- Przed kasą w markecie wypadły mi banknoty, łącznie 600 złotych. Okazało się, że stojący za mną mężczyzna je zabrał. Jest świetnie widoczny na monitoringu. Dodatkowo znane są jego dane, bo po chwili przy kasie zapłacił kartą płatniczą - opowiada pan Mateusz. O zdarzeniu, do którego doszło w marcu zawiadomił policję, a ta po kilku miesiącach poinformowała, że sprawy nie da się namierzyć. Dlaczego? - Naprawdę nie mieliśmy innego wyjścia - mówi tvn24.pl podinspektor Małgorzata Barska z zielonogórskiej policji.
27 marca tego roku pan Mateusz był przejazdem w Zielonej Górze. Wieczorem poszedł do jednego z popularnych marketów. Kiedy stał przy kasie, wypadł mu plik banknotów. - O tym, że nie mam gotówki zorientowałem się kilkanaście minut później, kiedy byłem już w drodze do domu - opowiada mężczyzna. Zaznacza, że stracił 600 złotych. Wysokość tej kwoty będzie miało fundamentalne znaczenie w kontekście tego, co w sprawie działo się później.
- Zadzwoniłem do kolegi, żeby poszedł do sklepu i zobaczył, czy ktoś nie znalazł tych pieniędzy - opowiada.
Do sklepu poszedł Marcin, kolega. - Chodziłem, sprawdzałem, czy gdzieś nie leżą banknoty. I nic. W końcu powiedziałem pracownikom sklepu, co się stało i zrobiło się poruszenie. Pojawiła się kierowniczka, która powiedziała, że pójdzie przejrzeć monitoring - mówi.
Poczucie bezpieczeństwa
Po paru chwilach kobieta wróciła i powiedziała, co się stało.
- Kiedy Marcin był w sklepie, rozmawiałem z panią ze sklepu przez telefon. Usłyszałem, że pieniądze mi wypadły przy kasie, a stojący za mną pan poczekał, aż wyszedłem ze sklepu i wziął banknoty do kieszeni. Co więcej, kiedy przyszła jego kolej, zapłacił kasjerce za pomocą karty. Zapewniono mnie, że jakość monitoringu jest bardzo dobra, więc byłem pewien, że sprawa szybko się wyjaśni - mówi.
Był w błędzie.
- Zgłosiłem sprawę na policję. Powiadomiono mnie, że lepiej będzie, jak sam zadzwonię do przedstawicieli marketu i poproszę o zachowanie monitoringu, zabezpieczenie go przed skasowaniem. Tak zrobiłem. Przedstawiciel centrali, podobnie jak wcześniej pani ze sklepu, przekazał, że wszystko jest już zabezpieczone. Obraz podobno jest świetnej jakości - mówi pan Mateusz.
Po kilku miesiącach przyszło do niego pismo z zielonogórskiej komendy miejskiej informujące o tym, że nie udało się ustalić, "kto jest sprawcą wykroczenia".
- Byłem wstrząśnięty. Skoro policja ma nagranie z wizerunkiem sprawcy i wie, kiedy i jaką kartą płacił, to jakim cudem nie udało się go namierzyć? - pyta zdenerwowany mężczyzna.
Poczucie absurdu
Te pytania zadajemy podinspektor Małgorzacie Barskiej z zielonogórskiej komendy powiatowej.
- Jest nam ekstremalnie przykro, że sprawa skończyła się w taki sposób. Chcę jednak z całą mocą zaznaczyć, że policjanci w tej sprawie robili wszystko, co tylko w ich mocy - zapewnia. Jakim cudem zatem się nie udało?
- Kradzież 600 złotych obecnie jest wykroczeniem. To ważne w kontekście przeszkód, na które napotkaliśmy. Namierzanie sprawcy rozpoczęliśmy od najbardziej obiecującego tropu - sprawdzenia, do kogo należy karta, którą sprawca zapłacił tego dnia w sklepie - mówi policjantka.
Podinsp. Barska opowiada, że policjanci wystąpili do właściciela sklepu o dane karty i je otrzymali. Żeby jednak połączyć te dane z konkretnym nazwiskiem, trzeba wystąpić do banku.
- Żeby było to możliwe, policjanci wystąpili do prokuratora, żeby objął sprawę nadzorem. Prokurator się zgodził i wystąpił do sądu, aby ten zwolnił bank z tajemnicy bankowej. Problem w tym, że sąd uznał wniosek za bezzasadny, bo zgodnie z przepisami jest to możliwe tylko w przypadku przestępstw - mówi policjantka.
Poczucie bezkarności
Policjanci - jak opowiada podinsp. Barska - spróbowali zatem namierzyć złodzieja na podstawie jego wizerunku uwiecznionego przez sklepowe kamery.
- Twarz sprawcy została rozesłana do wszystkich naszych policjantów, ale nikt go nie rozpoznał. Poszukiwany nie był też nam wcześniej znany, najpewniej nie miał problemów z prawem - zaznacza rozmówczyni tvn24.pl.
Dodaje, że funkcjonariusze chcieli opublikować wizerunek złodzieja, bo to często najskuteczniejsza metoda.
- Najpewniej sprawca bojąc się wstydu sam by się zgłosił. Tyle, że zgodę na publikację wizerunku musi wyrazić prokurator. Nawet o to nie występowaliśmy, bo w analogicznej sprawie zostaliśmy poinformowani, że w sprawie wykroczeń nie ma mowy o ujawnianiu czyjegoś wizerunku - rozkłada ręce rzeczniczka zielonogórskiej policji.
Czy zatem to oznacza, że sprawca będzie bezkarny?
- Mamy nadzieję, że nie. Jeszcze bardziej zależy nam na tym, żeby na tym przykładzie wskazać, że czasami mamy skrępowane ręce. że kradzież mienia o niemałej przecież wartości spada do kategorii wykroczenia, gdzie możliwości ścigania sprawców są bardzo ograniczone - kończy.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock