Jeżeli jesienią ciężaru opieki nad osobami z infekcjami górnych dróg oddechowych nie przejmą lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, to oddziały zakaźne - których w Polsce jest raptem kilkadziesiąt - nie podołają tej masie chorych, których na pewno będziemy mieć - powiedział w "Faktach po Faktach" prof. Robert Flisiak, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Dziennikarka, publicystka "Polityki" Joanna Solska dodała, że swoboda w przestrzeganiu obostrzeń "jest nadmierna, ale słuchamy tego, co mówi władza".
W sobotę Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że w ciągu ostatnich 24 godzin zidentyfikowano 584 nowe zakażenia SARS-CoV-2. To drugi najwyższy dzienny bilans od początku epidemii COVID-19 w Polsce.
Profesor Robert Flisiak, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku powiedział w sobotnich "Faktach po "Faktach", komentując dobowe statystyki nowych zakażeń, że nie powinniśmy "popadać w panikę". - Cały czas jesteśmy między 200 a 600 zakażeń dziennie, to jest cały czas ten przedział, który mamy mniej więcej od połowy marca - ocenił.
- Musimy się bać, czy jesienią nasz system opieki zdrowotnej to wytrzyma, bo tego się obawiam - dodał. - Jeżeli jesienią ciężaru opieki nad osobami z infekcjami górnych dróg oddechowych nie przejmą lekarze podstawowej opieki zdrowotnej, to oddziały zakaźne - których w Polsce jest raptem kilkadziesiąt - nie podołają tej masie chorych, których na pewno będziemy mieć. To będzie powód do zmartwienia - powiedział Flisiak.
- Zależałoby mi, żeby nie podawano liczby nowych zidentyfikowanych zakażeń, ale mówiono o ogniskach, ile jest ognisk i jaki mają charakter - zaznaczył. - Same liczby nic nie mówią. Nie mówią, ilu z tych zakażonych jest objawowych, jak dużo jest ciężkich przypadków. Jak spojrzymy na liczby umierających, to one cały czas nie są duże. W ostatnich tygodniach można powiedzieć, że to są cały czas liczby jednocyfrowe - dodał.
"Ludzie będą bardziej przestrzegać obostrzeń, jeśli będą widzieli, że one są logiczne"
- To są liczby, które powinny niepokoić - powiedziała Joanna Solska, publicystka "Polityki". - Natomiast nie są to liczby, które nas zaskakują. Pamiętamy przecież, jak przed wyborami sam pan premier zapewniał, że opanowaliśmy pandemię, że radzimy sobie lepiej niż wiele innych krajów, że nie ma żadnego ryzyka nawet dla grup najbardziej zagrożonych, żeby udały się do wyborów. Ludzie więc odebrali to tak, że można już luzować pewne obostrzenia. Bo skoro opanowaliśmy, to po kilku miesiącach, kiedy musieliśmy nosić maski i uważać, teraz przyszły wakacje i luzujemy sobie te ograniczenia - oceniła.
Zdaniem dziennikarki "to obostrzenia są nielogiczne". - W kwietniu, kiedy było zimno i o wiele mniej przypadków zakażeń, sanepid uznał, że molo w Sopocie trzeba zamknąć. Teraz, gdy liczba zakażeń jest rekordowa, na molo jest tłok - nie tylko w Sopocie, ale także na każdym innym - są tabuny ludzi, przechodzą, ocierają cię o siebie, nie zachowują dystansu. Ludzie będą bardziej przestrzegać obostrzeń, jeśli będą widzieli, że one są logiczne - zauważyła.
- Swoboda jest nadmierna, ale słuchamy tego, co mówi władza. Jeśli mówi, że pandemia została opanowana, to chętniej tego słuchamy, bo są wakacje. Myślę, że ta wysoka liczba zakażeń spowoduje, że zaczniemy wreszcie uważać - oceniła Solska.
Jak zaznaczyła, nie zauważa "żadnego sztabu walki z pandemią". - Pięć miesięcy się z nią borykamy, natomiast nie wiadomo kto za to odpowiada, kto jest twarzą walki z pandemią. Przedtem był to pan minister [Łukasz - przyp. red.] Szumowski, który jest kardiologiem, teraz jest to sam pan premier, który w ogóle nie ma nic wspólnego z medycyną. Wolałabym w tym sztabie widzieć fachowców i wiedzieć, kto personalnie swoim autorytetem ryzykuje to, że jego mamy słuchać, wie, co się dzieje, wie, co robić, żeby powstrzymać pandemię. A my nie wiemy nawet, czy to jest szczyt, czy nie - powiedziała Solska.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24