W sierpniu na polskich radarach pojawił się niezidentyfikowany obiekt. Wojskowi podejrzewali, że to rosyjski dron. Wleciał z Ukrainy i zniknął w rejonie gminy Tyszowce (woj. lubelskie). Poszukiwania szczątków obiektu nic nie dały. Specjalna komisja wydała właśnie raport, w którym stwierdziła, że nie doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej. Pozostałe wnioski płynące z raportu zostały utajnione. Ekspert portalu defence24.pl komentuje, że to niemożliwe, żeby do Polski nic nie wleciało.
Radary pokazały, że 26 sierpnia o godzinie 6.43, na wysokości ukraińskiego miasta Czerwonogród, na terytorium Polski wleciał niezidentyfikowany obiekt.
Analiza trajektorii lotu, prędkości i wysokości, z jaką się ten obiekt poruszał – według przypuszczeń wojska – pozwalały domniemywać, że był to dron, np. typu Shahed, jakiego używają Rosjanie, atakując Ukrainę. W nocy z niedzieli na poniedziałek (25 na 26 sierpnia) Rosja zaatakowała zmasowanym ostrzałem rakietowym 15 obwodów Ukrainy, w tym także sąsiadujący z Polską obwód lwowski.
Przez 10 dni szukali szczątków obiektu. Nic to nie dało
Obiekt zniknął z radarów w rejonie gminy Tyszowce na południe od Hrubieszowa. Rozpoczęły się, trwające 10 dni, poszukiwania jego szczątków. Niczego jednak nie znaleziono.
- Przeczesaliśmy 3200 km kw. z powietrza i 250 km kw. podczas działań naziemnych - wyliczał na początku września, podczas konferencji prasowej, generał dywizji Maciej Klisz, dowódca operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych.
Nie doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej
Powiedział też, że „z wysokim prawdopodobieństwem trzeba stwierdzić, że nie doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej RP”. Teraz, jak informuje RMF FM, przypuszczenia te potwierdziła specjalna komisja powołana w DORSZ, która badała sprawę.
- Komisja stworzyła raport z którego wynika, że nie doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej – mówi w, rozmowie z tvn24.pl, podpułkownik Jacek Goryszewski, rzecznik DORSZ.
Dokument utajniono
Dodaje, że pozostałe wnioski płynące z raportu zostały utajnione.
- Są tam zbyt wrażliwe dane, które nie mogą być podane do wiadomości publicznej - zaznacza rzecznik.
Maksymilian Dura: to niemożliwe, żeby radar śledził obiekt, którego nie było
Komandor porucznik rezerwy Maksymilian Dura, ekspert portalu defence24.pl, komentuje w rozmowie z tvn24.pl, że z punktu widzenia magistra inżyniera elektroniki po wydziale radiolokacji Wojskowej Akademii Technicznej, jest to niemożliwe, żeby nic do Polski nie wleciało.
- Radar działa na takiej zasadzie, że wysyła impuls, który odbija się od obiektu i wraca. Z punktu widzenia inżynieryjnego, to niemożliwe, żeby radar zobaczył, a potem śledził obiekt, którego w powietrzu nie było – mówi.
ZOBACZ TEŻ: Znalezisko w lesie. Wstępnie wiadomo, co to jest
Zapytany o to, czy mogło być jednak tak, że całe zamieszania wywołały radary, które uległy np. awarii, nie wyklucza takiej ewentualności.
- To by jednak bardzo źle świadczyło o polskim sprzęcie. A nie podejrzewam, żeby tak było, bo polskie radary są na bardzo wysokim poziomie – zaznacza kmdr por. rez. Dura.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24