Najpierw wyrwali ze ścian kable i rury. Potem wyprowadzili ludzi z mieszkań poniżej. Teraz zabiorą się za cięcie żelbetonowych konstrukcji, które będą ściągać na dół dźwigiem. Na koniec odbudują dach i kominy. Operacja pochłonie trzy miliony złotych i do rozbiórki zostaną jeszcze dwie części budowli, która zadziwiała kształtem i lokalizacją przez 30 lat. Willa przypominająca statek stoi na bloku w Jastrzębiu-Zdroju ostatnie dni.
Ponieważ budowla stoi na dachu bloku, nie będzie to zwykła i tania rozbiórka. Zapłaci Górnicza Spółdzielnia Budownictwa Mieszkaniowego w Jastrzębiu-Zdroju, która zarządza blokiem przy ulicy Północnej, bo właściciel najpierw się z nią długo procesował, a potem trafił za kraty za inne przestępstwa.
Koszt przerósł możliwości spółdzielni. Ostatecznie po przetargu i negocjacjach z wykonawcą zdecydowano się na demontaż jednej trzeciej części słynnej willi.
Wyrywanie rur, wyprowadzka ludzi i cięcie kawałek po kawałku
Prace rozpoczęły się pod koniec maja. - Zdemontowano instalacje wodne, energetyczne, grzewcze, czyli kable i rury - wymienia Arkadiusz Gromotka, prezes spółdzielni.
To było najprostsze i najmniej uciążliwe dla mieszkańców. Przed kolejnymi etapami, pod koniec czerwca, wszyscy z 16 mieszkań poniżej willi musieli się wyprowadzić - dla własnego bezpieczeństwa. - Urząd miasta wskazał dla nich lokale zastępcze, ale ich stan nikogo nie zadowolił. Niektórzy przenieśli się do rodzin, pozostałym spółdzielnia wynajęła prywatne mieszkania. Nie będą w tym czasie płacić za mieszkanie, które opuścili - wyjaśnia Gromotka.
"Ten czas" to jeszcze całe wakacje i wrzesień. Robotnicy będą wtedy na dachu bloku ciąć od góry żelbetowe konstrukcje i po kawałku, w pojemnikach, ściągać je dźwigiem na dół. Willi nie można po prostu zburzyć, bo stworzyłoby to zagrożenie dla całego bloku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w październiku powinna rozpocząć się odbudowa dachu i kominów, które właściciel willi zniszczył, realizując swoje marzenie. Niestety, robił to niezgodnie ze sztuką i prawem budowlanym. Willa nie ma żadnej dokumentacji.
Rozbierana jest najbardziej okazała część willi - ta która przypomina kabinę samolotu czy statku. W listopadzie może już nie być po niej śladu.
Wizje i więzienie
W sumie budowla ma około tysiąca metrów kwadratowych. Nazywano ją postmodernistycznym penthousem, futurystyczną rezydencją, skrzyżowaniem willi z Beverly Hills ze statkiem kosmicznym z "Gwiezdnych wojen" czy po prostu potworkiem. Jedni widzieli w niej okręt, inni samolot. Narośl na dachu jastrzębskiego bloku stała się symbolem początku kapitalizmu w polskim budownictwie, czyli totalnej samowolki.
Właściciel Jerzy G. przedstawiany był w mediach jako prywatny detektyw z Hamburga, który ścigał złodziei samochodów. Wrócił do rodzinnego Jastrzębia, kupił kilka mieszkań w bloku na Północnej i postanowił rozbudować je w górę. - Jurek marzył, żeby wybudować coś, czego nigdzie indziej nie ma – opowiadał nam o właścicielu willi jeden z mieszkańców bloku.
Jedni wierzyli w wizje, które roztaczał, że zrobi na dachu piaskownicę i basen dla dzieci, zbuduje wielkie akwarium, sprowadzi jeże i jastrzębie. Inni zaczęli podejrzewać, że może chce się przed kimś ukryć.
W 1994 roku dostał pozwolenie na budowę od ówczesnego prezydenta miasta. Miał postawić lokal nad jedną szczytową klatką, a reszta dachu miała być miejscem do podniebnych spacerów. Atrakcją miał być helikopter z demobilu. Zamiast tego na szczycie kilkukondygnacyjnej budowli, która rozlała się nad cztery klatki, powstało lądowisko dla prawdziwych helikopterów.
Budowa trwała do 2012 roku. Dwa lata później inspektor nadzoru budowlanego nakazał rozbiórkę willi. Ale G. nikogo nie wpuszczał na dach. Trzeba było go sądownie eksmitować, co udało się w marcu tego roku. G. już wtedy siedział. Ma wyjść na wolność w 2029 roku. Jego dzieła już pewnie wtedy nie będzie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24