Już w niedzielę odbędzie się najważniejsza gala filmowa na świecie, czyli ceremonia wręczenia Oscarów. "Barbie" Grety Gerwig może liczyć aż na osiem statuetek. O tytuł najlepszego filmu roku powalczy m.in. ze "Strefą interesów", która ma nominacje w pięciu kategoriach. O tym, jakie przesłanie niosą ze sobą oba filmy Marcin Wrona rozmawiał z główną korespondentką CNN do spraw rozrywki Elizabeth Wagmeister oraz Bartkiem Rainskim, koproducentem filmu "Strefa Interesów".
- Zdecydowanie ten film ma głębszy sens. Gdy ogłaszano jego premierę nikt tak naprawdę nie wiedział, o czym będzie. Każdy zna lalkę Barbie, ale z tą bohaterką nie wiązała się żadna historia. Reżyserka stworzyła natomiast fantastyczny kobiecy świat, ale z głębszym znaczeniem - tak o filmie Grety Gerwig mówiła w rozmowie z korespondentem "Faktów" TVN Marcinem Wroną Elizabeth Wagmeister.
Główna korespondentka stacji CNN do spraw rozrywki podkreśliła, że w "Barbie" jest wiele przesłań dotyczących feminizmu i mizoginizmu. - Dlatego też to obraz pełen różu, ale ma ukryte przesłania - stwierdziła.
Według niej możemy o tym filmie mówić jak o nowym otwarciu w Hollywood. - Filmy, które w ostatnich 10 latach odnosiły sukcesy to franczyzy dotyczące superbohaterów i nagle pojawia się "Barbie" jako najważniejszy film 2023 roku, który zarobił 1,4 miliarda dolarów. Myślę, że nikt nie mógł przewidzieć, że film o lalce odniesie sukces i zarobi ponad miliard dolarów. To na pewno otworzyło nowy rozdział, który pokazuje, że inny rodzaj opowiadania historii z perspektywy kobiet może odnieść sukces - powiedziała Wagmeister.
"Z czegoś, co miało być ostrzeżeniem dla ludzkości, ten film stał się bardzo bieżący"
Na pięć statuetek może liczyć polsko-brytyjska koprodukcja "Strefa interesów". Ma nominacje do Oscarów w kategorii najlepszy film roku, najlepsza reżyseria, scenariusz adaptowany, dźwięk i w kategorii najlepszy film międzynarodowy. O tym jak film o holocauście odebrali widzowie w Ameryce Marcinowi Wronie mówił jego koproducent Bartek Rainski.
- Odbiór jest różny. Generalnie spotykamy się z takimi opiniami, że ludzie bardzo mocno reagują na ten film, że nie mogą spać przez tydzień lub dwa. Ten film ich dotyka bardzo mocno od strony fizycznej, przeżywania dużo głębszego niż normalnie. Wręcz nie mówią o tym jako o filmie, tylko bardziej jako o doświadczeniu, bo dotyczy tematu, który jest ciężki, i pokazaniu Holokaustu od zupełnie innej strony, czyli od strony oprawców, a nie ofiar. I tego wszystkiego, co się wiąże z banalnością zła, która za tym idzie - mówił Rainski.
Przyznał, że twórcom zależało, "żeby ludzie troszeczkę głębiej weszli w ten film". - Cała konstrukcja filmu była budowana w zupełnie inny sposób niż normalnie. My nie szliśmy żadnym schematem, żadnym utartym torem. Schemat jest na tyle uniwersalny, że po prostu trafia dużo szerzej niż nam się nawet wydawało - stwierdził rozmówca Marcina Wrony.
Zwrócił uwagę, że filmów o Holokaustie powstało bardzo wiele. - Nawet spotykałem się z takimi opiniami: po co kolejny film o Holokaustie? Tylko, że wtedy jeszcze był to czas, kiedy nie było tej sytuacji na świecie, jaką mamy w tej chwili - zaznaczył Rainski.
- Tak się akurat złożyło, że myśmy tego nie przewidzieli, że chwilę po ukończeniu zdjęć Putin wjechał na Ukrainę, a chwilę przed premierą w Nowym Jorku stało się to, co się stało w Izraelu, a w konsekwencji w Gazie - powiedział producent. Jak mówił, "z czegoś, co miało być ostrzeżeniem dla ludzkości, ten film stał się bardzo bieżący, wręcz komentujący to, co się dzieje". - I to było zupełnie niespodziewane - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Warner Bros. Pictures