We wtorek mija rok od zwycięstwa wyborczego koalicji 15 października. Od kilku tygodni liderzy i ich doradcy zastanawiali się, jak można wykorzystać tę datę i przywrócić atmosferę tamtych dni. - Liderzy mieliby na przykład zjeść wspólne śniadanie, a potem "spontanicznie" zrobić spacer po Łazienkach Królewskich - mówi reporterce "Faktów" TVN Arlecie Zalewskiej polityk koalicji. Ale żadnej wielkiej fety ma nie być. Dlaczego? - Każdy chwaliłby się, co zrobiła jego partia, ale nikt nie chwaliłby całej koalicji - pada w odpowiedzi. Planowane jest dodatkowe posiedzenie rządu z wystąpieniem premiera.
Uśmiechnięty Andrzej Domański, a wokół grupka sympatyków. Wszyscy mają na piersi biało-czerwone serduszka. - Możemy selfie? - pyta jedna z pań. Inna dorzuca: - Dobrze pana ministra tu widzieć. Minister finansów jest jednym z pierwszych członków rządu, który pojawia się wśród sympatyków na sobotniej konwencji Koalicji Obywatelskiej.
- Słyszał pan już głosy pretensji o brak obniżki składki zdrowotnej? - pytamy. - Ja? skądże! - odpowiada minister i przypomina, że pierwsze rozwiązania pojawią się w przyszłym roku. Tyle, że mowa w nich jedynie o likwidacji składki od środków trwałych. W sprawie realnej obniżki głos chwilę później zabierze Donald Tusk.
- Liczyłem, że szybciej dojdziemy do ładu, także w koalicji rządzącej, na temat tej reformy - przyznaje. Premier ujawni jednak, że do końca roku koalicja przyjmie projekt ustawy, obniżający składkę zdrowotną dla samozatrudnionych i przedsiębiorców. Szczegółów na razie brak.
Pat od kilku miesięcy
To jedna z tych przedwyborczych obietnic, która dziś rozpala polityków ekipy rządzącej. Szymon Hołownia mówi: nie odpuścimy. Izabela Leszczyna: nie mamy przestrzeni fiskalnej. Donald Tusk: razem z koalicjantami dochodzimy do modelu. Taki pat trwa od kilku miesięcy.
- Wszyscy jesteśmy zmęczeni tymi nic niewnoszącymi negocjacjami. A część z nas jest już bardzo rozdrażniona i zniecierpliwiona - przyznaje ważny członek rządu. I dodaje: - Wisimy wyłącznie na tej "czwórce", jeśli oni się pokłócą, to będzie koniec koalicji.
Z naszych nieoficjalnych rozmów wynika, że relacje między liderami są dobre. Politycy są w niemal codziennym kontakcie osobistym albo telefonicznym. Problem jest inny. Zamiast rozmawiać o planach, gaszą pożary i zajmują się kryzysami, które wybuchają między ich partiami.
- Oni muszą zajmować się personaliami. Tym, kto kogo w koalicji próbuje oszukać. Kto nie dowiózł sprawy. Albo kto z jednej partii próbuje wykiwać tego z drugiej - relacjonuje nam atmosferę w koalicji polityk dobrze znający kulisy tych spotkań. Z czego to wynika? - Z głupoty? Chciwości? Pojęcia nie mam - odpowiada, rozkładając ręce.
A potem, pełen emocji dodaje: - Oni nie rozumieją, że jak przegramy wybory prezydenckie, to koalicja się rozpadnie. To będzie koniec i stracą te swoje stołki. Kłótnie w koalicji nie podobają się wyborcom koalicji rządowej. To ich demobilizuje. Tak wynika z badań zamówionych przez otoczenie premiera, o których pisał ostatnio portal Onet. Co jeszcze? Zwolennicy ekipy Tuska są też rozgoryczeni niespełnionymi obietnicami i brakiem skutecznych rozliczeń władzy PiS-u.
W ostatnim czasie odbyło się spotkanie Władysława Kosiniaka-Kamysza z Włodzimierzem Czarzastym i ministrami obu partii. - Omawialiśmy szczegóły spraw, które nas dzielą - mówi jeden z uczestników.
Jednym z tematów, omawianym kolejny już raz, był projekt ustawy legalizującej związki partnerskie. Jest gotowy, czeka na polityczną decyzje, by trafić do konsultacji społecznych, a potem na posiedzenie rządu. To kolejna po składce zdrowotnej sprawa, co do której koalicjanci nie są w stanie się porozumieć. - Jeśli nie uchwalimy choćby minimum w kwestii związków partnerskich, możemy zapomnieć o wygranej w wyborach prezydenckich - mówi polityk Lewicy. Polityk PSL uważa z kolei, że to, co ciągnie koalicję w dół, to sprawy światopoglądowe.
Wybory prezydenckie, a potem "świętowanie albo pakowanie"
Do wyborów prezydenckich ma nie być żadnych rekonstrukcji i żadnych poważnych zmian w rządzie. - Wszyscy muszą wytrzymać jeszcze kilka miesięcy, a potem albo świętować, albo się pakować - mówi nam polityk KO.
Resetem dla koalicji ma być start kampanii wyborczej. Moi rozmówcy twierdzą, że reżim kampanii, koncentracja na wyborach, a w drugiej turze "gra na jednego kandydata" sprawią, że koalicja rządowa wróci do korzeni, czyli do "antyPiS-u". - Tylko przed drugą turą jest jeszcze pierwsza, przetrwacie? - pytamy. Polityk KO mówi, że "szef kilka razy powtarzał, żeby nie prowadzili kampanii w kontrze do naszego kandydata. Żeby nie próbowali się na nas budować".
Potwierdza nam to polityk Lewicy, który mówi, że "premier chce od koalicjantów takiej deklaracji". - Czy to możliwe? - pytamy polityka Trzeciej Drogi. Słyszymy w odpowiedzi, że to "trudne". Szymon Hołownia pali się do startu, Lewica chce wystawić Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, Koalicja Obywatelska Rafała Trzaskowskiego. To jasne, że będą tematy, gdzie będą się ścierać i walczyć o tych samych wyborców.
Sikorski vs Trzaskowski
Co ciekawe, w sobotę to Radosław Sikorski swoim wystąpieniem zrobił większe od Rafała Trzaskowskiego show i zebrał większe brawa, co na miejscu komentowali uczestnicy. - Radek wciąż walczy, ale przestrzeni na jego start raczej u nas nie ma - mówi polityk z otoczenia Donalda Tuska.
Inny polityk dodaje, że ważne było, aby "Rafał przemawiał zaraz po premierze". Dla ludzi Trzaskowskiego kolejność przemówień na takich partyjnych wydarzeniach ma znaczenie, żeby nikt nie miał wątpliwości, kto jest drugi po "kierowniku". Politycy opowiadali też o wewnętrznych sondażach, z których ma wynikać, że to prezydent Warszawy spośród wszystkich badanych polityków, ma największe szanse na pokonanie kandydata PiS-u.
"Zrobiliśmy to, naprawdę" - tak rok temu ze sceny w wieczór wyborczy krzyczał Donald Tusk. Dla premiera 15 października to data symbol. Nie symbol zwycięstwa nad PiS-em, ale odebrania Jarosławowi Kaczyńskiemu władzy. Kiedyś pojawił się nawet pomysł, żeby to właśnie rok po tamtej wielkiej mobilizacji Polaków ogłosić nazwisko kandydata na prezydenta Koalicji Obywatelskiej, by wykorzystać tamtą energie, ale pomysł szybko upadł. Sztabowcy uznali, że kampania trwałaby za długo. A Trzaskowski zamiast Warszawą przez wiele miesięcy zajmowałby się swoją walką o prezydenturę. Dodatkowo, odkładając to na grudzień, Donald Tusk dał sobie jeszcze czas na ewentualną zmianę nazwiska kandydata.
Jak będzie świętowana rocznica rządów?
Jak koalicja ostatecznie zaplanowała zatem 15 października? Były pomysły na wspólne śniadanie w gronie czwórki liderów, a potem na "spontaniczny" spacer. Tak chcieli pokazać, że mimo trudności dobrze się dogadują. Inną opcją było wspólne uroczyste, ale nieformalne posiedzenie rządu, na które Donald Tusk doprosiłby Szymona Hołownię i Włodzimierza Czarzastego. Był też pomysł na wspólną konferencję. Tu jednak - jak słyszmy od polityków, którzy znają kulisy tych przygotowań - zastrzeżeń było najwięcej.
- Każdy z liderów chwaliłby się swoimi sukcesami i podkreślał, że jeśli coś się nie udało, to przez koalicjantów - słyszymy. Inny dodaje, że "łatwiej stworzyć dziś listę tego, co nas dzieli, a w takiej atmosferze trudno świętować". Ostateczny pomysł ma zaproponować otoczenie premiera. I najpewniej skończy się na uroczystym posiedzeniu rządu, które będą transmitować media. Premier ma tam podkreślić znaczenie koalicji, skupić się na sprawach bezpieczeństwa i ogłoszonej w sobotę przez niego nowej polityce migracyjnej rządu.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Paweł Supernak/PAP