Polskie miasta, bez względu na ich wielkość, mają olbrzymie kłopoty finansowe w związku z zamrożeniem wielu gałęzi gospodarki. Reporter "Czarno na białym" Łukasz Karusta ustalił, jak wygląda rządowa pomoc i sytuacja finansowa miast.
Zazwyczaj wypełniona ludźmi kolej linowa w Szczyrku teraz wozi co najwyżej górskie powietrze – tak też jest nawet w sobotnie przedpołudnie. Biznes turystyczny przestał się kręcić ponad dwa miesiące temu. Burmistrz Szczyrku Antoni Byrdy podkreśla, że miejscowość żyje tylko z turystyki. - My nie mamy żadnych innych dochodów, nie mamy żadnego innego przemysłu. Dla nas taka sytuacja na dłuższą metę to jest katastrofa – dodaje.
Katastrofa, jak mówi burmistrz Antoni Byrdy, spadnie nie tylko dla hotelarzy i restauratorów, ale i na miejską kasę. - Patrząc na skalę wpływów z podatków z kwietnia 2019 i 2020 to jest spadek o około 40 procent. Obawiam się najbliższych miesięcy: czerwiec, lipiec, bo one będą druzgocące dla budżetu, jeśli ruch turystyczny nie odżyje. A wiemy, że przez najbliższe dwa miesiące na pewno nie odżyje – mówi burmistrz.
Budżet Szczyrku to 34 miliony złotych. Na konkretne wyliczenia jeszcze za wcześnie, ale na pewno w tym roku będzie o kilka milionów mniej - dlatego będą oszczędności. Przy wjeździe do miasta jeszcze w tym roku miały powstać parkingi, by mniej samochodów wjeżdżało do centrum - a obok parkingów miała się zaczynać druga kolejka linowa na szczyt Skrzycznego. - Na pewno ten proces zostanie zahamowany. Dużo siły kierujemy, żeby powstała kolej w stronę Skrzycznego, ale wiem, że ta inwestycja odwlecze się w czasie – mówi Antoni Byrdy.
"Nie będzie żadnych imprez miejskich do końca roku"
O odłożonych czy zawieszonych inwestycjach słychać jak Polska długa i szeroka. Co ważne - nie tylko w miejscowościach turystycznych, bo nie tylko one ucierpiały z powodu zamrożenia gospodarki. Reporterzy "Czarno na białym" w ostatnich dniach zapytali kilkudziesięciu samorządowców o stan finansów ich miast. Odpowiedzi są podobne – miasta ledwo wiążą koniec z końcem. – To lot w przepaść – mówi prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.
Żeby przepaść była jak najmniejsza, samorządy zaczynają cięcia. W niektórych miastach są one na razie na etapie planów, ale są też takie gdzie władze już podjęły konkretne działania. W Kołobrzegu zamrożono 22 miliony złotych przeznaczonych na inwestycje. - Nie powstanie świetlica, nie powstanie sala gimnastyczna przy jednej z kołobrzeskich szkół, nie powstanie kilka kilometrów dróg – mówi prezydent Kołobrzegu Anna Mieczkowska.
W Sopocie nie powstaną pomosty, które miały unosić się na wodzie tuż przy molo. Nie będzie też obserwatoriów astronomicznych przy szkołach - w sumie cięcia na 40 milionów złotych. W Łodzi na razie obcinane są mniejsze inwestycje.
Część miast oszczędzanie zaczyna od samych siebie. - Nie zatrudniamy nowych pracowników, gdy ktoś odchodzi na emeryturę. Nie będzie żadnych imprez miejskich do końca roku ani szkoleń – mówi prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński.
W miejskich budżetach największe koszty to oświata, ale tu o szybkie cięcia trudno – ale Chorzów i Białystok zdecydowały o likwidacji zajęć pozalekcyjnych. - Musimy ograniczać między innymi zajęcia dodatkowe czy tworzenie klas profilowych, chociażby sportowych – mówi Tadeusz Truskolaski.
W Krakowie oszczędności szuka się na co dzień. Kilka tygodni temu zaczęto w nocy wyłączać latarnie i podświetlenie zabytków. Pod Wawelem wyliczyli, że to oszczędność 20 tysięcy złotych każdego dnia.
Dochody Krakowa dzielą się na trzy części. 32 procent wpływów do miejskiej kasy pochodzi z podatków PIT i CIT. Drugim źródłem utrzymania miasta są przychody własne, takiej jak podatki od nieruchomości, z biletów komunikacji czy opłaty miejscowe. Trzecią część zarobków stanowią pieniądze, które Kraków dostaje z budżetu państwa. Pozostałe dochody stanowią ledwie 6 procent, a ponad połowa z tego stanowią środki unijne.
Niektóre z tych źródeł w ostatnich tygodniach zaczęły wysychać. Wpływy z podatku PIT zmalały o ponad 70 milionów złotych – ze 180 milionów złotych w kwietniu 2019 roku do 108 milionów w kwietniu 2020 roku. Podatek CIT skurczył się z 49 milionów do 15 milionów złotych. Spadki dochodów z podatków od nieruchomości czy z biletów są jeszcze liczone, ale to też dziesiątki milionów złotych.
W miastach przez ostatnie tygodnie malały też wpływy z parkometrów, czy z miejskich basenów. – Dochody z biletów MPK też znacząco spadają. To nie jest wina miasta, a odgórnych przepisów – mówi skarbnik Łodzi Krzysztof Mączkowski.
Gminy, żeby pomóc przedsiębiorcom, umarzały czynsze. – Spadną nam na pewno dochody z podatku od nieruchomości i z opłat za dzierżawę – mówi Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich. – Mamy też stratę potężną, jeśli chodzi o opłatę uzdrowiskową. Jesteśmy największym uzdrowiskiem i ta opłata stanowi ponad 6 procent po stronie dochodowej – zwraca uwagę prezydent Kołobrzegu Anna Mieczkowska. Tadeusz Truskolaski podkreśla, że to "cały konglomerat strat". – A przychodów nowych w ogóle nie ma – dodaje.
"Chcą nam poluzować możliwości zaciągania kredytu. Czyli jeszcze pogorszyć sytuację"
Z szacunków samych samorządowców wynika, że lokalne marcowe i kwietniowe budżety skurczyły się od kilkunastu do 20 procent. Maleją dochody z różnych źródeł, a wydatki rosną. Burmistrz Szczyrku Antoni Byrdy zwraca uwagę, że dużo więcej pieniędzy wydawanych jest na środki czystości. Z miejskiej kasy trzeba kupować też rękawiczki czy maseczki nie tylko do urzędów, ale też przedszkoli czy bibliotek. Trzeba też ozonować przystanki.
Część gmin będzie w najbliższych miesiącach walczyć o przetrwanie. – Słabsze samorządy będą ogłaszały upadłości i nie będą to przypadki jednostkowe – twierdzi prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.
Z drugiej strony wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz mówi o luzowaniu reguły finansowej w samorządach. - Będą one mogły się zadłużać w tym trudnym roku oraz w kolejnym – dodaje. - Propozycje, które do tej pory były, to że chcą nam poluzować możliwości zaciągania kredytu. Czyli jeszcze pogorszyć sytuację, bo nie dość, że to trzeba oddać w całości, to jeszcze zapłacić odsetki – wskazuje Andrzej Porawski.
Ministerstwo Finansów odpowiada: poczekajmy, może w samorządach nie będzie aż tak źle. Rzecznik prasowy Ministerstwa Finansów Paweł Jurek twierdzi, że "porównanie tegorocznego kwietnia z poprzednim jest niemiarodajne". - W ubiegłym roku do końca kwietnia należało wpłacić ewentualną dopłatę z podatku PIT. W tym roku przesunęliśmy to na koniec maja i tegoroczny kwiecień nie mógł mieć tej górki z podatku PIT – wyjaśnia.
Kluczowe są tu słowa o "ewentualnej" i "górce" - nie wszyscy mają niedopłaty z podatku PIT, a jeśli, to są to zazwyczaj niewielkie sumy, ledwo zauważalne w budżetach miast - zwłaszcza mniejszych miejscowościach, gdzie liczą na choćby niewielkie wsparcie.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24