Tylko i wyłącznie od odpowiedzialności społeczeństwa zależy ilość transmisji koronawirusa - powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24 dr n. med. Artur Zaczyński. - Ta liczba osób, które docierają do szpitali, jest wynikiem tego, że jako społeczeństwo nie szanujemy siebie nawzajem - ocenił. Dr Konstanty Szułdrzyński zwrócił uwagę, że "w rejonach, gdzie jest znacznie większa ilość zachorowań, gdzie jest znacznie większe zapotrzebowanie na łóżka szpitalne, te łóżka zaczynają się wyczerpywać". - Ofiary tej pandemii to nie będą tylko i wyłącznie pacjenci, którzy zachorowali na chorobę COVID-19 - dodał.
Polska Rada Biznesu zaapelowała, że "tylko podjęcie natychmiastowych kroków uchroni nas przed dramatycznym rozwojem sytuacji i paraliżem gospodarki oraz służby zdrowia". Tymi krokami ma być przestrzeganie obecnie obowiązujących zasad, które masowo są lekceważone. PRB przedstawiła również wytyczne dla pracodawców, które przygotował zastępca dyrektora ds. medycznych szpitala MSWiA w Warszawie dr n. med. Artur Zaczyński wraz z zespołem.
"Tylko i wyłącznie od odpowiedzialności społeczeństwa zależy ilość transmisji i osób w szpitalach"
O sytuacji w Polsce w związku z koronawirusem rozmawiali goście "Faktów po Faktach" w TVN24 dr Konstanty Szułdrzyński, kierownik Centrum Terapii Pozaustrojowych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie oraz dr n. med. Artur Zaczyński, dyrektor do spraw medycznych szpitala MSWiA w Warszawie.
- Główny inspektor sanitarny dawno dał zalecenia co do izolacji, co do noszenia masek, co do zachowania dystansu. Tutaj jest apel bardziej prospołeczny, promedialny, do wszystkich osób, które niosą informację społeczną, żebyśmy szanowali siebie nawzajem i żebyśmy zachowywali się odpowiedzialnie społecznie. Tylko i wyłącznie od odpowiedzialności społeczeństwa zależy ilość transmisji i ilość osób w szpitalach - zaznaczył dr Zaczyński.
Zwracał uwagę, że "lekarze bardzo ciężko pracują, to jest bardzo ciężka praca w kombinezonach, w ciężkich warunkach". - W dwa razy cięższych niż w normalnej działalności, nie mówiąc o leczeniu chirurgicznym, operacjach - mówił.
- Ta liczba osób, które docierają do szpitali, jest wynikiem tego, że jako społeczeństwo nie szanujemy siebie nawzajem, nie nosimy maseczek tam, gdzie potrzeba, nie zachowujemy dystansu społecznego - ocenił.
"Kluczowym problemem jest egzekucja nakazów, które zostały wydane kilka miesięcy temu"
Dr Szułdrzyński przyznał, że zgadza się w stu procentach z tym apelem. - Ale wydaje mi się, że kluczowym problemem jest egzekucja nakazów, które zostały wydane kilka miesięcy temu - powiedział.
- Jeśli wprowadzamy pewnego rodzaju rozwiązania prawne, nakazujemy ludziom nosić maseczki, a następnie tego w żaden sposób nie egzekwujemy, to doprowadzamy do sytuacji takiej, że postępuje erozja szacunku do prawa. Nawet jeśli zaostrzymy te restrykcje, to pytanie, kto ich będzie przestrzegał - mówił.
Dr Zaczyński dodał, że jeżeli chodzi o Centralny Szpital Kliniczny MSWiA w Warszawie, to widzi "zwiększoną liczbę osób, które potrzebują pomocy szpitalnej". - Widzimy gości imprez weselnych, najróżniejszych zbiorowisk masowych, którzy przyjeżdżają do Centralnego Szpitala Klinicznego spoza województwa, z innych rejonów objętych nieraz czerwonymi strefami - powiedział.
"Na papierze mamy ogromne rezerwy, ale w praktyce tych rezerw nie ma już praktycznie żadnych"
Szpital Uniwersytecki w Krakowie nie przyjmuje już kolejnych pacjentów z koronawirusem, bo brakuje wolnych łóżek. W związku z drastycznym wzrostem zachorowań władze województwa małopolskiego podjęły decyzję o przygotowaniu 150 nowych miejsc w placówkach na terenie województwa.
- Łóżka są w innych miejscach, niż są pacjenci - powiedział dr Konstanty Szułdrzyński, kierownik Centrum Terapii Pozaustrojowych Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. - Liczba pacjentów w poszczególnych regionach nie jest taka sama. W tych rejonach, gdzie jest znacznie większa ilość zachorowań, gdzie jest znacznie większe zapotrzebowanie na łóżka szpitalne, te łóżka zaczynają się wyczerpywać. Na papierze mamy ogromne rezerwy, ale w praktyce tych rezerw nie ma już praktycznie żadnych - skomentował.
Podkreślił także, że "nasz system opieki zdrowotnej był na granicy wydolności, a niektórzy mówią, że znacznie poniżej tej granicy, jeszcze przed pandemią". - My mieliśmy ogromne problemy z kolejkami do specjalistów, z leczeniem planowym, ortopedycznym, z leczeniem na czas chorób nowotworowych - powiedział.
- Ofiary tej pandemii to nie będą tylko i wyłącznie pacjenci, którzy zachorowali na chorobę COVID-19, to też będą wszyscy ci, którzy nie otrzymają należytej pomocy w odpowiednim czasie, a którzy chorują na wszelkiego rodzaju inne choroby - ocenił dr Szułdrzyński.
"Zmierzamy w tej chwili do wyczerpania potencjału systemu ochrony zdrowia"
Według niego, "to, do czego my zmierzamy w tej chwili, to jest wyczerpanie potencjału systemu ochrony zdrowia i zagrożenie życia licznych osób niekoniecznie zakażonych koronawirusem".
Pytany, czy nie zaczyna brakować ludzi do obsługi sprzętu, odpowiedział, że "w Krakowie ludzi nie brakuje do jego obsługi". - Natomiast rzeczywiście w skali Polski może zacząć brakować. Najbardziej drastyczne są braki nawet nie lekarzy, a pielęgniarek - zwrócił uwagę.
- Pielęgniarki anestezjologiczne zatrudnione w oddziałach intensywnej terapii są stosunkowo nieliczne. Mamy ogromny niedobór pielęgniarek w ogóle, a pielęgniarek tak wysoko wyspecjalizowanych, jak pielęgniarki anestezjologiczne, w szczególności - powiedział.
- Jeśli my tym zespołem, który mamy od 6,5 miesiąca, pracujemy w naprawdę straszliwych warunkach, to po tylu miesiącach ten zespół jest po prostu straszliwie zmęczony. Pytanie, jak długo będziemy w stanie jeszcze pracować w takich warunkach, tak nielicznym zespołem, nie mając absolutnie żadnych rezerw osobowych - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24