentalistki w Instytucie Badań Literackich.
Ślęczenie nad stosami papierzysk, monotonne gromadzenie i systematyzowanie informacji wielu ludziom wydaje się nudne, ale Pitera znalazła w tym upodobanie. W latach 80. instytut był przystanią solidarnościowych opozycjonistów knujących przeciw reżimowi Jaruzelskiego. To właśnie tam Pitera poznała Jarosława Kaczyńskiego, zatrudnionego w magazynie. Znajomość zaowocowała w 1990 roku, gdy Kaczyński zaproponował jej pracę w Kancelarii Prezydenta Wałęsy. Zapisała się do Porozumienia Centrum, kierowanego przez braci. Okazało się to przełomowym momentem w jej życiu, gdyż od tej chwili Julia Pitera na trwałe związała się z polityką.
Pracowała dla kilku rządów solidarnościowych, a w 1994 roku postanowiła wystartować w wyborach samorządowych z listy... UPR Janusza Korwina-Mikkego. W Radzie Warszawy dała się poznać jako tropicielka afer i przekrętów. Przetarg na kasowniki, płatne parkowanie, zniżki na auta dla radnych, obrót mieszkaniami komunalnymi – sprawy, w które wściubiała nos trudno zliczyć. "Koncesje dla znajomków, przekręty, wyprzedaż za bezcen najdroższych działek to codzienność Warszawy" – mówiła w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Nie popuszczała też kolegom partyjnym, w rezultacie czego pożegnała się z UPR. W 1998 roku kandydowała z listy Ligi Republikańskiej, dokąd zaciągnął ją syn Kuba. Potem znalazła się w Akcji Wyborczej Solidarność. Zasłynęła, gdy odmówiła wsparcia dla kandydatury Piskorskiego na prezydenta Warszawy, uzgodnionej już przez AWS i Unię Wolności. W efekcie Piskorski został wybrany dzięki porozumieniu UW – SLD, a Pitera zaczęła z nim walkę na czele nowo powstałego klubu Zgoda Warszawska. Zarzucała Piskorskiemu, że wciągnął do samorządów znajomych biznesmenów i razem kręcą lody.
AWS-owcy wyklęli ją za zdradę, a dla nowych władz stolicy była niczym natrętna mucha, która gryzie, gdzie tylko może. "Popisywała się tam, gdzie to było dla niej wygodne" – mówi Piskorski. "Walka z korupcją stała się modna, więc postanowiła popłynąć na tej fali. Rzucała pomówienia, atakowała bez żadnych podstaw. Jeden jedyny raz prokurator zajął się sprawą, o której mówiła, ale sprawa zakończyła się umorzeniem z braku jakichkolwiek dowodów" – podkreśla.
Obiektem ataku Pitery stała się też spółka Echo Investment należąca do Michała Sołowowa, obecnie najbogatszego Polaka. Pitera zarzuciła firmie, że w nieczysty sposób nabyła atrakcyjne grunty. Proces, który wytoczyło jej Echo, wygrała. W tym czasie była już jedną z najpopularniejszych działaczek samorządowych w Warszawie, a w 2001 roku została szefową polskiego oddziału Transparency International – ogólnoświatowej organizacji walczącej z korupcją.
Na początku nowego stulecia znalazł się jednak hak i na samą Piterę. Okazało się, że władze Mokotowa odmówiły Piterom sprzedaży, po korzystnej cenie, ich zaadaptowanego na mieszkanie strychu. Urzędnicy stwierdzili, że mieszkanie jest większe, niż napisano w dokumentach (83 metry kw., a nie 66 metrów), a poza tym zostało przebudowane niezgodnie z prawem budowlanym. Julia Pitera rozpoczęła wtedy walkę z władzami dzielnicy i wicedyrektorem Wiktorem Czechowskim. Sprawa trafiła do Piskorskiego, który stanął po stronie władz. W mediach zaczęły się pojawiać opinie, że walka Pitery z układem warszawskim to po prostu jej osobista zemsta na prezydencie.
Coraz liczniejsi zwolennicy radnej twierdzili z kolei, że upubliczniono zwykły konflikt o lokal, by skompromitować działaczkę zasłużoną w walce z korupcją jak nikt inny. Ona sama przygotowywała się tymczasem do wyborów na prezydenta Warszawy. Wystartowała z niezależnego Komitetu Wyborczego Julii Pitery. Zajęła czwarte miejsce, prezydentem został Lech Kaczyński.
W 2003 roku dokonano nowej ekspertyzy mieszkania radnej, która tym razem okazała się dla niej korzystna. Jej przeciwnicy od razu zaczęli twierdzić, że to dzięki Kaczyńskiemu. Można było oczekiwać, że Pitera zwiąże się teraz z PiS, ona jednak zaskoczyła po raz kolejny – wybrała PO. "Władze PiS mają hurrarewolucyjny ciąg do tego, by otaczać się ludźmi, którzy bezwzględnie podzielają ich poglądy i deklarują oddanie" – mówiła w niedawnym wywiadzie dla "ŻW".
21 listopada Pitera kandydowała w wyborach w Płocku, gdzie jest znana, bo zajmowała się prywatyzacją tamtejszych zakładów mięsnych. Wygrała. Zgodnie z przewidywaniami, premier Tusk powierzył jej walkę z korupcją. Została pełnomocnikiem rządu. Ostatnio co i rusz jest bohaterką niepokojących zdarzeń.
Najpierw do prezesów państwowych firm LOT i Ciech dzwoniła jakaś pani i – podając się za Julię Piterę – żądała pracy dla "siostrzenicy premiera Tuska". Co ciekawe, tajemnicza kobieta znała dobrze sytuację w Ciechu, podawała m.in. nazwiska zatrudnionych w konkretnych biurach. Szefowie firm poinformowali o telefonach Piterę, a policja wszczęła w tej sprawie śledztwo, powierzając je specjalnej grupie operacyjnej.
Źródło: Życie Warszawy, PAP